Pośnieżyło i trochę pomroziło. Chmury z przedzierającym się z trudem przez nie słońcem zapowiadały nie wiadomo co – może obfitszą śnieżność? Nad Maltę przybywały grupki dzieci i młodzieży. Rzadko osoby starsze, co zrozumiałe w okolicznościach, w których trzeba zadać sobie trochę trudu i uważać na śliskie miejsca na drodze, aby się nie potknąć. Meldowali się więc tu przede wszystkim energiczni, żądni ujarzmiania stoku albo na deskach z tutejszej wypożyczalni, albo swoich – obiektach osobistej dumy sportowej. Pewnie często wyjmowanych ze skrytek czy korytarzy, by korzystać z ich właściwości przy każdej nadarzającej się okazji doznawania na nich wyjątkowych wrażeń. Na Malta Ski działał wyciąg talerzykowy – łatwo więc było wszystkim ochoczym narciarzom docierać do celu obiecującego następne i następne emocje podczas śmigania do podnóża wzniesienia.
Rekonesans nad poznańskie Jezioro Maltańskie to dla mnie nie pierwszyzna. Ten styczniowy nie dawał szans na prorokowanie o pogodzie, bo ta swoim rozchwianiem zbijała z pantałyku nawet wszechmocnych meteorologów. (A marzyła mi się mroźność, klar niebieskiego nieba z górującym na nim słońcem). Za to upewnił o nieiluzorycznych szansach na przynajmniej namiastkę narciarskiej przygody. I sprawił wyjątkowo wiele dobrego dla zdrowia – najpierw jako cel do osiągnięcia według moich rachub wyłącznie wybranym spacerem marszowym krokiem przez sporą część miasta, a po dotarciu na miejsce – zjazdem, że hej! w dół ze szczytu stoku. Sowicie dotlenił (nie było alarmu smogowego), pogimnastykował mięśnie. Dał odpoczynek oczom, a umysłowi i nerwom – odprężenie, odrywając od stosu ksiąg i czasopism, notatek, komputera, tabletu i komórki. Rzekłbym bez koloryzowania – uzbroił w nową potężną dawkę kondycyjnych sprawności i ożywił radość.
Abelard Wiński
Autor fot. z 20.01.2024: Adrian Niss
Wszelkie prawa zastrzeżone