Po śmierci Conrada Drzewieckiego wspominamy jego kreacje artystyczne, i choreograficzne. Miał Pan jednak wyjątkowe doświadczenie w swojej pracy zawodowej, związane z tym wybitnym polskim choreografem i artystą. Gdyby Pan sięgnął do wspomnień, jak Panu się jawi postać Conrada Drzewieckiego? – pytam Emila Wesołowskiego, dyrektora artystycznego Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu.
– Mogę mówić o Conradzie Drzewieckim jako o swoim ojcu artystycznym. Poznałem go jako 17-latek. Był on wtedy szefem baletu poznańskiej Opery a także pedagogiem tańca współczesnego w Państwowej Szkole Baletowej. Dla nas to było spotkanie z czymś, o czym nie mieliśmy zielonego pojęcia. Mam na myśli nowe trendy, które poznał i przywiózł z Paryża, w tym technikę Marthy Graham i Merce’a Cunninghama – dla nas całkowitą nowość. Byliśmy szczęśliwi, że rozpoczyna z nami, z moim rocznikiem tę pracę – zostaliśmy zaangażowani do zespołu baletowego Opery, z dziewięciu chłopców aż sześciu trafiło do tej placówki. Przy nim nauczyliśmy się tego wszystkiego, co się kojarzy z choreografią. Miałem to szczęście, że brałem udział w spotkaniach, na których poznawaliśmy różne szczegóły jego sztuki – jak słucha muzyki, jak buduje myśl choreograficzną na jej podstawie i jak realizuje ją na scenie. To było wyjątkowe doświadczenie, które wywarło na mnie wielkie wrażenie.
Stefania Golenia Pruszyńska: Takie szczególne i bliskie doświadczanie kontaktu z wybitnym nowatorskim choreografem i tancerzem w balecie jest udziałem nielicznych…
– Pracowałem z Conradem Drzewieckim 13 lat. W Teatrze Tańca miałem z nim kontakt codziennie. Nie tylko pracowałem z nim na ul. Koziej w Polskim Teatrze Tańca, lecz także jeździliśmy razem po całym świecie, a takie wyprawy ludzi bardzo zbliżają. A i nie byłbym sobą, gdybym nie powiedział, że był trudnym dyrektorem – z trudem przyjmował sugestie i propozycje. Miał naturę autokraty. Tak się zdarzało, że albo on chciał mnie zwolnić, albo ja odchodziłem. To też był dowód na siłę uczuć. Byłem jego asystentem, pierwszym solistą, więc te nasze relacje były podbudowane także pewnym rodzajem walki. Każdy z nas walczył o swoje, ja o kreację sceniczną, on – o kształt swojej choreografii. Pamiętam wiele przedstawień, np. Wieczór Baletów z muzyką B. Bartoka: „Cudowny mandaryn” i „Sonata na dwa fortepiany i perkusję”, „Epitafium dla don Juana” i „Modus vivendi” z muzyką Rudnika, „Krzesany” Kilara. Miałem szczęście w tych niezwykłych spektaklach uczestniczyć.
Powiedział Pan, że Conrad Drzewiecki był silną osobowością…
– Tak, zdecydowanie silną. Praca z nim zaciążyła na całym moim życiu zawodowym. W 1979 roku postanowiłem się usamodzielnić, po 13 latach – wychodziłem z Teatru z garbem artystycznym Conrada Drzewieckiego. Każdy artysta o silnej osobowości pozostawia ślad w innych. Jednak to wszystko, co wiem o sztuce choreografii, zawdzięczam Conradowi… Jeszcze przed jego śmiercią spotkałem się z nim parę razy. Trochę traktował mnie jak ucznia. Sprawił to jego stosunek do mnie, który był w sporej mierze stosunkiem ojcowskim.
Co w myśli choreograficznej Conrada Drzewieckiego było, Pana zdaniem, najbardziej istotne, charakterystyczne?
– Najbardziej charakterystyczną cechą jego sztuki choreograficznej było to, że na bazie techniki Marthy Graham i Merce’a Cunninghama zbudował własny, bardzo oryginalny język choreograficzny. Druga cecha to ta, że był on ogromnie muzykalny i jego choreografie były bardzo silnie związane z muzyką, bliskie partytury. Ważną cechę stanowiło też to, iż jego układy choreograficzne były zawsze lepsze dla mężczyzn. Miało to związek z tym, że ten typ tańca był mu bliski. To był przecież genialny tancerz i wiele jego wielkich kreacji nie sposób zapomnieć, takich jak Rudobrody w „Jeziorze łabędzim”, Diabeł w „Panu Twardowskim”.
Jaka jest Pana refleksja w związku z jego już od ponad pół roku nieobecnością?
– Żal, że odszedł… Największy polski choreograf XX wieku.
Rozmawiała: Stefania Golenia Pruszyńska
Rozmowę z Emilem Wesołowskim, dyr. artystycznym Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu, przeprowadziłam 4 marca 2008 w Teatrze Nowym w Poznaniu.
Emil Wesołowski, aktualnie dyr. artystyczny Teatru Wielkiego w Poznaniu im. Stanisława Moniuszki, tancerz, choreograf, pedagog. Był dyr. Baletu Teatru Wielkiego – Opery Narodowej.
W 1966 r. po ukończeniu Państwowej Szkoły Baletowej w Poznaniu podjął pracę w Operze Poznańskiej. W 1973 r. wraz z zespołem baletowym Conrada Drzewieckiego odszedł z opery – został solistą. Od 1976 r. pierwszy solista Polskiego Teatru Tańca, w którym tworzył kreacje w choreografii Conrada Drzewieckiego, pierwszy wykonawca Jazona w balecie „Medea” Teresy Kujawy.
Z zespołem Drzewieckiego wystąpił w wielu krajach Europy, współpracował jako pedagog z poznańską szkołą baletową, zajęcia baletmistrzowskie prowadził w Polskim Teatrze Tańca, zainicjował współpracę choreograficzną z teatrami dramatycznymi i muzycznymi.
W 1979 r. sezon kierował baletem Opery Wrocławskiej, a następnie Teatru Wielkiego w Poznaniu. W połowie 1982 r. przyjął funkcję kierownika baletu w warszawskim Teatrze Wielkim, tam wykonał role charakterystyczne: Złą Wróżkę Carabosse w „Śpiącej królewnie” Gusiewa, Wdowę Simone w „Córce źle strzeżonej” Ashtona i Przełożoną w „Balu kadetów” Lichine’a.
Pod koniec sezonu 1984/85 współpracował choreograficznie z Januszem Wiśniewskim przy jego przedstawieniach autorskich.
W uznaniu swojego dorobku we wrześniu 1992 r. Emil Wesołowski otrzymał tytuł głównego choreografa, a w lipcu 1995 r. został dyrektorem Baletu Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie. Funkcję te sprawował do końca maja 2006 r.
Przygotował także choreografię do dwóch słynnych produkcji operowych, reżyserowanych przez Mariusza Trelińskiego – „Damy Pikowej” w berlińskiej Staatsoper Unter Den Linden (grudzień 2003) i w Operze Narodowej w Warszawie (grudzień 2004) oraz do „Andrei Chénier” w Teatrze Wielkim w Poznaniu (marzec 2004) i w Operze Waszyngtońskiej.
Jego dziełem są choreografie m.in. do: „Madame Butterfly” Pucciniego, „Króla Rogera” Szymanowskiego, „Strasznego dworu”Moniuszki, „Otella” Verdiego, „Oniegina” Czajkowskiego, „Don Giovanniego” Mozarta, „Aidy” Verdiego, „Andrea Chénier” Giordano, „La Bohème” Pucciniego. Najważniejsze realizacje choreograficzne Emila Wesołowskiego: „Quattro movimenti” (muz. B. Schaeffer, Opera Wrocławska, 1980), „Ballada” (muz. F. Chopin, VII Łódzkie Spotkania Baletowe, 1983), „Trytony” (muz. Z. Rudziński, Teatr Wielki w Warszawie, 1985), „Gry” (muz. C. Debussy, Teatr Wielki w Warszawie, 1989; przeniesione później również do repertuaru Teatru Wielkiego w Łodzi, Polskiego Teatru Tańca i Opery Wrocławskiej), „Mozartiana” (muz. P. Czajkowski, Polski Teatr Tańca, 1990), „Dies irae” (muz. R. Maciejewski, Teatr Wielki w Warszawie, 1991), „Legenda o Józefie” (muz. R. Strauss, Teatr Wielki w Łodzi, 1991 i Teatr Wielki w Warszawie, 1992), „Święto wiosny” (muz. I. Strawiński, Teatr Wielki w Warszawie, 1993),„Romeo i Julia” (muz. S. Prokofiew, Teatr Wielki w Warszawie, 1996), Tryptyk: „Powracające fale”, „Harnasie”, „Krzesany” (muz. M. Karłowicz, K. Szymanowski, W. Kilar, Teatr Wielki w Warszawie, 1997), „Cudowny Mandaryn” (muz. B. Bartók, Teatr Wielki w Warszawie, 1999), ponownie „Harnasie” (muz. K. Szymanowski, Teatr Wielki w Warszawie, 2006).
Fot. Emila Wesołowskiego: Juliusz Multarzyński