Śledząc dzieje poznańskiej gwary w kilku ostatnich dziesięcioleciach, pamiętać trzeba o zmianach, które po II wojnie światowej zachodziły w naszym mieście – rozrastało się ono w szybkim tempie, głównie za sprawą rozwoju przemysłu.
Poznań się zmienia. Podczas gdy w okresie międzywojennym cały przemysł Poznania zatrudniał niewiele ponad 20 tys. osób, już krótko po wojnie same zakłady Cegielskiego miały 22 tys. pracowników. Rozbudowujący się przemysł potrzebował wciąż nowych rąk do pracy, co powodowało masowy napływ ludności, pochodzącej przede wszystkim z Wielkopolski. Innym ważnym czynnikiem był rozwój szkolnictwa średniego i wyższego. Wszystko to sprawiło, że najszybciej rosły liczebnie środowiska robotnicze oraz inteligenckie.
Nowi mieszkańcy starali się dostosować swój sposób mówienia do obowiązujących językowych zwyczajów i standardów. Dostrzegali, że nie różnią się one zbytnio od tego, do czego przywykli, bo osiedlający się w Poznaniu ludzie posługiwali się z reguły różnymi odmianami wielkopolskiego dialektu. W ten naturalny sposób miejska gwara zasilana była wiejskimi i małomiasteczkowymi naleciałościami. Musimy wszakże pamiętać o wpływie, który zwłaszcza na młodsze pokolenie wywierała szkoła, ucząca poprawnej polszczyzny ogólnej, oraz o wzorcach językowych, upowszechniających się za pośrednictwem zyskujących na znaczeniu środków masowego przekazu.
Zależnie od społecznej i pokoleniowej przynależności poznaniaków – ich mowa potoczna różnicowała się coraz bardziej. Gwara poznańska to jedna z jej warstw znamienna, zdaniem prof. Moniki Gruchmanowej, nie tylko dla środowiska niewykształconego, lecz także dla części inteligencji starszego i średniego pokolenia.
Klasyka, czyli Strugarek. Wspomniałem o mediach i wypada do nich powrócić, by raz jeszcze przywołać osobę Stanisława Strugarka. W jego wszechstronnej działalności literackiej wyraźnie wyodrębnić można wątek wykorzystywania gwary poznańskiej na potrzeby twórczości radiowej, estradowej. Wcześniej napomknąłem o przedwojennej twórczości oraz o popularnych zaraz po wojnie gwarowych dialogach Kaczmarka i Skrzypczaka. Jednak najmocniej utrwaliła się w pamięci starszych poznaniaków postać Wuja Ceśka, bohatera monologów i gawęd radiowych (wykonywanych przez autora także podczas występów estradowych; wybór „Wuja Ceśku opowiada” ukazał się drukiem w 1977 r.).
Zasługą S. Strugarka była nobilitacja potocznej mowy poznaniaków. Udało mu się bowiem wykreować swojskiego bohatera ludowego, mówiącego zwyczajnym językiem zwykłego człowieka, z którym słuchacze zżyli się przez kilkanaście lat obecności na radiowej antenie. Literaci rzadko posługiwali się wtedy gwarą, była ona tylko okazjonalnie stosowanym środkiem artystycznego wyrazu. Była fragmentem codzienności, do użytku w domu i na ulicy; twórczość, działalność artystyczna, pisarstwo kojarzyły się z bardziej wyszukanym językiem. Sięganie do tradycji lokalnych należało co prawda do kanonu zasad ówczesnej polityki kulturalnej, ale ograniczało się do muzyki ludowej. Zmarły w 1965 r. S. Strugarek także w tej dziedzinie ma wybitne zasługi – dla radiowego archiwum nagrał wszystkie bodaj wielkopolskie kapele… kapele…
Kabaret i literatura. Pokoleniowe zmiany sprawiały, że gwara wychodziła z powszechnego użycia. Dla młodych, urodzonych i wykształconych już po wojnie była jeszcze językiem dzieciństwa, ale w wielu sytuacjach nie wypadało się nią posługiwać… Dla coraz większej liczby poznaniaków „czysta” gwara brzmiała coraz bardziej egzotycznie i stąd chyba bierze się to charakterystyczne zjawisko: im mniej ludzi mówiło gwarą, tym większe zyskiwała znaczenie artystyczne.
Kto bywał w latach 70. na przedstawieniach kabaretu „Tey”, doskonale pamięta aplauz i salwy śmiechu, który wzbudzały występy Żużu Zembrzuskiego i Mariana Pogasza. Mówili teksty Strugarka, a publiczność reagowała żywiołowo niezależnie od tego, czy monologi były bardziej czy mniej zabawne. Humorystyczny efekt wywoływała specyficzna wymowa i nagromadzenie gwarowego słownictwa, niecodzienne „stężenie” gwary – im było większe, tym głośniejszą budziło wesołość.
Przy okazji powiedzieć trzeba o wykorzystywaniu mowy potocznej poznaniaków w prozie autorów, którzy wywodzili się z Poznania. Od połowy lat 70. śmielej niż poprzednio sięgają po gwarę, a widać to najpełniej w powieściach Ryszarda Schuberta „Trenta tre” i „Panna Lilianka”, traktowanych wtedy jako prozatorskie eksperymenty (smakoszom gwary polecam zwłaszcza tę drugą pozycję).
Z innych lektur zawierających gwarowe pierwiastki najbardziej zapamiętałem późniejsze o parę lat powieści Tadeusza Siejaka „Oficer” i „Próba”, a ponadto reportaże i opowiadania Krzysztofa Lisa… Lista pisarzy, u których gołym okiem widać poznańskie cechy językowe, jest oczywiście znacznie dłuższa; wymieniłem tylko te pozycje, których autorzy według mnie posłużyli się gwarą w sposób najbardziej świadomy, celowy i z dobrym artystycznym efektem.
Stary Marych… czyli nowy plebejski bohater mówiący gwarą, pojawił się znowu w radiu, w rozrywkowej audycji „Z piątku na niedzielę” w 1983 r. Wymyślił go Juliusz Kubel, dla którego językiem dzieciństwa była ratajska gwara (zanim jeszcze wyrosło tam blokowisko). Jak wspomina – dopiero w liceum uczył się mówić „po polsku”; w młodości słuchał występów Strugarka w radiu i na scenie, a potem jego gawęd w interpretacji Mariana Pogasza. I kiedy narodził się pomysł cyklu gwarowych monologów, od razu wiadomo było, kto powinien być ich wykonawcą. M. Pogasz ucieszył się z propozycji, która była dla niego, Krakusa z pochodzenia, aktorskim wyzwaniem. Miał już doświadczenie i sukcesy w mówieniu gwarowych tekstów na estradzie, ale do tworzenia radiowej postaci podchodził bardzo serio i z pewnym respektem. Tak narodził się Stary Marych z Łazarza. Stary, bo tylko ludzie starszego pokolenia znają jeszcze gwarę; Marych od imienia aktora; z Łazarza, bo tam akurat mieszkał Juliusz Kubel.
Poznaniacy szybko zaakceptowali nowego bohatera i zaprzyjaźnili się z nim, o czym świadczyły telefony i listy od słuchaczy. Teksty J. Kubla nazwać można felietonami o naszej codzienności, pisanymi przez bystrego obserwatora z dużym poczuciem humoru. Są w nich sprawy Poznania i kraju, widziane oczyma zwykłego człowieka; sporo tu politycznych aluzji, ironicznego dystansu, ale także ciętych żartów. M. Pogasz potrafił nasycić owe monologi serdecznością i ciepłem, czyli tymi swoimi cechami, za które ceniony był przez wszystkich, którzy go bliżej znali. Nie grał Starego Marycha, ale był nim.
„Blubry Starego Marycha” przez 17 lat pojawiały się w publicznym radiu, w każdą niedzielę przed południem. Do końca 1999 r. (kiedy zmarł M. Pogasz) powstało około 800 gawęd, a dowodem popularności ich bohatera było jego bogate życie „pozaradiowe”: mnóstwo spotkań z publicznością i występów estradowych, przedruki monologów w prasie, książkowe wydania zbiorów tekstów.
Rozkwit czy upadek? Fenomen popularności Starego Marycha dał początek zjawisku, które nazywam renesansem poznańskiej gwary. Narodziny tej postaci zbiegły się w czasie z zapoczątkowaniem prac zespołu językoznawców nad „Słownikiem gwary miejskiej Poznania”. Zanim po kilkunastu latach zbierania materiałów ukazało się jego I wydanie (1997 r.), opublikowana została popularno-naukowa książka „Mowa mieszkańców Poznania” (1987 r.).
W drugiej połowie lat 80. wystartowała z powodzeniem impreza pod nazwą „Godejcie po naszymu”, konkurs gwary poznańskiej zainicjowany przez Adama Lewandowskiego i Jerzego Drabenta w domu kultury „Jubilat”. Było już 15 jego edycji, w każdej uczestniczyło ponad 20 osób z Poznania i Wielkopolski. Imponuje rozpiętość wieku zgłaszających się do tej rywalizacji – od 8 do blisko 80 lat! Przeważają młodzi miłośnicy gwary, którzy oprócz tekstów „klasycznych” proponują często własne utwory.
Od 1990 r. stała pozycją Radia Merkury to gwarowy konkurs dla słuchaczy, prowadzony przez Jacka Hałasika (znanego też z licznych produkcji estradowych i spotkań w szkołach). Konkursy rozpowszechniły się zresztą w całej Wielkopolsce; z bardziej znanych wymienię te dla młodzieży szkolnej, odbywające się regularnie w Bukówcu Górnym i w Jarocinie.
Niewątpliwą zasługą poznańskich przedsięwzięć jest to, że były pierwsze, dały przykład, wytyczyły pewien kierunek. Pojawiły się wcześniej niż nowe, wprowadzone po 1989 r., treści nauczania w szkolnych programach akcentujące znaczenie gwarowej przeszłości języka. Wyprzedzały o dobrych parę lat nowe postrzeganie tradycyjnych wartości w naszej kulturze i zrozumienie potrzeby ich pielęgnowania, zachowania dla następnych pokoleń.
Jak dzisiaj traktujemy poznańską gwarę? Darzymy ją coraz większym szacunkiem, chociaż coraz mniejsza liczba poznaniaków posługuje się nią na co dzień… W publicznym radiu można było posłyszeć gwarowe monologi Juliusza Kubla „Blubry Heli przy niedzieli” w aktorskim wykonaniu Danieli Popławskiej. U zbiegu ulic Półwiejskiej i Strzeleckiej stanął pomnik Starego Marycha autorstwa Roberta Sobocińskiego. Gwara jest istotnym elementem uroczystych obchodów i świętowania z różnych okazji.
– Ale ci najmłodsi gwary już nie znają – wzdycha Jacek Hałasik, często zapraszany na spotkania do szkół i przedszkoli.
– Dlatego uczę ich, jak pacierza, krótkiego wierszyka: „W antrejce na ryczce stoją pyrki w tytce”. Niektórzy wiedzą tylko, co to „pyrki”, reszta najczęściej w ogóle nie rozumie, o co chodzi…
Janusz Grot
Wszelkie prawa zastrzeżone
Na fot.: BajkoUfoludek, czyli Pyrek − z festiwalu „Pyrkon”.
Fot.: Stefania Pruszyńska
Wszelkie prawa zastrzeżone