Wszystkie dni Wielkiego Tygodnia wiązały się z różnymi zwyczajami, które miały swoiste rytuały. Ambicją np. każdej szanującej się poznanianki było pogodzenie obowiązków domowych z kościelnymi, a nie było to łatwe.
Pamiętać trzeba, że w Wielką Środę biegło się do kościoła, by uczestniczyć w gaszeniu świec na ołtarzu i rozpocząć okres żałoby, gdy w domu już wrzało od prania, mycia okien, szorowania podłóg i znoszenia wiktuałów do pieczenia ciast i smażenia mięs.
W Wielki Czwartek odbywała się msza, podczas której na pamiątkę umycia nóg apostołom przez Chrystusa przed ostatnią wieczerzą, biskupi, królowie polscy, wielmoże i bogacze obmywali nogi dwunastu nędzarzom. Uroczystość ta była znakiem chrześcijańskiej pokory i równości wszystkich ludzi wobec Boga oraz miłości bliźniego. Biedaków, którym obmywano nogi, zawsze hojnie obdarzano i zapraszano na wieczerzę. Ponoć król Stanisław August Poniatowski w Wielki Czwartek sam z najwyższymi honorami usługiwał podczas wieczerzy zaproszonym na nią żebrakom.
Noc z Wielkiego Czwartku na Piątek jest nocą czuwania przy palących się ogniskach. W ten dzień wielu pielgrzymów wyrusza do miejsc zwanych kalwariami, gdzie w Wielki Piątek odbywa się misterium Męki Pańskiej.
Jak to zawsze bywa, młodzi zawsze i wszędzie muszą znaleźć lub wymyślić coś dla siebie. Ano w tym smutnym dniu młodzi chłopcy topili Judasza. Ze słomy i starych ubrań robili wielką kukłę, którą wlekli na łańcuchach po całej okolicy. Przy drodze ustawiali się gapie, którzy okładali kukłę kijami. Na koniec wrzucali „zdrajcę” do stawu lub bagienka. Wymierzanej w ten sposób sprawiedliwości stawało się zadość. Kiedy milkły kościelne dzwony, rozlegał się dźwięk kołatek. Obyczaj ten był okazją do kolejnych żartów. Młodzież biegała po mieście z grzechotkami, hałasując i strasząc przechodniów. Do dziś, w wielu domach, zachował się zwyczaj obdarowywania dzieci w Wielkim Tygodniu grzechotkami.
Kolejnymi zwyczajami związanymi z Wielkim Tygodniem były: „pogrzeb żuru” i „wieszanie śledzia”. Z uwagi na to, że przez cały post żywiono się postnym żurem, w ostatnie dwa dni postu uroczyście robiono mu pogrzeb – sagany żuru wylewano w dziurę wykopaną w ziemi. W równie widowiskowy sposób rozstawano się ze śledziem – kolejnym symbolem wielkiego postu. Z radością i satysfakcją „wieszano” go, czyli przybijano rybę do drzewa. W ten sposób karano śledzia za to, że przez sześć niedziel „wyganiał” z jadłospisu mięso.
Wielka Sobota. Choć Wielka Sobota jest dniem przypominającym najtrudniejszy dla apostołów czas, kiedy myśleli, że wszystko się już skończyło, że historia Jezusa zamyka się w wykutym w skale grobie, przy którym stoją straże, choć to dzień największej beznadziei, to tradycja trochę przyćmiewa ten smutek kolorowym wydarzeniem święconki. Dodać trzeba, że w Polsce przyjęty był zwyczaj nawiedzania Grobu Pańskiego, który przez lata, szczególnie w czasach zaborów, był symbolem tak oczekiwanego zmartwychwstania Polski.
Pobłogosławienie jedzenia było ważnym momentem Wielkiej Soboty. W czasach, kiedy post był długi, bezwyjątkowy, wierzono, że jeżeli się spożyje święcone, to ono nikomu nie zaszkodzi, choćby przez najbliższe dwa dni od stołu nie odchodził.
Dawniej w Wielką Sobotę w domach, przy krzyżach przydrożnych i wiejskich kapliczkach modlono się, a później odbywało się błogosławienie świątecznych potraw. Popularna święconka wyciągała z łóżek największych śpiochów, a szczególnie tych, którzy nie zdążyli jeszcze przygotować koszyczka z pokarmami. Pobłogosławienie jedzenia było ważnym momentem tego dnia. Długi i bezwyjątkowy post sprawiał, że wierzono, iż jeśli się będzie spożywać święcone, to im ono nie zaszkodzi, choćby przez najbliższe dwa dni od stołu odchodzić nie będzie trzeba. Niestety, często rzeczywistość przerastała zmęczonych postem wiernych i zdarzało się, że dla niejednego wielkanocne śniadanie boleśnie się kończyło. Słodycze, mięso, jajka, sery, pieczywo… Wyśmienitego jedzenia stawiano na stołach tak dużo, że oczy chciały więcej, a żołądek wszczynał bunt.
Początkowo pokarmy święcono w domach. Najdłużej zwyczaj ten uchował się w ziemiańskich dworkach. Najpierw ksiądz święcił kosze włościańskie, a potem wchodził do eleganckiego, z reguły na wskroś polskiego wnętrza, tam zastawał przejętych gospodarzy przy stole pełnym świątecznych frykasów. Z czasem do święconki niesiono tylko najważniejsze, symboliczne pokarmy, jednak onegdaj w świątecznym koszyku, ozdobionym bukszpanem i palmami, było wszystko, czyli jajka, chleb, sól, pieprz i chrzan chroniące od zepsucia, wędliny i baranek wielkanocny. Jajka, oczywiście, były ugotowane i ozdobione. Baranka misternie rzeźbiono w maśle lub pieczono z chlebowego ciasta. Wielkanocny baranek symbolizował baranka paschalnego, którego krwią Żydzi umazali drzwi przed wyjściem z niewoli egipskiej. Na pamiątkę tego wydarzenia podczas corocznej Paschy składali Bogu w ofierze młode jagnię. Baranek paschalny był zapowiedzią Baranka – Chrystusa zabitego i zmartwychwstałego. Baranki, trzymające flagę zmartwychwstałego Chrystusa, od łacińskiego słowa agnus, oznaczającego baranka, były zwane agnuskami.
Święcenie potraw w dworach i kościele. W Wielką Sobotę święci się wodę i jedzenie. W dworach i pałacach święcono w domach całe stoły z potrawami, a inni nosili kosze i koszyczki do kościoła. W koszykach nie mogło zabraknąć baranka – symbolu Chrystusa Zmartwychwstałego, mięsa i wędlin – na znak, że kończy się post. Święcono też chrzan – bo „gorycz męki Pańskiej i śmierci została zwyciężona przez słodycz zmartwychwstania”, masło – oznakę dobrobytu i jajka – symbol narodzenia.
Malowane, kraszone… Jak stare są to zwyczaje, trudno ustalić. Pierwszą wzmiankę o jajach malowanych znaleźć można w kronice Wincentego Kadłubka z XIII wieku. „Polacy z dawien dawna byli zawistni i niestali, bawili się z pany swojemi, jak z jajami malowanemi”. Czyli już w trzynastym wieku zwyczaj kraszenia jajek musiał być powszechnie znany, a same kraszanki były wykorzystywane do zabawy nazywanej „bitki”. Dwie osoby uderzały ostrym końcem pisanki o inną pisankę wygrywała ta osoba, której jajko pozostawało cale. Aby przygotować pisankę, przede wszystkim jajka gotowano na twardo. Jeśli miały być kolorowe, wkładano je do garnka z odpowiednimi naturalnymi barwnikami. Na czerwono barwiły buraki lub owad zwany czerwcem, na fioletowo – kwiaty malwy, kolor żółty dawała cebula, czarny – kora dębowa, a zielony – pędy zbóż. By uzyskać wzór, należało przed wrzuceniem do barwnika pomalować jajko woskiem lub po zabarwieniu – wyskrobać czymś ostrym szlaczki. W zależności od techniki zdobienia jaja zyskiwały nazwę: skrobanek, pisanek, kraszanek, owijanek, wycinanek lub oklejanek.
Dla dziewcząt zaś ważny był przekaz: „Jeżeli w Wielką Sobotę obmyjecie twarz w wodzie, w której gotowały się jajka na święconkę, to znikną piegi i inne mankamenty urody!”.
W Wielkim Tygodniu, po nocy Wielkiego Czwartku i Wielkiego Piątku następuje ta trzecia i najważniejsza noc – z Wielkiej Soboty na Wielką Niedzielę, która jest końcem oczekiwania. Niedzielny ranek wita wszystkich gotowych już do wielkiego świętowania.
Noc z soboty na niedzielę jest najważniejszą nocą dla chrześcijan. W czasach gdy podstawowym łącznikiem rozdzielonych rodzin były listy i pocztówki, długie, trzygodzinne nabożeństwo dzielono na dwie części, z których pierwsza, obejmująca święcenie ognia i wody odbywała się w sobotę wieczór, zaś samo Zmartwychwstanie świętowano tuż przed świtem.
Zwyczaj ten, choć piękny z racji odbywającej się w pierwszych blaskach świtu rezurekcyjnej procesji, teologicznie pozostawiał wiele do życzenia. Bowiem nowe światło i nowa woda – symbole Zmartwychwstałego są nieodłączną częścią samego Zmartwychwstania. Mszy rezurekcyjnej, bez względu na to, czy odbywała się nocą, czy o świcie, towarzyszyła wielka kanonada. Strzelano z batów, armat, petard. Salwa na cześć Zmartwychwstałego symbolizowała między innymi kruszenie więzów śmierci, odsuwanie głazu, który zamykał grób i trzęsienie ziemi temu towarzyszące. Tej nocy, wraz z „Chwałą na Wysokości” , powracało bicie kościelnych dzwonów, a wierni z okrzykiem radości: „Jezus Zmartwychwstał” wracali do domu na świąteczne śniadanie, które często przeciągało się do kolacji…
Poranny huk petard i dźwięk dzwonów miał obudzić śpiących w Tatrach rycerzy, poruszyć zatwardziałe serca skąpców i złośliwych sąsiadów. Po rezurekcji zasiadano do świątecznego śniadania. Najpierw dzielono się jajkiem. Na stole nie mogło zabraknąć baby wielkanocnej i dziada, czyli mazurka. Po zakończeniu kilkugodzinnego śniadania wyrazem wielkanocnej radości z rodzinnego spotkania była wspólna zabawa – zwana szukaniem zajączka, czyli małej niespodzianki dla każdego.
Drugi dzień świąt wielkanocnych, Poniedziałek Wielkanocny, nazywany jest do dziś: lanym poniedziałkiem. Dawniej tego dnia gospodarze kropili pola wodą święconą, błogosławili je, objeżdżali w procesji na koniach. Z tym dniem związany jest też zwyczaj zwany śmigusem-dyngusem, kiedy to oblewano wodą wszystko i wszystkich.
Małgorzata Jańczak
(Felieton prezentowano na antenie radia Emaus w cyklicznej autorskiej audycji Małgorzaty Jańczak „Opowieści Babci Poznanianki”).
Tekst i fot.: Wszelkie prawa zastrzeżone