Na kolejne Spotkanie Noworoczne Wielkopolan, tradycyjnie zorganizowane w Auli Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, lecz tym razem w Święto Trzech Króli, przybyli zaproszeni na nie parlamentarzyści, ministrowie, przedstawiciele samorządu, władz miejskich i wojewódzkich, kultury, nauki, życia gospodarczego Wielkopolski i mediów. Gospodarzem uroczystości był marszałek Marek Woźniak, a gościem specjalnym − Krzysztof Zanussi i kino nieme Charliego Chaplina.
Część artystyczną tegorocznego Spotkania Noworocznego Wielkopolan stanowiła projekcja filmu Charliego Chaplina „Gorączka złota”. Krzysztof Zanussi, który wystąpił w roli cicerone tej atrakcji, w swojej przedmowie do seansu przytoczył zabawną anegdotę o niegrzecznej dziewczynce, ziewającej z nudów, pragnącej zwrócić na siebie uwagę, którą porównał do filmu niemego.
Sala koncertowa Auli UAM, mająca po ubiegłorocznym remoncie nowy blask i klimatyzację, a od zawsze doskonałe warunki akustyczne, była zapełniona niemal do ostatniego miejsca.
„Gorączka złota”, film z 1925 r., drzemiący w pamięci niemal każdego, z genialnym aktorem i zarazem producentem, reżyserem i kompozytorem, przez wiele pokoleń kinomanów kochanym elegancikiem-klaunem, mimem z wąsikiem w meloniku i z laseczką, czyli Charliem Chaplinem, został przyjęty przez wszystkich gości tego spotkania jako nadzwyczaj zapotrzebowany dar, mający moc podniesienia na szczyty klimatu optymizmu, którym powiało z przemówienia marszałka Marka Woźniaka.
Obraz ten wyzwolił wiele radości. Tragikomicznym scenom, serwowanym przez Charliego Chaplina − aktora, drepczącego w za olbrzymich i nie do pary butach klauna, prześwietnej postaci kina niemego, towarzyszyła muzyka tegoż samego Charliego Chaplina − kompozytora, którą na żywo odtworzyła orkiestra poznańskich filharmoników pod kierownictwem Franka Strobla.
Poznańscy filharmonicy tym razem grali i wystrzał z rewolweru, i mruczenie niedźwiedzia, i łamanie sopla lodu. Bezbłędnie i tak dobranymi barwami dźwięków, że bawiły jako aluzja: wystrzał w istocie kojarzył się z hukiem otwieranej butelki szampana…
Z kolei do sceny jankeskiej zabawy w saloonie orkiestra zaśpiewała szkocką „Auld Langs`s Ayne”, co niemal kusiło do lustrowania muzyków, czy rzeczywiście otwierając usta, używają własnych strun głosowych.
Trzeba przyznać, że poznańscy fiharmonicy oczarowali nas wszystkich. W tym mistrzowskim popisie, odebranym jako nadzwyczajne wydarzenie artystyczne, niemały udział miała Europejska Filharmonia Filmowa, specjalizująca się w przygotowywaniu muzyki na żywo do filmów niemych.
A że aktorstwo Chaplina i jego scenariusz z tak licznymi gagami, których przed nim nikt nie wymyślił, wymagają jednak nie tylko obrazu, lecz i dźwięku, praca poznańskich muzyków fiharmonicznych nad tym spektaklem pod wielkim ekranem trwała i trwała. Najpierw sceny wtopione w klimat sentymentalnego smutku, gdy bohater w roli sługi zrezygnowny, nękany różnymi przeciwnościami, człapiący po śniegu na stromej ścieżce, nieświadomy, że za nim drepcze wielki niedźwiedź, innym razem − pogrążony w beznadziei przygotowań posiłku z gotowanego buuuuuta (taki duży!) i konsumpcji sznurowadeł, zastępujących spaghetti… A te barwy emocji, sytuacyjne, kiedy bohater nieporada topi się niemal w rezygnacji i pogodzeniu ze swoim losem czy też dla odmiany − wędrowca zdawałoby się donikąd… wymagały również nie lada sztuki muzycznej.
A ileż stawiał wyzwań przed muzykami choćby kolejny obraz marionetkowego popisu tańca chodaków na stole − majstersztyku choreograficznego Chaplina, który wprawił w zachwyt i podziw nawet filmową Georgię, kobietę widzianą przez Charliego jako zjawisko nie dla niego i marzenie, skrywaną miłość, zdawałoby się beznadziejnie niewzajemną. I ten nastrój zwątpienia w swoje szanse bohatera filmu, próbującego jednak konsekwentnej drogi do swej wybranki, że w końcu przyjmuje on postawę burżuja w stylu amerykańskim − przecież szczęśliwego już nie poszukiwacza złota w Klondike, lecz jego zdobywcy, posiadacza. Orkiestra w savoir-vivrze nie zawiodła i w tym momencie, podczas gdy już bogacz Charlie jeszcze niedostatecznie potrafi się rozstać ze swoimi starymi, brzydkimi manierami z okresu biedniackiego, bo podnosi z ziemi nadpalone cygaro. Dla przypomnienia, że obowiązują w tym świecie dobre maniery i że bohatera stać już na wszystko, w sukurs przychodzi gest podania mu nowego cygara z wielkiego pudełka.
Kompozytorskie szaleństwa Chaplina, zsynchronizowane muzycznie na żywo z obrazem − tworzyły fenomenalną ilustrację dźwiękową także na etapie uczenia się bohatera filmu roli bogacza, której jest po trosze nieświadomy i do niej popychany niemal. I te tonacje w finałowej scenie, w której w końcu piękna kobieta i Charlie jednak do siebie lgną prawie z takim samym entuzjazmem. To zapewne działanie czarów płynących z majętności. Ta puenta niesie refleksję i morał, w której Chaplin odsłonił swój przenikliwy zmysł obserwatorski i demaskatorski. I ta muzyczna synchronia z Rimskim-Korsakowem, „Lotem trzmiela”, który akcentował zapewne jakąś szczególną cechę natury ludzkiej…
Zachwyt i uznanie dla wykonawców i organizatorów tego niebywałego seansu wyraziły gorące brawa na stojąco całej widowni. Cieszyło zaś dodatkowo złamanie nim konwencji sztywnej oprawy ceremonii życzeń władz samorządu i miasta, zazwyczaj praktykowanej podczas takich noworocznych przyjęć.
Znakomitą sposobnością do rozmów czy odświeżenia kontaktów lub poznania nowych postaci wielkopolskiej sceny polityczno-gospodarczo-kulturalnej było po tych wrażeniach z górnej półki artystycznych smaków i sensów − specjalne przyjęcie, które sprzyjało klimatowi woli jeszcze większego i żywszego zaangażowania ich uczestników w dobrorozwojowe aktywności dla regionu. Z niemałych też już własnych zasług w tym dziele dla Wielkopolski wynikała obecność na tym spotkaniu każdego z gości.
Stefania Golenia Pruszyńska