[..] jeno mądra mowa i rozumne postępowanie nie mnożą wrogów i zwaśnionych sadzają do jednego stołu − by radzili nad tym, co kogo boli, co komu potrzebne, a co możliwe i kiedy. I by ważyli racje przychylne ugodzie − Przędomir.
Ulice i place, o grozo! w jasyr wzięły nadobne niewiasty. Nie wiadomo, które to białogłowy i czy wszystkich stanów. Pono te maszerujące na ulicach porzuciły kądziele, kołowrotki, krosna, dzieże, stągwie, kotły i balie. Bydła w obejściu już nie oprzątają. Jadła nijak nie warzą. Parobków przegnały na dziesięć wiatrów. Jedne chłopu ani krztynki dostępu do alkowy nie dają, a inne dzieciskom, babulom i dziadulom w rodzie każą jeno siedzieć na zydelkach i z chałupy nosa nie wyścibiać. A te wszystkie domowe wystrachnięte, smutne… Co tam matuli, córuli i wnuczuli, że od tygodni pusto w miskach, a te małe w jednej koszuli! Co im tam, że uczone pany i medycy wieszczą o zarazie i że ona, jak już nawet w zamorskich krajach gadają, jakowymś straszliwym pomiotłem diabelskim zabija ludziska!
Wpierw trzeba więc dawać baczenie na tę zarazę, by całe wioski i grody nie legły, jak już bywało! One tymczasem swoje! Gromadami przez grody idą, wrzeszcząc wniebogłosy! Jakby przy krosnach czy dzieży nie mogły swoich gniewów huczeć i buczeć. Jakby nie mogły się zebrać i z jaką Radą Starszych pisma pospołu ułożyć i słać pocztylionem do Jaśnie Wielkiej Władzy.
A w głowach mają insze inszości… i tylko na ową Jaśnie Wielką Władzę ryczą jak zarzynane woły, by je uwolniła od kądzieli, kołowrotków, krosien, dzieży, stągwi, kotłów i balii. I od potomstwa, gdy nie będą chciały go mieć!
Nawet straszą i grożą! Ani powozem przejechać przez grody, ani spokoju zaznawać. Mówi się pokątnie o tym, że coraz to więcej jest wzburzonych tym, co głoszą owe niewiasty i czym straszą ludzi. I że niejedni już ledwie powstrzymują się od okazania im swojego sprzeciwu albo nawet gniewu. Toż to byłoby piekło! I jak tu w takim harmidrze żyć, gdy i zaraza, i tyle nienawiści i zniewag z niewieścich ust?! Taka ich nierozumność jest nie pojęcia!
A też słychać raz po raz jakichś nieokrzesańców czy doprowadzonych do ostateczności jak ten, co z okien na głównej promenadzie wykrzykiwał:
– Widać, na te baby nie ma innej rady, jak słać na ulice dziady – stróżów od porządku, co to nie jak one − głowy mają nie od parady!
Pewnikiem te złotka białogłów, które trzymają za pazuchą − będą im zabrane na zadatek dla felczerów i medyków na kurację i medykamenty na tę zarazę, co to je i nas wszystkich jednako może dopaść i powalić. A w tych harcujących i butnych swawolach na ulicach ustrzec się od niej nie sposób i zaraz też nie roznieść jej po chałupach, o czym co żwawsi medycy trąbią na lewo i prawo. Może te piekielnie rozsierdzone już na wszystko niewiasty złotka stracą też za te swoje ryki, przecie sroższe od fornalskich, co to mają się nijak do żadnej znanej chóralnej pieśni, modlitwy czy mowy mądrej i uważnej na racje.
Co też białogłowy uczyniły z powagą i rozwagą? Starły je w żarnach? Wplotły w płótna? Potopiły w baliach? Nie widać już tej mądrości, która trzymała całe polskie rody i w grodach, i w siołach ku pożytkowi wszystkich. Czyżby im nagle było tak daleko do niej, że musiałyby sięgać aż poza księżyc, by ją znaleźć? A jeno mądra mowa i rozumne postępowanie nie mnożą wrogów i zwaśnionych sadzają do jednego stołu − by radzili nad tym, co kogo boli, co komu potrzebne, a co możliwe i kiedy. I by ważyli racje przychylne ugodzie.
Przędomir
Wprowadzam na łamy felieton autorstwa Przędomira i rekomenduję go do lektury i refleksji wszystkim Czytelnikom, nie tylko Gazety Autorskiej IMPRESJee.pl − nade wszystko ceniącym mądrość, kulturę osobistą i myślenie. Myślenie, w którym mówi wszechstronna wiedza, wrażliwość i odpowiedzialność.
Nie mam zresztą najmniejszej nawet wątpliwości, że Autorowi pomieszały się epoki. Wskazuję jednakże, że białogłowy w przeszłości nigdy nie wcielały w swoją mowę i postawy takich szkaradzieństw, obrazoburstwa i wandalizmu, jakimi współczesne buntowniczki kąsają uszy i oczy obserwatorów, licznych adresatów i komentatorów.
Pozostaje zagadką, jak zamierzają zdobyć potrzebne poparcie, gdy już samym odstręczającym dla wielu tak objawianym „wizerunkiem” oddalają od siebie i swoich racji nawet tych, którzy byli gotowi deklarować się czy ogłosili się jako sprzymierzeńcy.
Gdyby zaś komu po lekturze tych treści i analizie ilustracji przyszły do głowy pytania jakie na przykład o: bielmo na oku, jednorożce (dwurożce przecież nazbyt powszednie), nazwy i słowa nieczęsto dzisiaj używane, kulturę i historię rokowań w ważnych kwestiach społecznych, dyplomację, postęp w wielu dziedzinach prawa, aktualne drogi do inicjatyw ustawodawczych czy rewizji prawa ustanowionego bądź decyzją arbitra (gremium) unieważnianego − pozostaje mi jedynie polecić lekturę licznych źródeł. Odświeżenie wiedzy czy jej zgłębienie zawsze ubogaca i uszlachetnia. Może także ekspertom, doradcom czy samym zainteresowanym uregulowaniem sprawy budzącej ich sprzeciw wskazać drogi sprzyjające cywilizowanemu i skutecznemu ich rozwiązaniu − z poszanowaniem wzajemnym praw każdej ze stron konfliktu i obowiązującego prawa.
Abelard Z. Wiński
(Publikacja zaktualizowana, najnowsza aktualizacja: 19 listopada 2020).