O wystawie „Przemysł, sztuka, polityka” w Muzeum Narodowym w Poznaniu z dr. Witoldem Garbaczewskim, autorem, kuratorem, kierownikiem Gabinetu Numizmatycznego, a także autorem katalogu pod tym samym tytułem rozmawia Stefania Pruszyńska.
W nazwie i idei wystawy powiązał Pan zdawałoby się na pierwszy rzut oka odległe od siebie terytoria: przemysł, politykę i sztukę. Hasła te dookreśla jednak podtytuł: „Wystawy gospodarcze na ziemiach polskich i z Polską związanych w okresie zaborów ok. 1850 -1914”. Co skłoniło Pana do wyboru takich ram tematycznych?
Witold Garbaczewski: − Z tematem tej wystawy wiąże się wiele motywów jej zorganizowania, w tym oczywiście ten szczególnie ważny − historyczno-patriotyczny. Wiadomo, że w Polsce w czasach zaborów wystawy to było coś znacznie więcej niż tylko sam fakt o znaczeniu gospodarczym. Wiele tych wydarzeń miało wymowę podtrzymywania polskości i ducha walki narodowej z zaborcą. Pozostało po nich wiele pamiątek – obiektów o znaczeniu zarówno artystycznym, jak i historycznym. Spora ich część jest świadectwem walki o polskość. To widać w wyrytych na medalach i stworzonych na plakatach, dyplomach − pejzażach, nieraz postaciach, np. Piasta, symbolach polskiego orła, kolorach białym i czerwonym, stroju szlacheckim.
Co było dla Pana tym impulsem, który zdecydował o charakterze całego przedsięwzięcia?
− Wszystko, co jest związane z tą wystawą, miało początek w Bydgoszczy, gdzie wówczas pracowałem. Tam, zajmując się numizmatyką, zwróciłem uwagę na medale poświęcone wystawom gospodarczym. Medalierstwo jest częścią numizmatyki, zatem nie było ono w centrum moich zainteresowań, jednak przyciągnęło mnie i zaangażowało swoimi wartościami nie tylko historycznymi, lecz także sztuki.
Aby mieć pełną wiedzę o medalach znajdujących się w zbiorach, podjąłem dużą kwerendę. Generalnie – w muzeach, zwłaszcza w zbiorach: Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum Narodowego w Krakowie, Muzeum Miejskiego Wrocławia, Muzeum Książąt Lubomirskich w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich we Wrocławiu, Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu, Muzeum Narodowego w Szczecinie, Muzeum Mazowieckiego w Płocku, Muzeum Plakatu w Wilanowie, Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy czy Muzeum Narodowego Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie. Poza tym − w zakładach, szczególnie we wrocławskim Ossolineum − Zakładzie Narodowym Ossolińskich.
Poszukiwania zaś w małych miastach, np. w Pleszewie i innych, miały na celu ustalenie, czy tam znajdują się jakieś nowe obiekty. Co najbardziej interesujące – tymi obiektami okazały się dyplomy z wystaw z tamtych czasów − dokumenty z elementami sztuki, rysunkami, grafikami. Można przypuszczać, że jeszcze jakaś część nagród czy innych zachowanych dowodów materialnych organizowanych wówczas wystaw znajduje się w prywatnych rękach – jako pamiątki rodzinne. Część pewnie znajduje się w lokalnych małych muzeach.
Na czym skoncentrował się Pan w kolejnym etapie prac, gdy już zdobył Pan dostęp do różnych eksponatów czy pamiątek?
− Po sporej kwerendzie stworzyłem katalog medali i innych obiektów z wystaw gospodarczych na ziemiach polskich w czasach zaborów. Jest to mój autorski katalog. W Polsce jedyny taki. Został on opublikowany w książce pod moją redakcją „Przemysł, sztuka polityka”, wydanej przez Muzeum Narodowe w Poznaniu. To wydawnictwo zostało specjalnie przygotowane na tę wystawę, z wieloma informacjami o zaborach, wystawiennictwie w tamtych czasach, nagrodach – medalach, dyplomach, ich autorach − artystach, materiałami ilustracyjnymi: reprodukcjami, zdjęciami medali, medalionów, plakiet nagrodowych, plakatów, dyplomów, okładek katalogów wystawowych, pocztówek, a także fotografii z wystaw.
Zazwyczaj katalog wystawowy jest dla zwiedzających źródłem wielu informacji, a także przewodnikiem. A jak Pana książka z autorskim katalogiem medali wpisuje się w tę wystawę, a raczej, jak wystawa ma się swoją organizacją i przyjętymi kryteriami prezentacji do treści książki?
− Na wystawie zgromadziłem 3 główne grupy obiektów z wystaw gospodarczych od 1850 do 1914 r.: 450 medali, dyplomy, plakaty. Są tutaj też drzeworyty, katalogi wystaw, fotografie czy pocztówki. Większość tych eksponatów jest wypożyczona z wielu placówek i nawet z rąk prywatnych, tylko niektóre pochodzą ze zbiorów Muzeum Narodowego w Poznaniu. Zgrupowałem eksponaty według czytelnej zasady: trzy rozbiory − trzy grupy eksponatów w trzech sektorach, co też oznacza, że zarówno w katalogu, jak i analogicznie na wystawie zasadniczo przyjąłem kryterium geograficzne prezentacji, a nie chronologiczne. Oceniłem, że taki układ eksponatów będzie bardziej wygodny, klarowny i poznawczo ciekawszy. W ramach prezentacji pamiątek z wystaw danego zaboru jednak także zastosowałem chronologię eksponatów z poszczególnych miast. Włączyłem również do pokazu medale śląskie i pomorskie – z uwagi na ich wyjątkowe walory artystyczne i oryginalność. Ponadto na wystawie umieściłem medale stowarzyszeń czy też nagrody państwowe.
Oczywiście, wystawa nie powiela szczegółowych treści zawartych w książce, bowiem sygnalizuje eksponatami i ich opisami temat na tyle szeroko, na ile to jest potrzebne i zasadne. Także z uwagi na możliwości percepcyjne poznających tak obszerny zbiór w ramach zwiedzania.
Wspomniał Pan, że niektóre medale zwróciły Pana uwagę swoimi wartościami artystycznymi, sztuki. Które z nich są szczególnie cennymi obiektami?
− Niektóre z nich są arcydziełami. Wybitne cechy dzieł sztuki mają medale autorstwa cenionych artystów medalierów. Do tej grupy zaliczam m.in.: medal z brązu z Powszechnej Wystawy Krajowej we Lwowie (1894 r.) autorstwa rzeźbiarza Antoniego Popiela, wykonany przez Andrzeja Schindlera. Drugi medal – nagrodowy z brązu z tej samej lwowskiej wystawy został zaprojektowany przez Cypriana Godebskiego, a wykonany przez znanego medaliera francuskiego Henriego Nocqa. Część medali nie jest sygnowana, często nie mają one cech dzieł sztuki, nie wzbudzają też szczególnych doznań estetycznych. Mają one przede wszystkim dużą wartość historyczną. Nie zawsze jednak wybitne dzieła tworzyli najbardziej znani. W tej grupie eksponatów to także można zauważyć.
Sztuka jednak nie była samoistnym obiektem ówczesnych wystaw gospodarczych, higieny, rolniczych czy oświatowych. A to właśnie ona jest wszechobecna na Pana wystawie. Dlaczego odrzucił Pan konwencję wystawy omawiającej kolejno wydarzenia wystawiennicze, lecz tak silnie zaakcentował rolę sztuki − tej związanej z nagrodami, dyplomami?
− Sztuka bardziej lub mniej widoczna czy dostrzeżona albo doceniona – zawsze towarzyszyła przemysłowi i rzemiosłu. Nie jest to fakt aż tak powszechnie uświadomiony i właśnie dlatego przyjąłem koncepcję ekspozycji, która o ówczesnej gospodarce i polityce mówi sztuką. A sztuka jest obecna w wielu medalach, medalionach, litografiach, plakatach, kartkach związanych z wystawami. Jak już wspomniałem, wiele z tych eksponatów ma cechy cennych dzieł artystycznych.
Sztuka poza tym wnosiła piękno do tych wydarzeń gospodarczych i zarazem przekazywała wiele treści. Była i zawsze jest ona w stanie wyrazić idee ponadczasowe i zarazem stanowić świadectwo epoki. To jest wyraźnie widoczne w wielu eksponatach tej wystawy.
A wystawiennictwo w okresie Polski zaborowej było na miarę planów i ambicji Polaków?
− W Polsce pod zaborami w latach 1850 – 1914 rocznie organizowano tych wystaw od kilkunastu do kilkudziesięciu, co wskazuje na nieustającą aktywność gospodarczą. Wystawy skupiały dużą uwagę ludności. Często były najważniejszym wydarzeniem w okolicy czy regionie. Był to tzw. złoty okres wystaw gospodarczych w Europie. W ogóle ważną inspiracją dla rozwoju wystawiennictwa w Polsce i Europie – co warto wiedzieć czy przypomnieć – była ogólnoświatowa wystawa w Londynie w 1851 r. Przyciągnęła ona wystawców i publiczność z całego świata i na wielu zrobiła wielkie wrażenie swoim rozmachem, stylem i zasięgiem. Dla Polaków z trzech zaborów, którzy także znaleźli się pośród zwiedzających, ta wystawa gospodarcza na tak wielką skalę była wzorem, który zapragnęli przenieść na rodzimy grunt. I który też starali się w możliwej skali wprowadzać w działalności wystawienniczej.
Ciekawi mnie, jaki obraz stosunku zaborców do polskich wystawców wyłania się Panu z rozpoznanych faktów czy zachowanych pamiątek. Który z zaborów był dla polskich inicjatyw wystawienniczych najmniej restrykcyjny, a który najsurowszy, najbardziej je utrudniający?
− W zaborze austriackim, w Galicji, najsilniej oddziaływały tendencje gospodarcze Europy i tam też najbardziej ożywił się rozwój kulturalny. Wystawy stanowiły cenione wydarzenia. Przyciągały one ogromną publiczność i bardzo licznych wystawców. Wystawa z 1894 roku, najbardziej znana, zorganizowana we Lwowie z wielkim rozmachem, odbyła się pod protektoratem cesarza Franciszka Józefa I. W tym zaborze nie było aż takich dotkliwości jak w pozostałych – raczej panowała przychylność.
W Królestwie Polskim, w zaborze rosyjskim, w różny sposób monitorowano przedsięwzięcia wystawiennicze, ich polskie zarządy, program, nagrody, a w tym − zamysły Polaków. Stanowione prawo i namiestnik sprzyjali rosyjskim interesom politycznym i gospodarczym.
Czasowo wprowadzano tam zasady np. organizowania wystaw co 4 lata bądź dawano prawo policjantom do kontroli przebiegu wystaw czy ich elementów. Po powstaniu styczniowym w 1863 r. wystawiennictwo tam niemal zamarło, miało charakter lokalny. Aż do 1874 r., kiedy to w Warszawie, na Polach Ujazdowskich, zorganizowana została pierwsza o większej skali Wystawa Przemysłowo-Rolnicza.
Tymczasem w zaborze pruskim, Prowincji Poznańskiej i innych wschodnich prowincjach Królestwa Prus, sprawy polskie miały się najgorzej z uwagi na postępującą germanizację. Jej nasilenie stawało się coraz bardziej odczuwalne. Polacy jednak dzięki inicjatywom różnych stowarzyszeń nie ustawali w organizowaniu wystaw o charakterze lokalnym, co wiązało się od lat 40. XIX w. z przyjętą taktyką rozwoju we współpracy i pracą organiczną.
Klimat dla tych inicjatyw obrazuje choćby przykład zatargu na tle zorganizowanej w 1895 r. w Poznaniu Prowincjonalnej Wystawy Przemysłowej. Miała ona być z założenia integracyjna niemiecko-polska.Jednak nastąpiły już zgrzyty na etapie planowania przemówień na otwarcie tej wystawy. Część rolników niemieckich zrezygnowała z udziału, gdy dowiedziała się, że najpierw miał przemawiać Polak. Zażegnano ten konflikt, wystawa się odbyła, tyle że sytuacja ta pogłębiła świadomość Polaków o wyraźnie nieprzyjaznym nastawieniu do Polaków także rolników niemieckich, a nie tylko władz. Inicjatywy wystawiennicze stawały się manifestacją potencjału Polaków, lecz były zależne od polityki pruskiego zaborcy i stanowionego prawa. Najostrzejszą formą radykalizacji polityki pruskiej, wyrażającą się w już bardzo wrogiej nagonce na Polaków, była hakata. Antypolska polityka pruskiego zaborcy miała formę np. ograniczania przemówień Polaków do jednego czy dwóch zdań po polsku podczas uroczystego otwierania wystaw. Tępione były w oficjalnych dokumentach: język polski, polskie symbole narodowe, przejawy patriotyzmu Polaków. Polacy nie poddawali się i często umieszczali akcenty czy symbole polskości na różnych dokumentach związanych z nagradzaniem wystawców. Jeśli system pruskiej cenzury ich nie zauważył, pozostawały one nie tknięte, ciesząc polskich patriotów. Takim symbolem był np. polski strój szlachecki kobiety (żupanik) na dyplomie Wystawy Przemysłowej w Bydgoszczy (1910 r.) czy też herb z polskim orłem na dyplomie Wystawy Przemysłowej w Pleszewie (1912 r.). To właśnie takie czy inne formy oporu wobec zakazów pruskiego zaborcy i budowanie ekonomii trzymało polskiego ducha narodowego, wiarę Poznanian i Wielkopolan w wyzwolenie spod jarzma zaborcy pruskiego.
Ta ekspozycja, mająca przecież walory wyjątkowego projektu, który może służyć edukacji historycznej, patriotycznej, estetycznej, będzie powtórzona w innym miejscu, innym muzeum, poza Poznaniem?
− W tej chwili jest to jednorazowa ekspozycja w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Będzie ona dostępna dla publiczności do końca sierpnia.
Z dr. Witoldem Garbaczewskim rozmawiała
Stefania Pruszyńska
Na fot. Witold Garbaczewski
Fot.: Stefania Pruszyńska