Wojewoda wielkopolski Tadeusz Dziuba ogłosił program Do 20 grudnia br. można ubiegać się o dotację. Program zakłada partnerstwo publiczno-społeczne we wspieraniu inicjatyw i działań na rzecz osób bezdomnych.
„Jest skierowany do organizacji pozarządowych prowadzących działalność w zakresie pomocy społecznej oraz osób prawnych i jednostek organizacyjnych działających na podstawie przepisów o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w RP, stosunku Państwa do innych kościołów i związków wyznaniowych oraz o gwarancji wolności sumienia i wyznania. Kwota dotacji, którą wojewoda rozdysponuje wynosi ogółem 262 153,00 zł” – podaje Rzecznik Prasowy Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego. Na dotacje mogą liczyć projekty, które proponują skuteczne rozwiązania problemu bezdomności. Ocenę skuteczności tych projektów wiąże się ze stopniem „zaangażowania gmin w odpowiedzialność za swoich obywateli, za włączenie osób bezdomnych i zagrożonych bezdomnością w działania środowiskowe, zarówno w przygotowanie im miejsca samodzielnego zamieszkania, jak i aktywizujące ich postawy społeczne”- pisze Rzecznik Prasowy WUW.
Bezdomność niejedno ma imię. Problem nie jest mały, wcale nie tak prosty, a jego przejawy także widać na ulicach Poznania, w nocy na dworcu PKP, w parkach, noclegowniach, schroniskach. Często jest związany z bezrobociem, alkoholizmem, patologiami, lecz także z brakiem elementarza ewangelicznych zasad w życiu środowisk, z których bezdomni się wywodzą, w tym zwłaszcza tych związanych z pojmowaniem miłości bliźniego swego. Także z pojmowaniem wolności, pragnieniami odbiegającymi od stylu życia, który narzuca współczesność. Stopniem zaradności życiowej, wykształceniem osób „wyrzucanych na margines”. Obnaża także nierzadko bezduszność opieki instytucjonalnej, jej znikomość, nieliczenie się z indywidualnymi potrzebami. Bezdomni skarżą się na tę właśnie opiekę. Wiele dramatów skrywa się w ich życiorysach.
Jeden z bezdomnych, żebrak przy poznańskim kościele oo. Dominikanów, Jan − jak się przedstawił − opowiedział mi historię swojego życia, której puenta − status żebraka bez stałego dachu nad głową wynikała z małego zaangażowania opieki społecznej w Zielonogórskiem, bo stamtąd pochodzi, niemożności ucieczki od alkoholu, ruiny finansowej rodziny i wygnania-ucieczki. Może również z bezradności życiowej, na pewno z osobistego dramatu. Nie ukrywał, że nie umiał poradzić sobie z wymaganiami małżeństwa, rodziny. Że z wielkim bólem odchodził i poczuciem krzywdy. Ale i z niepokojem sumienia, kamieniem na sercu.
Zapytałam, czy skorzystałby z jakiejś formy pomocy, noclegowni, czy próbował szukać rady? − Śpię jako wolny człowiek w knajpeczce niedaleko. Mam tam nocleg za sprzątanie − odpowiedział. − A byłem już w „Barce”. Musiałem odejść. Dużo by gadać. Teraz zbieram na podróż do Francji. Tam są inni tacy jak ja. Chcę być z nimi. Tu się modlę o siłę do życia. Za panią też się pomodlę. Bo chce pani i rozmawia ze mną, a nie tylko daje z litości parę groszy. Dominikanie są życzliwi. Leżę nieraz na posadzce w kościele, błagam Boga… Nikt mnie na siłę nie wyrzuca z kościoła.
Pytania, pytania, pytania. Granice wolności − gdzie i jak je wyznacza człowiek? Jak pojmuje wolność? Czy bieda, brak dachu nad głową nie jest także więzieniem? Czy bezdomność wynika z ucieczki od obowiązków, od niemożności sprostania tym, które narzucili ludzie, nie liczący się z drugim? Czy w gąszczu licznych placówek pomocy bezdomnym jest taka, w której myśli się o czymś więcej niż o łóżku, pościeli, kąpieli i ciepłej strawie? To wegetacja przecież, chociaż i kromka może niezbyt gorącej, ale przecież miłości do drugiego, słabszego, zagubionego człowieka. Nieraz prymitywnego w odruchach, nieraz o odrażającym wyglądzie, brudnego.
Jak wykorzystywane są podatkowe czy dobrowolne środki z naszych kieszeni, aby ta pomoc bezdomnym czy bezrobotnym owocowała zarówno ich pożytkiem, jak i naszym wspólnym? Ilu jest takich, którzy wykorzystują ludzi bezrobotnych, dając im za dorywczą pracę „na lewo” zaledwie symboliczne grosze…
Przysłuchiwałam się rozmowo bezrobotnych czekających na „bonzów”, którzy co rano samochodami podjeżdżają pod urząd, by wziąć gromadkę do kopania na budowie albo do noszenia skrzynek. Cennik niesamowity: 2 zł za godzinę efektywnej pracy. Tu zasiłek, a tu trochę „doróbki”. Po utracie zasiłku − rozpacz wielu…
Romka, czyli Cyganka, z zasadniczym wykształceniem, która wychowuje samotnie dziecko, ma nieco pomocy od swoich, ale ofert pracy nie ma dla niej, nikt jej nie chce zatrudnić. Gdy znajduje zajęcie, pracę wykona, właściciel firmy najczęściej nie poczuwa się do przyzwoitości − płaci ledwo co i nie od razu.
− A co z dzieckiem, gdy Pani idzie do pracy? − zapytałam.
− Mam trochę wsparcia ze strony sąsiadów, Romów. To wielodzietna rodzina. Nakarmią za pomoc w kuchni, podzielą się rzeczami.
− Wróży Pani także? − dopytywałam.
− Tak, ale mnie przepędzają z dzieckiem. I to marny grosz… − mówiła szczerze.
I dodała smutno, zrezygnowanym tonem:
− Po co mi to wszystko, ta nauka?
A ile jest kobiet bezdomnych? Tę liczbę trudno ustalić, a jeśli chciałoby się ją podawać bez „około”, czyli faktyczną, jest to prawie niemożliwe. Są kobiety mieszkające gdzieś u kogoś, z dawnym zameldowaniem, choć już bez stałego dachu nad głową. Ile ich?
Rozmawiałam w pociągu z zapłakaną gapowiczką. Na oko − 23-letnią. Uciekała z domu. Z miasta. Z małą walizką. Bezrobotny, niezaradny czy leniwy mąż, agresor przestępca, zmuszał ją do prostytucji. Wstyd i ból tej kobiety był tak wielki, że wybrała ucieczkę, a nie drogę prawną. Szukała pomocy, ale w instytucjach trzeba było o tym mówić, podpisać oficjalne papiery dla prokuratury. Jeszcze raz to przeżywać, obnażyć się z tego wstydu. Odsłonić swojej krzywdy nie miała siły. Była załamana. Mówiła chaotycznie. Na pewno nie było w tym konfabulacji. Nie chciała w ogóle żadnych pocieszeń, szukania innego wyjścia niż to, które wybrała. Wiedziała o Niebieskiej Linii. Wysiadła wkrótce. Jednak zerwała się tak nagle, że nie można było nic zrobić. Nawet zdążyć wstać, by wysiąść z nią. Ona teraz uciekała przed konduktorem… W tej chwili bezdomna i okrutnie pokrzywdzona przez przemoc.
Stefania Golenia Pruszyńska