Wypowiedź Ewy Wycichowskiej, dyrektor naczelnej i artystycznej Polskiego Teatru Tańca, o Conradzie Drzewieckim podczas naszej rozmowy odsłania kolejne wątki z życia wybitnego i zasłużonego dla polskiej sceny baletowej choreografa. Te wątki splotły się dość szczególnie z ważnymi etapami życia Ewy Wycichowskiej i jak się okazało − były istotne dla losów baletu w Poznaniu…
Stefania Golenia Pruszyńska: Na Pani drogach artystycznych i zawodowych i w samym Polskim Teatrze Tańca często i niekonwencjonalnie jawiła się postać Conrada Drzewieckiego. Jak wpisał się on w Pani biografię?
Ewa Wycichowska: − W poznańskiej szkole baletowej byłam uczennicą Conrada Drzewieckiego. Były dwa autorytety artystyczne, mające na mnie wówczas największy wpływ: z jednej strony Olga Sawicka, a z drugiej – Conrad. Był wybitną osobowością w każdej dziedzinie sztuki, którą się zajmował jako tancerz, choreograf, reżyser, scenograf.
Pamiętam swoją wielką fascynację jego rolą w „Trójkątnym kapeluszu” do muzyki Manuela de Falli. Po cichu, na szkolnym korytarzu uczyłam się jego kroków, męskiej partii, która w wykonaniu Conrada była jak prawdziwy ogień. Podobnie, w „Błękitnej rapsodii”, improwizacji do Szekspira. Nasz klasa uciekała z lekcji na próby do opery, by oglądać, jak tańczy i tworzy choreografie Conrad Drzewiecki. Dziś wiem, że ten podziw wynikał nie tylko z maestrii technicznej, ale przede wszystkim z jego specyficznego myślenia o człowieku, nie tancerzu, ale człowieku tańczącym.
W repertuarze Conrada tańczyłam podczas praktyk szkolnych w operze. Spotkało mnie wielkie wyróżnienie, bo zostałam wybrana m.in. na tournee do Włoch. Wszystkim wydawało się oczywiste, że po dyplomie rozpocznę pracę w balecie Opery Poznańskiej, ale panująca tam struktura i hierarchia, nakazująca młodym tancerzom kilkuletnie czekanie w kolejce na swój czas, była mocno zniechęcająca.
Nie chciałam wyjść na scenę „za zasługi kombatanckie”, chciałam tańczyć, bo ten zawód trwa za krótko, by pozwolić sobie na zmarnowanie choćby jednego sezonu. Dlatego wyjechałam do Łodzi, gdzie tworzono nowy, młody zespół. Po roku otrzymałam tam tytuł solistki. Przed wyjazdem poszłam pożegnać się z Conradem. To jedno z tych wspomnień, które pokazuje siłę jego charakteru – zaczęłam mówić o perspektywach, które mam w Łodzi, repertuarze… Nie pozwolił mi dokończyć, powiedział krótko z typowym dla siebie przekąsem: „wszystko rozumiem”, a kwiaty, które mu wręczyłam, po prostu wyrzucił przez okno. Po latach, kiedy „już mi wybaczył”, żartowaliśmy oboje z tego wspomnienia. Ale taki był Conrad − impulsywny, całkowicie podporządkowany swojej artystycznej wizji i nie tolerujący niczego, co mogłoby mu w jej realizacji przeszkodzić.
Kiedy w 1973 r. odbywał się konkurs choreograficzny w Łodzi, przewodniczącym komisji konkursowej był Conrad Drzewiecki. W tym konkursie pierwszą nagrodę zdobył Tomasz Gołębiowski, wtedy mój mąż. Wówczas nawet nie myślałam o tworzeniu choreografii. Zostałam również nagrodzona, ale pierwszym miejscem za wykonanie. Zaproponowano mi wówczas pracę w nowo powstałym Polskim Teatrze Tańca, ale Tomasz, mój małżonek, tej propozycji nie otrzymał, więc i ja nie zdecydowałam się jej przyjąć.
Zaraz potem wyjechałam na stypendium do Paryża do L’Académie Internationale de la Danse. Był sezon 1974- 1975. Spotkałam tam pedagogów, z którymi współpracował Conrad Drzewiecki. Chodziłam na te same lekcje. Można rzec, że po jego śladach. Tak więc, w pewnym sensie, nie opuszczał mnie.
Wówczas zgłębiałam tajniki nowych technik wykonawczych i obserwowałam kierunki, w jakich podąża choreografia. Oglądałam repertuar zespołów, w których tańczył w sowich „francuskich” latach. Jednak pełnia współpracy zdarzyła się nam dopiero wiele lat później, kiedy zatańczyłam w Łodzi główną rolę w spektaklu Conrada „Ognisty ptak”. Mijały lata, spotykaliśmy się na konkursach, festiwalach, aż przyszedł rok 1988.
Po wielkim namyśle, można by rzec: po „ciąży decyzyjnej”, podpisałam „cyrograf” i przejęłam po Conradzie Drzewieckim, który postanowił odejść na emeryturę, Polski Teatr Tańca w Poznaniu. Tym, który tworzył tę placówkę i zabiegał o jej przetrwanie, był prezydent Andrzej Wituski. Dla mnie kluczowe znaczenie miał fakt, że decyzja o rozwiązaniu zespołu wisiała w powietrzu, nie mogłam dopuścić do tego, by tak po prostu zniknął z artystycznej mapy Teatr założony przez Conrada Drzewieckiego. I tak oto jestem tu 20 lat.
Conrad schował się przed światem. Mówił: uciekam przed zawałem. Jednak dał się namówić na stworzenie nowych kreacji na 25-lecie Teatru. Powstała wtedy zadedykowana mi „Pieśń Roksany” do muzyki Szymanowskiego i „Śmierć Izoldy” do Wagnera.
Przed drugim zawałem nie uciekł jednak… Odwiedziłam go w szpitalu, rozmawialiśmy wtedy szczerzej, niż kiedykolwiek wcześniej, w trakcie naszej ponad 40-letniej znajomości, jak przyjaciele. Dał się wtedy przekonać do uroczystości jubileuszowych z okazji 80. urodzin. Z tej okazji wystąpiliśmy z wnioskiem o nadanie temu wielkiemu artyście Złotego Medalu Gloria Artis. Uroczystość miała charakter kameralny, odbyła się w gabinecie Marszałka Marka Woźniaka, zgodnie z wolą Conrada, bez udziału dziennikarzy. Przygotowaliśmy wówczas również wystawę zdjęć i plakatów, obrazujących jego dokonania, a także sesję naukową poświęconą jego twórczości. Był bardzo ciekaw tego nowego, akademickiego spojrzenia.
Nie doczekał 81. urodzin. Wiem, jak jest nadal bardzo obecny. Nie tylko na portretach, najbardziej w myślach. Wiele z jego słów i artystycznego credo rozumiem dziś bardziej niż kiedykolwiek, kieruję Polskim Teatrem Tańca już 20 lat, czuję „opiekę” Conrada, bardzo mu dziękuję…
Rozmawiała: Stefania Golenia Pruszyńska
Ewa Wycichowska – aktualnie dyrektor naczelny i artystyczny Polskiego Teatru Tańca – Baletu Poznańskiego (od 1988 r.). Tancerka, choreograf, pedagog. Absolwentka Państwowej Szkoły Baletową w Poznaniu i Akademii Muzycznej w Warszawie. Studiowała taniec modern w L’Academie de la Danse w Paryżu u Yuriko i Petera Goosa. Była primabaleriną Teatru Wielkiego w Łodzi. Jest członkiem Międzynarodowej Rady Tańca działającej pod patronatem UNESCO. Profesor na Wydziale Edukacji Akademii Muzycznej w Warszawie. Debiutowała jako choreograf utworem „Głos kobiecy” ( nieznanej poetki) do muzyki Krzysztofa Knittla. Obecnie jest autorką ponad 60 prac choreograficznych, zrealizowanych w Polsce, Włoszech, USA, Niemczech. Łączy talent artystyczny z umiejętnościami menedżerskimi. Do współpracy ze swoim zespołem zaprosiła m.in.:Birgit Cullberg, Mats Ek, Örjan Andersson, Jens Östberg, Gray Veredon, Toru Shimazaki, „Les Carnets Bogouet”, Marie Brolin-Tani, Virpi Pahkinen, Yossi Berg i Jacek Przybyłowicz.
Ewa Wycichowska ma wiele sukcesów na światowych scenach baletowych (role: Julii w „Romeo i Julii”, „Giselle”, „Coppelii”, „Córce źle strzeżonej”, a także w „Zielonym stole” (chor. Joos), „Gajane” (chor. Ejfman), „Medei” (chor. Kujawa), „Ognistym ptaku” (chor. Drzewiecki), „Królewnie Śnieżce” (chor. Borkowski), „Śnie nocy letniej” i „Wolfgangu Amadeuszu” (chor. Gray Veredon), „Carmen” (chor. Makarowski), „Faust goes rock” i „Skrzypku Opętanym” (we własnej choreografii). Jest znana publiczności całego świata, reprezentowała polski balet na festiwalach w USA, Kanadzie, Peru, Mongolii, Francji, Grecji, Hiszpanii, Izraelu, Wielkiej Brytanii, Turcji, Włoszech, Finlandii, Gruzji, Rosji i Japonii, zasiadała w jury krajowych i międzynarodowych konkursów baletowych.
Jest laureatką Nagrody Młodych im. Wyspiańskiego I stopnia, Medalu 200-lecia Baletu Polskiego, Medalu Wacława Niżyńskiego, Fringe Firsts Special Award w Edynburgu, Nagrody ZAiKS za wybitną twórczość choreograficzną, Srebrnego Medalu Gloria Artis. W środowisku artystycznym Ewa Wycichowska jest postrzegana jako pasjonatka, odważna poszukiwaczka nowych dróg twórczych. (sp)
Na fot. Ewa Wycichowska
Fot.: Andrzej Grabowski