Wincenty Witek Różański w wierszu bez tytułu z tomiku „Chciałem zmienić świat” (1999) wyznał:
chciałem zmienić świat
zmieniłem adres
chciałem zrozumieć świat
nie mogę zrozumieć siebie
Ostatnie urodziny, siedem dekad życia Wincentego Różańskiego, poznańskiego poety, darzonego uznaniem i sympatią, świętowaliśmy w Bibliotece Raczyńskich. W niezwykłej atmosferze – nasyconej poetyckimi światami Jubilata. Piętnaście lat temu…
Podczas wieczoru Wincenty Różański, nie odzyskawszy sprawności mowy po nagłym sprzed kilku lat kryzysie zdrowotnym, okazywał wielką radość nam wszystkim tak licznie przybyłym na jego jubileusz. Był witany przez przedstawicieli urzędów i instytucji, artystów różnych profesji, osoby wywodzące się z wielu środowisk kultury i kręgów najbliższych przyjaciół i sympatyków.
Wielkim nieobecnym był zaś Edward Stachura, postać znana wielu, tylko rok starszy od Wincentego Różańskiego, nieżyjący z własnego wyboru od 1979 roku. On właśnie jako jego wieloletni przyjaciel, wspierający od początku jego twórczość, mobilizujący do pisania, dopomagający mu w przekraczaniu barier samotności, panowaniu nad lękami, i materialnie, dzieląc się zdobytymi środkami, przedstawił go w roli bohatera swojej powieści „Cała jaskrawość” (LSW „Czytelnik”, 1969) i uczynił również jedną z postaci: Witkiem – towarzyszem podmiotu lirycznego we wcześniejszym poemacie „Po ogrodzie niech hula szarańcza” (Wydawnictwo Poznańskie, 1968).
Legendarny „Sted” nie był jednakże jedynym przyjacielem W. Różańskiego, który podjął się utrwalania jego wizerunku, egzystencji i twórczości. Do Stachurowych literackich przedstawień W. Różańskiego kolejne realizacje dopisali swoimi inicjatywami poznańscy poeci: Tadeusz Żukowski w 1993 r. nakręcił film telewizyjny „Będziemy piękniejsi”, a Piotr Kępiński wraz z Andrzejem Sikorskim wydali książkę „Któż to opisze, któż to uciszy” (wyd. „Obserwator”, 1997). Z kolei w radiu prowadziła wiele audycji poświęconych jego postaci i twórczości Barbara Miczko-Malcher.
Za rok życia – jeden wiersz. O czytaniu Witkowych 70 poetyckich światów. Co najistotniejsze i mające szczególną wymowę, W. Różańskiego podczas urodzinowego wieczoru zaskoczyło czytanie na głos aż 70 jego wierszy. Taką konwencję przyjęli zaangażowani w organizację jubileuszu. Czytanie wierszy okraszano wspomnieniami i impresjami ze spotkań. Po strofy jego autorstwa wyciągali ręce liczni obecni. Były wydrukowane, opatrzone znakami Biblioteki Raczyńskich.
A oto wiersz bez tytułu z jego tomu „Chciałem zmienić świat” (1999), przekazany mi do przeczytania:
chciałem zmienić świat
zmieniłem adres
chciałem zrozumieć świat
nie mogę zrozumieć siebie
Poezja z przyjacielskiego traktu. W Bibliotece Raczyńskich przypomniałam o tomikach W. Różańskiego, przynoszonych w szarej kopercie, które w ten sposób kolportowano po przyjacielsku (z blankietem pocztowym i prośbą o dobrowolną wpłatę). Lata 80. ze stanem wojennym były także wyjątkowo trudne dla niego. Później tomiki niejako na zamówienie docierały pocztą. Dwa z dedykacją w latach 90. otrzymał mój mąż Tadeusz. W jednym z nich W. Różański przy dacie 15 marca 1991 r. dopisał swój adres: Poznań, Ostrobramska 25B, upominając się o odwiedziny.
Dobrze ten adres znał Jerzy Szatkowski, który gromadził w swoim archiwum różne informacje biograficzne i dokumentację literacką nie tylko Różańskiego, lecz też Edwarda Stachury czy Andrzeja Babińskiego. Na Ostrobramską J. Szatkowski przychodził z doradczą pomocą. A W. Różański napisał o tym wierszem bez tytułu (w tomie „Została pusta karta dań tego świata”, s. 12):
***
przyszedł Jurek Szatkowski
i − jak zwykle −
na pobojowisku metafor
wśród literackich śmieci
(ty nas gołąbko uchroń
od słów kalekich)
przepisywaliśmy wiersze
n a c z y s t o
(o, to nie igrzysko!)
Z posiadanych w domowej biblioteczce książek jego autorstwa zwracają uwagę drukowane w ostatniej dekadzie XX wieku, m.in.: „Oddech i gest”, wydane w Białej Serii Biblioteki Poetyckiej pod redakcją Nikosa Chadzinikolau (ZLP Poznań 1990), „Ciemna rzeka” (Wydawnictwo Fundacji Literackiej, Poznań 1996), „Została pusta karta dań tego świata” – tom 3. biblioteczki „Okolicy Poetów” (Wydawnictwo WERS, Poznań 1998). Do nich dołączył tom 5. biblioteczki poetyckiej im. Wojciecha Bąka pt. „Ratujcie serca nasze” (Wydawnictwo WERS, Poznań 1998). Tyle w nich cichego refleksyjnego istnienia i zmagania się ze świadomością samotności pośród świata dookolnie kipiącego realizmem i zarazem ułudą.
Z dalekiego skraju na brzeg życia. Niewiele można się było dowiedzieć od pielęgniarek, a lekarz otwierał drzwi tylko dla deklarujących, że są krewnymi czy opiekunami. Witek (tak do niego się zwracali najczęściej znajomi i przyjaciele, lecz też tak mówił niemal cały Poznań) do poznańskiego Szpitala Wojskowym na ul. Grunwaldzkiej trafił po nagłym i ostrym zachorowaniu z objawami udaru mózgu czy wylewu.
Przychodziłam tam początkowo z Januszem Purzyckim, skrzypkiem, koncertmistrzem Filharmonii Poznańskiej, związanym z Akademią Muzyczną (obecnie prof. nadzw.), nauczycielem gry na skrzypcach w szkole muzycznej na Solnej i niezależnym poetą. A w wolnym czasie – stałym uczestnikiem wielotematycznych dyskusji w naszym wybranym gronie co poniedziałek w godzinach południowych w restauracji w centrum Poznania. Od dawna był znajomym męża Tadeusza, a później także moim. Jeszcze wcześniej znanym mi z koncertów Filharmonii Poznańskiej – wyróżniał się jako pierwszy skrzypek orkiestry zarówno swoją rolą podczas występów, jak i w partiach solowych. Niejednokrotnie gościł u nas w domu. Janusz Purzycki bywał często u Witka na Ostrobramskiej. Zachodził tam także, jak mówił, „by zwyczajnie posiedzieć razem w milczeniu przy herbacie”.
Po wejściu do sali, w której leżał Witek, trudno było oprzeć się wrażeniu, że tam, w szpitalnych murach, jego świadomość błąka się na jakimś nieznanym i odległym brzegu. Najpewniej, choć nie od razu, z tamtego dalekiego skraju wyrywała go dopiero obecność pamiętających o nim, teraz złożonym chorobą.
Któregoś dnia podczas szpitalnych nawiedzin Janusz P. otworzył futerał ze skrzypcami. I z bliska wskazując Witkowi jego zawartość, objaśniał z uśmiechem: „To skrzypce, widzisz? A to smyczek, a tu struny”… Witek pytał oczami, bezsilnie próbując wyrazić głosem swoje intencje. Artykulacja słów zawodziła, więc gestykulował żywiołowo i słał do nas całą gamę niesfornych dźwięków. Jednak wodził oczami za wskazywanymi elementami skrzypiec. W końcu uśmiechał się coraz bardziej. Wyraźnie się wreszcie cieszył. Jak mały chłopiec.
A gdy Janusz P. zagrał na skrzypcach tam, w szpitalnej sali, aż błyskami i ciepłem śmiały się oczy Witka. Aura, którą tworzyła z naszą współobecnością ta mistrzowsko kołująca i tkliwie wibrująca muzyka – była darem tajemnej omnipotencji. Darem, który z mroku wytaczał słońce…
Moc i barwy skrzypcowego wołania – od i do życia nie respektowały żadnych barier, przenikały w przestrzenie. Zadziwiały i zachwycały. Koncertowanie Janusza P. w szpitalu, intencjonalnie przyjacielskie i muzykoterapeutyczne, śmiało przekraczało przyjęty w szpitalu tryb. Niepojęcie grało do wtóru niewyrażalnemu. Wpisało się głęboko w moją pamięć.
Po powrocie do domu intensywnie pracowałam nad kilkoma szkicami wierszy i gorączkowo notowałam wiele refleksji. Nikomu nie mogła być obojętna sytuacja W. Różańskiego, a ja miałam już lepsze rozeznanie o bieżącym jego stanie. Potrzebował zarówno terapii związanej z nagłym kryzysem (najprawdopodobniej udarem) i jednocześnie kontynuowania podstawowej terapii na schizofrenię, z którą od dawna się siłował. Napomykała o zbieżności tych dwóch terapii i o wyczekiwaniu na dostarczenie właśnie specjalistycznego lekarstwa (psychotropowego), którego w szpitalu nie mogli od razu zapewnić, jedna z młodych pielęgniarek. Była nieco bardziej skora do rozmowy niż inni. Niepokoiła się w tej opresyjnej sytuacji o stan swego pacjenta i wywiązanie się wobec niego ze swoich powinności. A ja wierzyłam czy raczej byłam bliska pewności, że Witek pokona dysfunkcje, które odczuwa. Lecz czy będzie mówić?
Często mijałam się na korytarzu szpitalnym z Małgorzatą Kasztelan, żoną Witka (od 2000 r.), która była muzykiem: flecistką, pianistką i pedagogiem – ja wychodziłam po krótkich odwiedzinach, a ona zmierzała do sali. Nieraz chwilę rozmawiałyśmy, a dłużej, gdy tematem stała się planowana msza w kościele Dominikanów w intencji ozdrowienia Witka.
Dopiero kilka lat temu dowiedziałam się, że do Witka również przychodził Krzysztof Wiśniewski, który miał wspólne z nim wątki poetyckie – zaowocowały one wspólnym tomem „Posrebrzane pola słów” (wydanym najpierw w niskim nakładzie w 2001 r.). Do tej pory K. Wiśniewski podtrzymuje fascynacje legendą wielkiego przyjaciela Witka – Edwarda Stachury, prowadząc witrynę internetową Stachuriada.pl, inicjując akcje wyjazdowe z biesiadami po tropach Stachurowych wędrówek i propagując festiwal jego imienia.
Wspominając pobyt Witka w Szpitalu Wojskowym, K. Wiśniewski przyznał, że także był zdziwiony, gdy zauważył podczas pierwszych odwiedzin brak choćby najzwyklejszych kapci przy jego łóżku. Trudno było wyjaśnić cokolwiek bezpośrednio z Witkiem, który stracił zdolność mowy, i niewiadomą było, jak postrzega rzeczywistość. Chyba te kapcie gdzieś się zawieruszyły albo nie przewidywano jeszcze, że mogą być potrzebne? A mimo że optymizmem napawało stopniowe ożywianie się Witka, jednak przykro było patrzeć podczas kolejnych odwiedzin, gdy nagle wstał i o własnych siłach, lecz boso szedł do łazienki. Nic też dziwnego, że już wkrótce pod łóżkiem dyskretnie czekała na Witkowe stopy para nowych, wygodnych pantofli.
W trakcie którychś odwiedzin, gdy już coraz wyraźniejsze były oznaki poprawy jego stanu zdrowia i samopoczucia, w pewnym momencie zaczął się czegoś domagać machaniem ręki naśladującym pisanie. Ucieszył się, że komunikacja gestami została od razu zrozumiana, bowiem szybko znalazły się wydarte z notesu kartki i długopis. Zapisywał je natychmiast i z entuzjazmem, raz po raz zerkając to na mnie, to na Janusza P. Wzruszała mnie ta spontaniczna żarliwość. Wprawdzie pisał niewyraźnie, lecz zachowywał nawet małe odstępy i trzymał się linii. To dobry znak – panował nad koordynacją wzrokowo-ruchową i pragnął coś przekazać. A obdarowując mnie tymi zapisanymi kartkami, podniósł się raptem na łóżku i zaborczo przygarniając, obejmował… by po chwili szelmowskim uśmiechem skwitować wyzwoloną serdeczność, karesy i zapisaną na kartce treść. Był już z powrotem na brzegu życia.
Gdy poeta mówi bez słów. Po latach, podczas jubileuszowego spotkania w Bibliotece Raczyńskich, Wincenty Różański, stojąc przed nami tak licznie przybyłymi na jego 70. urodziny i mając dysfunkcje mowy, swoje przesłanie wyrażał uśmiechem i nieartykułowanymi dźwiękami, gestykulując z młodzieńczą werwą. Wiedział, co gestykuluje i do kogo. Nie na próżno liczył na stereofonię empatycznego odbioru. Ta niezwyczajna komunikacja była odczytywana ad hoc z wolą serdeczną przez okazujących różne barwy i formy przyjaznych nastawień i emocji wobec Jubilata. W finale spotkania przygotowane kartki zapisały niezliczone życzenia i dedykacje – na pamiątkę wieczoru 22 października 2008 r., który zgromadził wszystkich świętujących 70 jego kalendarzy. Po stosie choćby tych kartek można było śmiało wnioskować, że Jubilat zachował wielkie grono wiernych przyjaciół.
Wincenty „Witek” Różański (1938 – 2009). Od 2012 roku jest patronem literackiego lauru: „Złotej Książki” – Nagrody im. Wincentego Różańskiego, przyznawanej przez Kapitułę, której założycielkami były: wdowa po poecie Małgorzata Kasztelan-Różańska i Danuta Bartosz. Od 6 lat uroczyste wręczanie „Złotej Książki” laureatom ogłoszonym przez Kapitułę jest wydarzeniem ujmowanym w programie Międzynarodowej Konferencji Poetyckiej, organizowanej przez Wielkopolski Oddział Związku Literatów Polskich.
Urodził się w Mosinie w 1938 r., syn Cezarego, powstańca wielkopolskiego, i Józefy z d. Frąckowiak, brat czworga rodzeństwa. Na studia wybrał filologię polską na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Swoje wiersze od 1963 roku, w którym opublikowano w prasie pierwsze jego utwory, powierzał najpierw łamom prasowym, o co zabiegał i dbał E. Stachura. Najpierw ukazały się w wydaniu arkuszowym „Wiersze o nauce nawigacji między kamieniami” (1968), a w 1970 roku zawarł je w pierwszej książce pt. „Dziecko idące jak włócznia śpiewało”, będącej publikacją Wydawnictwa Poznańskiego. Kolejne książki jego autorstwa to m.in.: „Przed czerwonymi słońca drzwiami” (1976), „Mieszkam w pogodzie” (1979), „Zakole” (1982), „Światłolubne” (1985), „Wiersze-dzieci” (1985), „Nam ciszy nam wiatru potrzeba” (1986), „Bądź pozdrowiona chwilo” (1989), „Oddech i gest” (1990), „Ciemna rzeka” (1996), „Została pusta karta dań tego świata” (1998), „Ratujcie serca nasze” (1998), „Chciałem zmienić świat” (1999), „Ręce Marii Magdaleny” (2000), „Wędrujemy do Szeol” (2001, pierwsze wydanie). Ostatnim wydanym tomem były „Posrebrzane pola słów” pisane współautorsko z Krzysztofem Wiśniewskim (2001), wznowione drugim nakładem w 2008 roku. Pośmiertnie wydano: „Wędrujemy do Szeol” (2011), tom z jego rysunkami „Jasna kreska” (2013), „Wiersze niecierpliwe” (2015) oraz „Spóźnione” (2020)².
Był związany z grupami poetyckimi „Wiatraki” i „Wiry”. Zaprzyjaźniony z Edwardem Stachurą, miał też od dzieciństwa przyjacielskie relacje z mieszkającą w sąsiedztwie Barbarą Miczko, od lat znaną w Poznaniu redaktorką radiową. W młodości bywał aktywny w klubach studenckich: „Od Nowa” i „Akumulatory”. Został członkiem Związku Literatów Polskich krótko po wydaniu 2 pierwszych tomów poezji. Jego stałym zajęciem było wyłącznie pisanie wierszy, czyli według formuły ukutej przez Stachurę – „życiopisanie”. Mając w dorobku 19 wydanych książek poetyckich³ i wiele spotkań autorskich, udział w konkursach i wsparcie przyjacielskie Stachury oraz sympatyków, dotarł ze swoją twórczością do wielu odbiorców nie tylko z Poznania, lecz całej Polski.
Został doceniony i uhonorowany: „Pierścieniem Mędrców Betlejemskich” od duszpasterza środowisk twórczych Archidiecezji Poznańskiej, Medalem Młodej Sztuki, Nagrodą Literacką im. Jana Kasprowicza i XII Międzynarodowego Listopada Poetyckiego, medalem Honorowy Obywatel Poznania, o którym napisał w kolejnych strofach bez tytułu (w tomie „Została pusta karta dań tego świata”, s. 13):
***
mam medal
Honorowy Obywatel Poznania
leży w szufladzie
do oglądania
po co ordery
i poetycka maniera
ty mnie matko
odznaczyłaś
krwią i ciałem
do pozyskania
Dołączyły do wyróżnień: medal Za Zasługi w Rozwoju Województwa Poznańskiego i uznanie Zasłużonym Działaczem Kultury, Srebrny Krzyż Zasługi, Artystyczna Nagroda Rady Miasta Poznania i Nagroda Marszałka Województwa Wielkopolskiego.
A podczas wieczoru urodzinowego przyznane Wincentemu Różańskiemu honory i sympatię potwierdzali swoją obecnością przedstawiciele urzędów i instytucji. Małgorzata Derwich przekazała Jubilatowi życzenia z kwiatami w imieniu Marszałka Województwa Wielkopolskiego. Wśród mówców wystąpili: wiceprezydent Poznania Maciej Frankiewicz, który odczytał po wygłoszeniu osobistych gratulacji – życzenia od prezydenta Ryszarda Grobelnego, prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich Sergiusz Sterna-Wachowiak – z omówieniem twórczości Wincentego Różańskiego oraz ze słowem skierowanym do Jubilata – wiceprezes poznańskiego oddziału Związku Literatów Polskich Paweł Kuszczyński. Ciepłe słowa skierowała do Witka Daniela Popławska, aktorka Teatru Nowego. Nawet jego dawna sąsiadka upomniała się o niego, że brakuje go tam, na Górczynie, na Ostrobramskiej, gdzie kiedyś mieszkał.
Do czasów „Ostrobramskiej” kierują liczne wiersze W. Różańskiego. Nie sposób pośród nich pominąć poetyckiego przywołania postaci matki, która tam troszczyła się o niego przez wiele trudnych lat. W wierszu bez tytułu z tomu „Oddech i gest” (z 1990 r., s.16) nad swoją matką pochylił się pokorą i smutkiem. Pochylił się nad Matką Ostrobramską:
cóż ma matka po takim poecie
wóz przewóz złamane życie
lata ciężkie i wrzody na plecach
i te noce bezsenne i tajemne
wśród poetyckiej schedy
kiedy my matko napiszemy coś kiedy
chyba podanie i odwołanie
matka Jesienina w łapciach na drodze
czeka na syna
a ja cię zwodzę
wszyscy synowie równi
i zbiegli od Ciebie
na naszych grobach znicze
grusza znów rodzi i słyszy
żeśmy nie powstali lecz zostali
troszeczkę wspanialsi
Na wieczne łąki Wincenty Różański odszedł nagle 3 stycznia 2009 r. Odszedł miły, skromny, a wielki i dobry człowiek, outsider, niezwykły poeta.
Stefania Pruszyńska
Postscriptum
Oficjalną publiczną informację o losach zachowanej twórczości Wincentego Różańskiego podaje Alicja Przybyszewska z Domu Literatury Biblioteki Raczyńskich: „Archiwalna spuścizna literacka poety została przekazana do zbiorów Ośrodka Dokumentacji Wielkopolskiego Środowiska Literackiego (Domu Literatury Biblioteki Raczyńskich) w 2011 roku przez jego żonę, Małgorzatę. Składa się na nią nieprzebrany zasób liryków, uzupełniony materiałami biograficznymi i korespondencją poety, gromadzony przez szereg lat w pracowni przy Ostrobramskiej”. Oświadczenie zawiera publikacja w witrynie Biblioteki Raczyńskich pt.: „Górczyn, Ostrobramska, mała ojczyzna Wincentego Różańskiego” http://www.bracz.edu.pl/event/gorczyn-ostrobramska-mala-ojczyzna-wincentego-rozanskiego/
Małgorzata Kasztelan-Różańska, żona Wincentego Różańskiego, artystka i pedagog, przewodnicząca Kapituły „Złotej Książki” – Nagrody im. Wincentego Różańskiego, opuściła ziemskie drogi. Została 20 kwietnia 2021 r. pochowana obok męża w Alei Zasłużonych na poznańskim cmentarzu na Miłostowie.
W 2021 roku w parku na poznańskim Górczynie została zainstalowana rzeźba-ławeczka Wincentego Różańskiego – autorstwa Romana Kosmali.
___________________________________________________________________________________________________
Przypisy
¹ Informacje o pośmiertnych wydaniach tomów W. Różańskiego podaje A. Przybyszewska [w:] Biblioteka Raczyńskich, Górczyn, Ostrobramska, mała ojczyzna Wincentego Różańskiego
http://www.bracz.edu.pl/event/gorczyn-ostrobramska-mala-ojczyzna-wincentego-rozanskiego/.
² Liczbę wszystkich autorskich wydawnictw W. Różańskiego, podaną przeze mnie w publikacji jako 19 (za życia), koryguje do 23 informacja Alicji Przybyszewskiej [w:] Biblioteka Raczyńskich, Górczyn, Ostrobramska, mała ojczyzna Wincentego Różańskiego
http://www.bracz.edu.pl/event/gorczyn-ostrobramska-mala-ojczyzna-wincentego-rozanskiego/.
Wszelkie prawa zastrzeżone
(Publikacja zaktualizowana).