Ferdynand Froissart, przewodniczący Ośrodka Edukacji Narodowej Stowarzyszenia Katolickiego „Civitas Christiana”: – Co zdaniem Pana Marszałka należałoby przekazać ambitnym młodym ludziom, którzy codziennie są informowani przez mass media, o tym iż w naszym społeczeństwie panuje zasada: im wyższe stanowisko (niezależnie od dziedziny aktywności społecznej) – tym mniejsza odpowiedzialność przed prawem. Prawem, które w zasadzie jest podporządkowane ekipie sprawującej władzę. Ten czarny obraz prawdopodobnie nigdy nie ujrzałby światła dziennego, gdyby nie walka pomiędzy wysoko postawionymi przedstawicielami życia publicznego o wpływy. Doświadczenie podpowiada, że zdecydowana większość młodzieży u progu dorosłego życia przeżywa konflikt sumienia, ponieważ zarówno rodzina, szkoła (zgodnie z preambułą obowiązującej Ustawy o Systemie Oświaty), jak i Kościół wychowują w duchu wartości chrześcijańskich i uniwersalnych zasad etyki. Czy w takiej sytuacji mamy prawo oczekiwać zdrowych, pozbawionych cynizmu elit? Bardzo proszę Pana Marszałka o szerszy komentarz na poruszany temat.
Maciej Płażyński, marszałek Sejmu: – Tak obszernie sformułowane pytanie zawiera wiele wątków, których rozwinięcie w krótkim wywiadzie będzie niezwykle trudne. Wspólnym mianownikiem tego, o co Pan pyta, jest troska o wychowanie młodzieży, która – to szczerze przyznaję – może czuć się zdezorientowana w odbiorze tego, co dzieje się wokół nas. Przyznaje Pan, iż w wielu wypadkach młodzi ludzie kształtują swój obraz rzeczywistości w oparciu o informacje, jakie podają środki masowego przekazu. Niektórzy nawet mówią o kreowaniu wizerunku rzeczywistości przez media i to nie tylko te tradycyjne, prasę, radio czy telewizję, ale przez niedoceniany do niedawna, a wymykający się bardzo często kontroli rodziców czy wychowawców – Internet. Takie są realia, w których musimy kształtować postawy i sumienia pokolenia, które w przyszłości będzie musiało po nas przejąć prowadzenie wszystkich sfer życia w tym kraju.
Takie mamy Rzeczypospolite, jakie młodzieży kształcenie – Jan Zamoyski.
Uważam, iż jak najczęściej trzeba odwoływać się do starego stwierdzenia: że takie mamy Rzeczypospolite, jakie młodzieży kształcenie – stąd również jestem przekonany, iż należy dołożyć wszelkich starań, aby zarówno nauczanie, jak i wychowywanie stało się priorytetem. Wracam jednak do pytania o to, czy zajmowane stanowisko wyłącza pełniącego je od odpowiedzialności prawnej. Choć doniesienia dziennikarskie często informują o nieprawidłowościach czy rozmaitych aferach, w które zamieszani są znani ludzie, to mimo wszystko w określonym momencie wkraczają organa ścigania. A zatem nie do końca zgodziłbym się ze stwierdzeniem o bezkarności.
Poza tym jest jeszcze jedna sfera odpowiedzialności, która wydaje się niedoceniana: odpowiedzialność społeczna. Każdy obywatel ma prawo oczekiwać od reprezentującego go polityka nie tylko kompetencji, lecz przede wszystkim uczciwości. Brzmi to trochę naiwnie, ale proszę zauważyć, iż dziwnym trafem oceniając kogokolwiek – nie musi to być człowiek zajmujący eksponowane stanowisko czy funkcję państwową, ale każde życiowe zadanie – nie mówi się o godności. To jest przyczyną wspomnianego przez Pana konfliktu sumienia. Już św. Paweł mówił o tym, że ludzie tęsknią za Dobrem, a wybierają w życiu zło. Nie może przecież być tak, żeby ktoś, o kim wiadomo, że postępuje niezgodnie z zasadami etyki – a zasady te są przecież uniwersalne, jasne i klarowne, a przy tym niezależne od światopoglądu – w życiu publicznym przekonywał o tym, że zasad tych nie wolno pod żadnym pozorem łamać. Mówiąc prosto, nie godzi się, aby ten kto kradnie, zaświadczał publicznie, że złodziejstwo jest rzeczą najgorszą z możliwych. To jest po prostu kpina i to się ze sobą kłóci. Pyta Pan, czy w tej sytuacji mamy prawo oczekiwać zdrowych elit? – oczywiście, że tak, tylko pamiętajmy, iż wymaga to długiego czasu. Jedną z przyczyn takiego stanu jest fakt, że kwiat polskiej inteligencji został zgładzony podczas minionej wojny światowej zarówno w obozach koncentracyjnych hitlerowskich, jak i przez stalinowski reżim w Katyniu, Miednoje czy innych sowieckich łagrach. A co powiedzieć o kontynuacji tej zbrodni w latach reżimu PRL-owskiego, kiedy zamęczono w więzieniach setki tych, którzy przeżyli wojnę, a którzy w swojej uczciwości nie chcieli się zgodzić na zakłamanie historii, m.in. na wymazanie pięknej karty walki zbrojnej Armii Krajowej czy żołnierzy walczących pod Monte Cassino.
Tej straty nie uda się wypełnić w ciągu kilkunastu lat. Potrzebna jest żmudna praca u podstaw i towarzysząca jej głęboka refleksja. W tego rodzaju edukacji ważne są niekwestionowane wzorce i autorytety, jak choćby nasz Papież Jan Paweł II, które swoją postawą mogą przekonać innych, że warto podjąć ten trud. Póki co wydaje się, że wciąż jesteśmy na początku drogi.
– Czy nie należałoby się zastanowić nad możliwością powołania – równej rangą partiom politycznym – reprezentacji ,,interesów” ludzi wierzących, respektujących społeczną naukę Kościoła? Wydaje się, że trwająca transformacja, szczególnie w sferze mentalnościowej, wymaga jasnych, zgodnych z chrześcijańskim pojmowaniem godności osoby ludzkiej (encyklika Veritatis splendor) skutecznych działań na wszystkich szczeblach władzy. W ten sposób również i przedstawiciele młodego pokolenia, wychowanego w duchu katolickim mogliby, przykładowo, owocnie wypracowywać właściwe oblicze demokracji czy też gospodarki rynkowej, w której człowiek nie bywałby przedmiotem traktowanym poniekąd na równi z całym zespołem materialnych środków produkcji, ale – jako podmiot i sprawca całego procesu produkcji (encyklika „Laborem exercens”).
– Dotknął tu Pan według mnie bardzo ważnego problemu, mianowicie udziału katolików w życiu publicznym oraz obecności myśli katolickiej, czyli właśnie katolickiej nauki społecznej w debacie powszechnej. Nasz kraj jest bardzo jednorodny religijnie, blisko 97 proc. obywateli uważa się za katolików – na marginesie można się spytać, jakich katolików, ale na pewno większa część z nich jest nimi rzeczywiście i praktykuje swoją wiarę – więc z tą obecnością nie powinno być większych kłopotów. Tymczasem rzeczywistość jest inna. Nie ma w naszym kraju partii chadeckiej, przez co nauka społeczna Kościoła jest praktycznie niezauważalna w polityce. Rodzi to różne problemy, przede wszystkim prowadzi w oczach opinii publicznej do konotacji myśli Kościoła z ruchami skrajnymi, takimi jak np. środowisko Radia Maryja i LPR. Ale także oddaje lewicy pole w kwestiach społecznych, daje jej monopol na pewien zbiór poglądów, w których człowiek jest podmiotem, a nie przedmiotem czy to polityki społecznej, czy np. prawa pracy. Doprowadzenie do sytuacji, w której prawica w Polsce będzie miała charakter tylko i wyłącznie liberalny, może doprowadzić po pierwsze do porażki tej prawicy, po drugie do porażki transformacji gospodarczo-społecznej, która przecież nie jest jeszcze zakończona.
Jak to zmienić? Moim zdaniem potrzebne są działania wielokierunkowe – przede wszystkim powszechny udział katolików w życiu publicznym, na co – warto podkreślić – bardzo często zwracał uwagę Ojciec Święty, także wcześniejsi papieże, jasno określając ten udział jako powinność wszystkich katolików. Oczywiście, na różnych poziomach, niekoniecznie od razu w polityce, ale także w lokalnych organizacjach, samorządach, fundacjach itp.
Drugim krokiem powinno być wzmocnienie istniejących organizacji, takich jak np. Akcja Katolicka czy „Civitas Christiana”, które obecnie mają trudności nie tylko z przebiciem się do mediów, ale także ze skuteczną działalnością w skali ogólnokrajowej.
Wreszcie – po trzecie – nadanie pewnej reprezentacji katolickiej nauki społecznej w życiu stricte politycznym poprzez nacisk na już istniejące partie prawicowe, ale także stworzenie nowej szerokiej formacji, w której myśl katolicka dominowałaby w programie społecznym i gospodarczym. To oczywiście bardzo trudne zadanie, ale długofalowo najskuteczniejsze. Zacząć trzeba jednak przede wszystkim od upowszechnienia katolickiej nauki społecznej oraz encyklik i adhortacji papieskich, które są jej podstawą. Ze zdziwieniem trzeba bowiem stwierdzić, że ta znajomość jest niska nie tylko wśród świeckich katolików, ale także wśród samych księży.
– Jest Pan Marszałek jednym z niekwestionowanych liderów szeroko pojmowanego demokratycznego obozu posierpniowego, współtwórcą Trzeciej Rzeczypospolitej. Stawia ona wyzwania, którym nie wszyscy potrafią sprostać. Rodzi się zniecierpliwienie będące najczęściej źródłem skrajnych postaw wobec otaczającej rzeczywistości. Przebywając w Danii, usłyszałem z ust przedstawiciela organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) następującą prognozę socjologiczną opartą na magicznej szóstce: zmiana polityczna kraju wymaga sześciu miesięcy (wolne wybory, wyłonienie rządu), zmiany ekonomiczne przebiegają w ciągu sześciu lat (wprowadzenie praw wolnego rynku ). Natomiast budowanie społeczeństwa obywatelskiego (zmiana postaw, mentalności, a nawet obyczajów) wymaga sześćdziesięciu lat. Będę wdzięczny, jeśli Pan Marszałek jako wytrawny polityk zechce skomentować ten sposób myślenia, ze szczególnym podkreśleniem roli edukacji na obecnym etapie transformacji.
– Jeśli chodzi o teorię szóstek, to jako katolik nie wierzę w liczby magiczne. Być może są to obserwacje empiryczne i później uśrednione sposobami matematycznymi, ale nie raz życie udowadniało, że teoria nie zawsze idzie w parze z praktyką. To jasne, że wszelkie społeczne zmiany wymagają czasu, ale przykładając owe „szóstki” do naszego społeczeństwa, zachowałbym daleko idącą ostrożność. O Polakach mówi się, że są niezwykle zdolni, potrafią dostosować się bardzo szybko do zmiennych warunków zewnętrznych, natomiast prędzej czy później uzewnętrznia się swoisty charakter, którego już tak szybko zmienić się nie da. I być może czas potrzebny na rzeczywistą zmianę charakteru społeczeństwa – tu może nie będę rozwijał szczegółowo, o jakie cechy chodzi, bo sądzę, iż potrafimy sami wypunktować owe przywary – jest tym, który warunkuje okres rzeczywistych zmian. Podchodząc zaś do tego w sposób ewangeliczny, to należy stwierdzić, że trzeba zacząć przemiany od siebie, a potem dopiero próbować zmieniać świat.
– Czy mógłby Pan Marszałek się podzielić z Czytelnikami wstępną refleksją dotyczącą problematyki wynikającej z naszej półrocznej przynależności do Unii Europejskiej. Jeśli jest to możliwe, to proszę o udzielenie młodzieży pewnych wskazówek, jakimi, Pana zdaniem, należy się kierować, aby móc w maksymalnym stopniu wykorzystać swoją niepowtarzalną szansę wykonywania ciekawej i dobrze płatnej pracy przy zachowaniu własnej tożsamości.
– Zacznę może od ostatniego członu pytania, czyli od tożsamości narodowej. Nikt od nikogo nie wymaga, żeby odcinał się od rodzinnych korzeni. Wręcz przeciwnie, jeśli ktoś daje się poznać w obcym społeczeństwie jako człowiek godny szacunku, to jest on akceptowany jako Polak, Norweg, Niemiec itp. Nie mówię tu o wypadkach patologii społecznej, kiedy do głosu dochodzą ludzie nieodpowiedzialni, którzy dokonują nacjonalistycznej czy rasowej klasyfikacji. Nie ma to jednak nic wspólnego z cywilizowanym społeczeństwem. Tak jak po wejściu do UE wielu obcokrajowców zdecydowało się na założenie swoich firm w naszym kraju czy zamieszkanie w Polsce i zostali zaakceptowani przez lokalne społeczności, tak jest również z Polakami za granicą. Pół roku przynależności do UE to zbyt krótki czas na to, by formułować wiążące wnioski. Osobiście widzę więcej plusów aniżeli minusów, a chodzi o to, by umiejętnie wykorzystać te pierwsze. Trochę niebezpieczne jest twierdzenie, że Europa nam coś da sama z siebie. Nic z tego, to my musimy poznać możliwości jakie wynikają z faktu przynależności do owej wspólnoty i z nich korzystać.
Dziękuję Panu za wypowiedzi.
Rozmowę tę o miejscu młodego pokolenia w dzisiejszej rzeczywistości z Marszałkiem Sejmu RP Maciejem Płażyńskim przeprowadził dr Ferdynand Froissart, przewodniczący Ośrodka Edukacji Narodowej Stowarzyszenia Katolickiego „Civitas Christiana”.
(Materiał archiwalny z Gazety Autorskiej „IMPRESJee” www.impresjeee.blox.pl z 29 lipca 2008 roku).