Już 8 grudnia 1980 roku François Régis Hutin napisał w „Ouest-France”: „Trzeba pomóc Polsce (…), dostarczając jej podstawowych artykułów, przede wszystkim żywnościowych. Trzeba to uczynić natychmiast, u progu zimy, która ma być sroga”. Ten apel ukazał się ponad rok przed ogłoszeniem stanu wojennego. Po latach, w przeddzień 25. rocznicy ogłoszenia stanu wojennego w Polsce – 12 grudnia 2006 roku w poznańskim kościele oo. Dominikanów otwarto wystawę „Mieszkańcy Bretanii Polakom. Pomoc humanitarna 1981-1994”.
Wystawę zorganizowano jako wyraz wdzięczności mieszkańców Poznania za ofiarną akcję pomocy udzielonej przez mieszkańców Bretanii. Gościem honorowym otwarcia wystawy była Gabrielle Peixeira z redakcji „Ouest-France”. Towarzyszyli jej przedstawiciele Domu Bretanii i Fundacji Poznań – Ille-et-Vilaine. Honory gospodarza pełnił Paweł Kozacki – przeor poznańskiego klasztoru oo. Dominikanów, redaktor naczelny miesięcznika „W drodze”, duszpasterz „Paleolitu”, a Urząd Miasta Poznania reprezentował Maciej Frankiewicz – wiceprezydent Poznania.
Obraz tamtych lat na fotografiach. Na wystawie znalazło się wiele dokumentów archiwalnych „Ouest-France” oraz będących własnością Remy`ego Marchanda, przewodniczącego komitetu „Solidarite France-Pologne” w Saint-Malo. Na fotografiach uwieczniono wielu dźwigających paczki do samochodów mieszkańców Rennes, rodziny z dziećmi i darami – nieznanych nam naszych francuskich sprzymierzeńców i przyjaciół.
Na kserokopii pierwszej strony tej gazety z 14 grudnia 1981 r., a więc drugiego dnia stanu wojennego, podano w nagłówku: „Pologne: l`ordre militaire”. Z kolei w czołówce z 16 grudnia: „L`ordre? On doute”, z jej lewego górnego rogu spogląda na nas Lech Wałęsa z fajką. Ile radości to zdjęcie z tej bretońskiej gazety wywołałoby w Polsce, gdy generał Jaruzelski z Wojskową Radą Ocalenia Narodowego, wprowadzając 13 grudnia stan wojenny, zawiesił funkcjonowanie tytułów prasowych (np. w Poznaniu już 14 grudnia 1981 r. redakcję tygodnika „Tydzień”, mającą siedzibę w kamienicy na ul. Śniadeckich 21, wizytowały służby specjalne. Podobnie funkcjonariusze SB pojawili się w wielu poznańskich redakcjach i innych w całej Polsce).
Od inicjacji akcji pomocy do współpracy polsko-francuskiej. Kurator wystawy Ewa Waliszewska wspomniała początki akcji, gdy trzeba było zabiegać o tę pomoc, wiedząc, że to, co się działo wówczas w Polsce, to narastający dramat – w sklepach spożywczych straszyło pustką na półkach, na których najpewniej można było zobaczyć: ocet, musztardę oraz gdzieniegdzie skrzynie z ziemniakami. Nadzieje na zmianę tej koszmarnej sytuacji nie tylko zaopatrzeniowej, lecz ustrojowej, wiązaliśmy z rozpoczęciem legalnej działalności „Solidarności 80”, gdy zdołano ją zarejestrować. Trudno sobie wyobrazić, jak wyglądałoby wtedy życie wielu bez szlachetnego odzewu wielkodusznych Francuzów z Bretanii na nieme wołanie Polaków o ratunek.
W akcji pomocy humanitarnej uczestniczyło wielu znanych i także anonimowych darczyńców. Inicjatorzy – pracownicy redakcji „Ouest-France” wykonali przeogromną pracę, nagłaśniając sytuację w Polsce, organizując odbiór i przekazywanie darów, w tym także leków, pomagając w kontaktach ofiarodawców z potrzebującymi pomocy. Do najaktywniejszych przedstawicieli redakcji, przez te całe 13 lat, zresztą odpowiedzialnych za akcję, jej koordynację i organizację, należeli: Rene Buffe (już nieżyjący) i Gabrielle Peixeira.
Znaczącą rolę w rozwoju kontaktów francusko-polskich odegrał François Régis Hutin – dyrektor gazety. Dzięki jego osobistemu zaangażowaniu w 1989 roku Rada Generalna departamentu Ille-et-Vilaine, miasto Rennes i dziennik „Ouest-France” utworzyli w Rennes Stowarzyszenie Ille-et-Vilaine –Polska.
W 1990 roku po podpisaniu deklaracji o współpracy między miastami Rennes a Poznaniem powstała Fundacja Poznań – Ille-et-Vilaine. W podróży setnej ciężarówki darów dla Polski, która z Rennes wyjechała 20 maja 1990 roku, uczestniczyli zarówno państwo Hutin, jak i Gabrielle Peixeira i Rene Buffe.
Zasłużeni zostali uhonorowani Medalem Świętego Iwona. Medal Świętego Iwona, patrona Bretanii, ustanowiła Rada Fundacji Poznań – Ille-et-Vilaine w 2001 roku. Medal ten jest przyznawany osobom i instytucjom, które mają wyjątkowe zasługi w umacnianiu współpracy polsko-francuskiej, szczególnie między Wielkopolską a Bretanią.
Podczas otwarcia wystawy uroczyście Medalem św. Iwona uhonorowano panią Gabrielle Peixeira za jej aktywność w akcji pomocy Polsce oraz poznański klasztor oo. Dominikanów, reprezentowany przez przeora Pawła Kozackiego.
Kościół dominikański w Poznaniu stanowił podczas stanu wojennego główne centrum przyjmowania i dystrybucji darów pomocy humanitarnej. Iluż z nas ma nadal w obolałej pamięci dramaturgię lat osiemdziesiątych i te dary od ludzi dobrej woli spoza Polski, które niosły zarazem otuchę i jednocześnie ratowały egzystencję w czasie wielkiego niedostatku – z powodu „przymusowych urlopów”, utraty pracy za niepoddanie się presji ówczesnego rządu, żądającego od dziennikarzy złożenia aktu lojalności (sankcja: „wilczy bilet” w zawodzie). Były to czasy internowania, więzienia działaczy podziemnej „Solidarności” i innych formacji opozycji, braku pracy, biedy i reglamentacji towarów. Dziennikarzom i wielu anonimowym zaangażowanym w twórczość wolnościową i podziemny obieg informacji nie wytrącono jednak pióra z rąk.
Przeor Paweł Kozacki: „Dominikanie kierowali się zasadą: Głodnych nakarmić, nagich przyodziać”. Wielu z nas pamięta zaś tę pracowitość i aktywność kapłańską śp. dominikanina Ojca Honoriusza – Stanisława Kowalczyka (duszpasterza akademickiego, który celebrował trzy lata wcześniej w tym kościele mój i męża ślub, a zmarł w 1983 roku w dramatycznych okolicznościach, po wypadku w Wydartowie w niewyjaśnionych dotąd do końca okolicznościach). Zajęty ludźmi, pomocą dla nich i wiecznie na nogach, natychmiast po ogłoszeniu stanu wojennego pojechał do internowanych, aby ich spowiadać i udzielić im Komunii świętej. Inni dominikanie mieli w nim wzór – wszyscy pracowali z oddaniem służbie ludziom: wypakowywali z samochodów olbrzymią ilość darów, potem rozkładali np. odzież na dziedzińcu kościoła, kierowali gromadami zaproszonych do wybrania rzeczy czy odebrania paczek, informowali i radzili. A trzeba też przypomnieć, że wówczas dziedziniec kościoła lustrowały kamery usadowione na ścianie sąsiedniego budynku, w którym urzędowały władze.
Maciej Frankiewicz: „Sam skorzystałem z tych paczek, gdy byłem w więzieniu”. W imieniu nas wszystkich dziękował przedstawicielom francuskiej gazety, ludziom z Bretanii, miasta Rennes – Maciej Frankiewicz, obecny zastępca prezydenta Poznania. „Sam skorzystałem z tych paczek, gdy byłem w więzieniu. Pragnę wyrazić wielką wdzięczność za pomoc. Wiem, ile ona dla mnie i innych znaczyła” – powiedział.
W odpowiedzi usłyszał od uśmiechniętej Gabrielle Peixeira`y skromne zapewnienie: „To czyniliśmy spontanicznie z potrzeby serca. Kierowaliśmy się wrażliwością na potrzeby bliźnich. To normalne”.
Rozmowom nie było końca. Po zakończeniu części oficjalnej otwarcia wystawy zostaliśmy uraczeni ciasteczkami i lampką „Cidre Doux”. Część biesiadników po rozpoznaniu w gromadzie swoich dawnych znajomych, nie widzianych od lat, a pamiętających tamte czasy stanu wojennego i spotkania w różnych okolicznościach oraz późniejsze dzieje, nawiązywała do nich w ożywionych rozmowach.
Miałam przyjemność porozmawiać z panią Gabrielle Peixeira, osobiście jej podziękować, wyrażając wdzięczność wszystkim, którzy zapisali w naszym życiu tak piękną kartę solidarności. Wspomniałam też kilka faktów z życia naszej redakcji Dziennika Wielkopolan „Dzisiaj” (byłam redaktorką pracującą w nim, podobnie jak mąż Tadeusz Golenia − od pierwszych jego dni, czyli od 1 grudnia 1989 roku), w tym np. o tym, że mając w pamięci akcje pomocy i zaangażowanie w nią Stowarzyszenia „Ille-et-Vilaine – Polska” oraz fundacji – pisaliśmy o tym niejednokrotnie. Przypomniałam też, że ten dziennik był pierwszym po „Gazecie Wyborczej” ukazującym się w 1989 roku w Poznaniu tytułem wolnej, niezależnej prasy. Był najpierw opatrzony podtytułem: „Gazeta tych, którzy głosowali na »Solidarność«” , a wykluwał się on m.in. na dziedzińcu dominikańskiego klasztoru w Poznaniu – bo to właśnie w tym miejscu jego wydawca: Spółka Akcyjna „Wielkopolanin”, którą kierował w roli prezesa prof. Stanisław Mikołajczak, naukowiec Wydziału Filologii Polskiej Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, zebrała swoich pierwszych akcjonariuszy-założycieli.
W zespole redakcyjnym tego niekonwencjonalnego dziennika spora gromada ideowców znalazła wreszcie miejsce pracy dziennikarskiej i nawet artystycznej, bowiem władając również piórem literackim i np. uprawiając oprócz dziennikarstwa twórczość plastyczną, literacką, można było proponować różne utwory do publikacji, które najczęściej trafiały na łamy. W 1981 roku podczas stanu wojennego wielu z nas powiązanych z walką podziemną o wolną Polskę było przesłuchiwanych, internowanych, miało od władz „wilcze bilety” w zawodzie dziennikarskim za odmowę podpisania aktu lojalności. Wielu z nas też wraz z rodzinami znalazło się wówczas w dramatycznym położeniu, często przez lata doznając nękania i z konieczności po utracie zatrudnienia poszukując innej pracy. A właśnie m.in. do internowanych dziennikarzy i więzionych działaczy „Solidarności” czy innych formacji opozycji i ich rodzin trafiały dary z Bretanii, o czym mówił Maciej Frankiewicz, wiceprezydent Poznania, który był znany z buntowniczego zaangażowania w „Solidarność Walczącą”. Poza wszystkim, czym te dobra były dla egzystencji wielu z nas wybiedzonych i zastraszanych ludzi, miały one wymowę bezcenną dla ducha: Ludzki świat, ten z Bretanii, mówił do nas: jesteśmy z wami!
Ze wzruszeniem wspominałam w rozmowie z panią Gabrielle Peixeira te dary roznoszone solidarnie do potrzebujących, którzy przyjmowali je ze wzruszeniem wspaniałomyślnością nieznanych ofiarodawców. A że trafiały one również pod nasz dach, dach mojej rodziny, nie sposób było nie powiedzieć, że pozostaję za nie wdzięczna po dziś dzień. Nasz mały synek, który po pierwszym najściu naszego mieszkania przez funkcjonariuszy SB (14 grudnia 1981 roku) najpierw zdumiał nas swoją instynktowną reakcją, bowiem podarł po ich wyjściu wezwanie na przesłuchanie na Kochanowskiego dla nieobecnego w domu męża Tadeusza (będącego w tym czasie w redakcji tygodnika „Tydzień”, nawiedzonej również przez przedstawicieli służb). A później przy rozpakowywaniu produktów-darów widział na zmianę kapiące na nie moje gorące łzy i uśmiech słany mu przeze mnie dla uspokojenia go w tych okolicznościach.
Pamięć zachowała dramatyczny komunikat w kościele oo. Dominikanów. Pod koniec wieczoru poświęconego otwarciu wystawy „Mieszkańcy Bretanii Polakom. Pomoc humanitarna 1981-1994” podeszła do mnie mieszkająca w Poznaniu Maria Szymańska, matematyk, by opowiedzieć o jednym z wydarzeń w kościele dominikańskim podczas stanu wojennego, którego była świadkiem.
Ojciec Honoriusz podczas jednej z przedpołudniowych mszy św. wykrzyknął (mając podać informację o śmierci Wojciecha Cieślewicza):
„Ludzie, co wy robicie?!!!”. I tylko dodał: „Pogrzeb na Junikowie, pobity przez UB”.
Wszyscy obecni na tej mszy zamarli. Organista, świadomy obecności w kościele tajnych funkcjonariuszy SB, grał zaraz hymn „Gaude Mater Polonia” („Raduj się, Matko Polsko”). Nikt nie wstał!
Stefania Pruszyńska
(Publikacja aktualizowana, wznowiona, z 14 grudnia 2006 roku).