W anegdotach przegląda się historia, bawi nas obyczaj salonu, swoista filozofia z poczuciem humoru, odsłania się mentalność środowisk żydowskich – w tym dawna Łódź… Kraków… Celowo wybrałam kilka historii, opartych na swoistym zderzeniu świata wielkich możnych − arystokracji z arystokracją ducha – artystów i nie tylko…
„W pierwszej fazie pisania niniejszej książki byłem zdany wyłącznie na własną pamięć – pamięć poety, aktora i zbieracza folkloru, który z górą trzydzieści lat spędził w środowisku żydowsko-galicyjskim” − podaje Horacy Safrin o sobie w bibliografii „Przy szabasowych świecach”…
A oto anegdoty zacytowane z tej książki:
Porcelanowe „Pięć zmysłów”
Izrael Sztark miał we Lwowie sklep z antykami. Kupiec odznaczał się dużą pomysłowością. Pewnego dnia nabył pięć figurek porcelanowych. Chcąc je sprzedać razem, umieścił przed nimi tekturową tabliczkę z napisem: „Pięć zmysłów”. Ponieważ trafiali się tylko amatorzy na pojedyncze sztuki, napis uległ następującym metamorfozom: „Cztery pory roku”, „Trzy gracje”, „Rut i Noemi”, „Samotność”.
U barona Rotszylda
Baron Rotszyld jest bardzo zajęty. Lokaj wprowadza gościa. Bankier, nie odrywając wzroku od papierów, powiada:
−Proszę przysunąć sobie fotel.
− Jestem księciem Charles Louis de Gramont!
− Proszę przysunąć sobie dwa fotele…
Na bankiecie literackim na cześć Tuwima
Znany publicysta i satyryk Adolf Neuwert- Nowaczyński podczas bankietu literackiego wzniósł następujący toast na cześć Juliana Tuwima:
− Koledzy! Nie ma literatury polskiej bez Adama Mickiewicza, nie ma Adama Mickiewicza bez Pana Tadeusza, nie ma Pana Tadeusza bez Jankiela… Niech żyje Tuwim!
Tuwim odpowiedział:
− Koledzy! Nie ma literatury polskiej bez Adama Mickiewicza, nie ma Adama Mickiewicza bez Pana Tadeusza, nie ma Pana Tadeusza bez Jankiela, nie ma Jankiela bez cymbałów… Niech żyje Nowaczyński!
Zła passa właściciela pałacu
Dwóch żebraków spotyka się na ulicy Kijowa.
−Wiesz, byłem teraz w pałacu Brodzkiego.
− A ile dostałeś?
− Złotówkę.
− Tak mało?
− Nie chciałem nalegać. Wydaje mi się, że Brodzkiemu źle się teraz powodzi. Zajrzałem do salonu i, uważasz, na własne oczy widziałem, że jego dwie córki grały na jednym fortepianie…
Spółka artystyczna Kossak
W Krakowie przy ulicy Floriańskiej miał sklep ramiarski znany szeroko w kołach artystycznych Maurycy Frist. Był on stałym nabywcą akwarel Juliusza Kossaka, które następnie z minimalnym zyskiem sprzedawał licznym amatorom.
Owóż pewnego ranka, kiedy zapas dzieł mistrza był już wyprzedany, a kilku klientów natarczywie domagało się nowych „Kossaków”, Frist, który dobierając ramy do obrazów, sam siebie zaczął uważać za ich współtwórcę, zawołam pod adresem natrętnych kolekcjonerów:
− Ludzie, trzeba mieć zrozumienie dla sztuki! Czy my z panem Kossakiem jesteśmy piekarze? My malujemy wtedy, kiedy mamy natchnienie…
Narodziny fortuny rodu Poznańskich
Zaczątki milionowej fortuny rodu Poznańskich owiane były mgłą tajemniczości. Fama podejrzewała protoplastę tej dynastii fabrykantów łódzkich – Izraela Kalmanowicza – o kontakty z diabłem.
Ta rozpowszechniona w masach robotniczych legenda przeniosła się z ojca na syna Moryca.
Opowiadano sobie, że Maurycy Poznański postanowił podobno wyłożyć całą posadzkę dużej sali przyjęć kupieckich, która służyła również za jadalnię, złotymi pięciorublówkami. Aby ten zamysł urzeczywistnić, musiał uzyskać zgodę najwyższych czynników.
Skierował tedy do cara Mikołaja II wiernopoddańcze pismo z uniżoną prośbą o placet na wyłożenie posadzki złotymi monetami. W piśmie tym zapytywał też samodzierżawcę, którą stroną wolno mu będzie przytwierdzać złote ruble do podłogi – wizerunkiem cesarza czy godłem państwowym.
Po wielu perypetiach i szczodrze rozdzielanych łapówkach nadeszła z Cesarskiego Sioła odpowiedź:
„Najjaśniejszy Pan raczył przychylić się do prośby i zezwolił na wyłożenie posadzki sali jadalnianej złotymi rublami. Nakazał jednak najmiłościwiej, aby były ustawione pionowo…”.
Maniera dyplomatyczno-polityczna
Adwokat nie może się w żaden sposób dogadać z klientem.
−Więc czy oszukał pan swego wspólnika?
− Panie mecenasie, ja oszukałem wspólnika?
− No, dobrze. A czy sfałszował pan jego podpis?
− Panie mecenasie, ja sfałszowałem jego podpis?
– Panie Zelig, to jest okropny żydowski zwyczaj na wszystko odpowiadać pytaniami.
− Tak pan mecenas sądzi?…
Komentatorskim głosem dodam, że nagle tknięta swoiście rozbudzonym zaciekawieniem (wiele w tej książce o bogactwie i biedzie), zerknęłam na obwolutę tego zbioru dowcipów i anegdot… i zobaczyłam ni mniej, ni więcej – cenę: 200 zł. Wtedy – w granicach powszechnej dostępności progów sztuki literackiej, a ściślej − satyrycznej… Dla szukających tych klimatów, tematów − rzecz warta poznania, zawierająca jednak także smutne rysy dziejów Żydów Polski rozbiorowej i późniejszej. Polecam, zachęcam do poszperania w bibliotekach…
Stefania Pruszyńska
(Tytuły anegdot są mojego autorstwa i tylko na użytek tej publikacji).
Horacy Safrin w bibliografii książki „Przy szabasowych świecach”: „W pierwszej fazie pisania niniejszej książki byłem zdany wyłącznie na własną pamięć – pamięć poety, aktora i zbieracza folkloru, który z górą trzydzieści lat spędził w środowisku żydowsko-galicyjskim. Potem dopomogła mej pamięci i wzbogaciła ją o pewne materiały anegdotyczne z życia Żydów zachodnich dr fil. Salomea Landman, autorka doskonale opracowanego zbioru »Der juedische Witz«. Pewne dykteryjki zaczerpnąłem również ze zbioru Immanuela Olsvangera »Rożynkes myt Mandlen«, »Encyklopedii humoru i satyry polskiej« (wydawnictwo „Muchy” z 1914 r.) oraz z gazety warszawskiej »Fołks-Sztyme« i jej polskiego dodatku »Nasz Głos«. Jedną z anegdot o Morycu Poznańskim przekazał mi sekretarz Wojewódzkiego Archiwum Państwowego w Łodzi, Zdzisław Konicki”.
Książkę „Przy szabasowych świecach” wydało Wydawnictwo Łódzkie w 1963 roku.