(…) i oto przyszło oświecenie nagłe
jakbyś przed ścianą wiedzy stanął
tajemnej skończoności – i pytasz
co dalej – dalej już tylko
nieskończoność myśli troskliwej
Marek Słomiak, fragm. wiersza „Jakby nigdy nic” z 2016 r., z tomu „Wiersze wybrane 1968 – 2018”, Poznań, 2018
Ziemskie życie Marka Słomiaka zgasło o świcie w niedzielę 26 maja 2024 roku. Ta wiadomość wstrząsnęła mną, napełniła smutkiem nasze grono Przyjaciół Marka z Klubu Literackiego „Dąbrówka” i innych środowisk literackich i artystycznych Poznania. Pozostawił nam na pociechę swoje tomy poezji z myślami czuwającymi na ich stronach i obecność zamieszkującą pamięć…
Pamiętam Marka ze współuczestnictwa w klubowych spotkaniach literackich (od początków Klubu Literackiego w Pałacu Kultury, później w „Dąbrówce”), autorskich, Stolika Poetyckiego, na wystawach (m.in. z moim i Marka współudziałem w pamiętnej z okazji Roku Czesława Miłosza w 2011 r. MASTRiN pn. „Harmonia” w Pałacu Działyńskich), benefisach, edycjach Międzynarodowego Listopada Poetyckiego i Międzynarodowej Konferencji Poetyckiej… I z jego, zdawałoby się niedawnego, wspaniałego poetycko-muzycznego wieczoru 50-lecia pracy twórczej w siedzibie Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk (PTPN) w grudniu 2018 roku. Nadto − z niezliczonych bezpośrednich rozmów, które prowadziliśmy poza sceną wieczorów literackich, rzadziej w drodze do którejś z oaz życia kulturalnego na wydarzenie czy na przystanek tramwajowy po wydarzeniach, najczęściej via telefon: o poezji − tej tworzonej na bieżąco, naprzemiennych czytań własnych wersów (opublikowanych czy przed publikacjami) i wzajemnego odsłuchiwania ich zawsze w skupieniu i z uwagą. Marek miał upodobanie do odsłon swoich najnowszych wierszy i powierzania mi ich treści właśnie w rozmowach telefonicznych. Te tlące się jeszcze w słowach szkiców prowokowały do wspólnych dociekań, spostrzeżeń i dyskusji, wnosząc novum we wspinaczce słowami po światło. Podtrzymywał dialog nawet podczas swego pobytu w szpitalu. Powiadamiał SMS-ami, najmniej kłopotliwą formą w tej sytuacji. I zaraz treści wędrowały w obie strony.
Z mgnień współobecności na różnych wydarzeniach i zaskakujących gestów, odruchów wzajemnej sympatii, które pozostawiały radość − wyłaniał się Marek subtelny, wrażliwy, pełen ciepła. Jawił się też jako pewny swoich argumentów, niezłomny w swoich ideach, chętnie sięgający do zakamarków klasyki, tropiący Słowo poezji w myślach o niej spisanych przed wiekami i przywołujący je w swoich esejach, polemikach.
O tym, że Jerzy Szatkowski (zm. 2 kwietnia 2019 r.) w testamencie powierzył mu pieczę nad „Okolicą Poetów”, wspomniał, lecz też nie ukrywał zakłopotania. Cieszyło go zaufanie wyrażone tą intencją, które wynikało z wieloletnich dobrych relacji z J. Szatkowskim, redagującym to czasopismo. Publikował w „Okolicy Poetów” nie tylko swoje utwory, lecz też polecał wiersze innych twórców, trudząc się dostarczeniem ich J. Szatkowskiemu. Przyjęcie pieczy oceniał w kontekście własnych możliwości wykonawczych i obawiał się, czy sprosta temu wyzwaniu. Nie miał przekonania do swoich kompetencji w kwestiach organizacyjnych i finansowych, a znał realia indywidualnego, niepowiązanego z organizacjami strukturalnymi − edytorstwa czasopisma literackiego lub kulturalno-literackiego, wymagające poza kompetencjami merytorycznymi przede wszystkim dobrej kondycji, siły charakteru i altruizmu. Zdawał sobie sprawę, że nie może być mowy o porywaniu się z motyką choćby tylko na księżyc. Z czasem, jak się okazało, pomysły kontynuacji czasopisma ewoluowały w kierunku dającym szansę − organizacyjnego centrum z fundacją jako wydawcą i internetową witryną kontaktowo-informacyjną o czasopiśmie, które miało pozostać i pozostało tytułem drukowanym, udostępnianym jednakże od niedawna również w formacie PDF. W zespole redakcyjnym Marek przyjął rolę współpracownika redakcji. Zaraz też w naszych rozmowach pojawiły się wątki wznawiające zaproszenie do słania utworów do „Okolicy Poetów” i jak zwykle górowały rozliczne − rodem z twórczej łąki poetyckiej i jej meandrów.
Jeszcze niedawno rwał się do kolejnych pomysłów, pisał i mówił z pasją, pragnąc objawić się pełniej w kolejnym siłowaniu się z nowym obliczem swoich myśli, emocji i intuicyjnych scenariuszy − w planowanym poemacie, z zaprzęgniętym do jego treści odwołaniem do znanych scen z literatury czy wielkiej klasyki poetyckiej. Biła z tych czytań taka fascynacja Marka tematem, napisanymi już wersami i zamiarem poprowadzenia ich w obranym kierunku, która miała zawsze w nim sprzymierzeńca − jej płomieniami pokonywał próg cierpienia nad własną doczesnością − z pogarszającym się stanem zdrowia.
Ostatnią naszą rozmową była wtorkowa − 21 maja. Marek telefonował do mnie zajętej podczas konferencji. Nie mogłam w tym momencie odebrać telefonu. Jak się okazało, tym razem inicjatywę rozmowy podjął w szczególnych okolicznościach. Przekonałam się o tym wkrótce, gdy po zakończonej konferencyjnej debacie zatelefonowałam do niego. Nie odebrał. Zatem zasygnalizowałam nagraniem, że jestem już w miarę swobodna i proszę, by zadzwonił raz jeszcze. Niespodziewanie po paru minutach w słuchawce usłyszałam głos żony Marka − informującej mnie, że jeszcze trwa zabieg i dopiero po nim Marek sam się odezwie. W tej sytuacji, zaskoczona wieścią, w wielkim napięciu wyczekiwałam sygnału od Marka. Byłam już wówczas pochłonięta utrwalaniem w obiektywie obrazów zmienionej po niedawnej modernizacji ul. Święty Marcin. Zatelefonował po 2,5 godzinie. Wyszukałam natychmiast jakiś cichszy zakątek w jednej z bram, by słyszeć Marka. Był wyraźnie osłabiony, zaniepokojony radykalną diagnozą. Poszukiwał dodatkowo dobrego lekarza specjalisty, dopytywał, czy znam takiego i mogłabym go polecić. A przede wszystkim, mimo tak trudnych okoliczności, pragnął przesłać mi z dedykacją swój tom poetycki „Liryki szeptu”…
Czytał nam swoje najnowsze liryczne utwory z tej publikacji z 2022 roku ponad rok temu − 9 maja 2023 r. podczas spotkania w Klubie Literackim „Dąbrówka” z udziałem Pawła Kuszczyńskiego, autora przedstawianej wówczas drugiej książki „Mądrość dobra”. Jerzy Grupiński finezyjnie skompilował z obu tytułów nazwę tego wieczoru „Mądrość dobra i liryka szeptu”. Dwa tygodnie po spotkaniu klubowym, 25 maja, „Liryki szeptu” poznała publiczność przybyła na jego spotkanie autorskie do Pracowni-Muzeum im. J.I. Kraszewskiego Biblioteki Raczyńskich przy ul. Wronieckiej 14. Cieszył się tym niczym z rogu obfitości majowym wysypem aż dwóch biesiad poetyckich. A cenił dialog z czytelnikami i słuchaczami. Mógł też wówczas dzielić się swoimi fascynacjami, odwoływać się do własnych poszukiwań, odkryć, przyoblekając się w szaty mentora. Zawsze też lubił recytować czy czytać swoje wiersze z namaszczeniem i wyrazistym akcentowaniem wersów i słów mających cechy klucza w stworzonych utworach. Myślę, że tym stylem prezentacji własnej twórczości Marek wpisał się nie tylko w moją pamięć, lecz wielu.
Po pięciu dniach od wspominanej naszej niedawnej majowej rozmowy, obciążonej już klimatem poważnego kryzysu zdrowotnego Marka, w niedzielę − nadeszła ta niespodziewana, najsmutniejsza wiadomość…
Stefania Pruszyńska
Fot. Marka Słomiaka (fragm. fot. ze spotkania Klubu Literackiego „Dąbrówka” 21.04.2015 r.): Stefania Pruszyńska
____________________________________________________________________________________________________________
Tutaj publikacja z inf. biograficznymi z 2018 r., w którym Marek Słomiak obchodził 50-lecie pracy twórczej