Na fotografii: „Dama w diademie” w Starej Pomarańczarni w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Artfot.: Stefania Pruszyńska
W wypowiedziach autorytetów skupionych w swej pracy naukowej na kobiecie i mężczyźnie nie znalazłam jednak tych wszystkich subtelności, które wpisują się natarczywymi zjawiskami w powszechną świadomość, deprecjonując wartości tajemnicy intymności. Bezceremonialność seksreklam w telewizji, prymitywne uproszczenie − ogołocenie człowieka z jego właściwości, cech i wartości w filmach tego gatunku nie ma nic wspólnego z tym, co inspiruje do myślenia pozytywnego, ubogacającego wyobraźnię i wrażliwość. Jaki jest wskutek tego wizerunek kobiety i mężczyzny?
Do wypowiedzi na ten temat skłoniłam znakomitego lekarza, który zachowując anonimowość, odsłania scenę nad swoimi pacjentami oraz doświadczeniami zawodowymi.
Jaki Pana zdaniem wizerunek kobiety i mężczyzny kreuje się w świadomości zbiorowej? Jaki jest w ogóle stereotypowy wizerunek kobiety czy mężczyzny – właściwy, prawdziwy, pożądany, konieczny, możliwy? Spekulował Pan kiedykolwiek na ten temat?
– Nawet wysmakowany obraz ludzi na ekranie grających kochanków ma w sobie coś z wielkiej manipulacji świadomością, obyczajem, wartościami, emocjami i nie pozostaje bez echa w odbiorcach.
Natura męska i kobieca porozumiewają się i tak ze sobą poza wiedzą naukową, religią – bezpośrednio. Ta wiedza jest oczywista, jednak ubogacona o doświadczenia z wielu lat mojej pracy seksuologa z chrześcijańskim podejściem i oparciem o takie nauki – stwierdza mój rozmówca.
Nie przeceniałem ani też nie ignorowałem w terapii znaczenia wpływu obrazu żywych ludzi na reakcje widza. Jednak nie leczyłem, aplikując pacjentom wideokasety z erotyką. Uznawałem, iż pacjenci sami decydują o wyborze takich źródeł wpływu, jeśli je uznają. Niektórzy pytali o takie metody, byli ciekawi.
Wiele problemów moich pacjentów miało zawsze to samo źródło – nieszczęśliwa miłość, niewola w związku opartym na ekonomicznych korzyściach czy podobnych, powtarzalność takich nieudanych sytuacji, czyli powielanie wzorca, który zawiódł, niemożność i nieumiejętność wykroczenia poza ten „sprawdzony” negatywny schemat. Nie brakowało w tych ich sytuacjach, dramatach, potężnych obaw o ostracyzm w otoczeniu z powodu naruszenia zasad religii, gdy pragnęli się uwolnić z takiego związku, w którym doznawali wielu cierpień z powodu fikcji małżeńskiej, w tym – odrzucenia i przemocy, zwłaszcza dotykającej w różnym stopniu kobiet.
Dobrze, że mogę się cieszyć teraz życiem bez pracy, znakomicie uposażonego emerytalnie. Wolnego od trudnych spraw moich pacjentów, których rozwiązywanie było mozolne, nie zawsze uwieńczone sukcesem. Pozornie problem niektórych pacjentów sprowadzał się do dotyczącego dziedziny, w której zdobyłem sporo szlifów naukowych i doświadczeń jako terapeuta. Potem się okazywało, że powód wizyty był niczym w porównaniu do całego ich dramatu. Miałem pośród nich i kilku takich, którzy z powodu nieszczęśliwej miłości popełnili samobójstwo. I choć zaniechali wizyt w moim gabinecie na długo przed tym aktem desperacji – odczułem ich dramatyczne decyzje jako moją klęskę osobistą, ludzką. Zawodową także. Te żywioły emocjonalne, świadomość, których nie da się ograniczyć do jednej sfery w człowieku, to szalenie delikatna materia i niemateria. Szalenie też silna. Terapia medykamentami musi być wsparta innymi formami terapii czy nawet pomocy pozaterapeutycznej. Nie byłem nigdy schematykiem. Gdy sytuacja życiowa pacjenta czy pacjentki pozostawała bez zmian na lepsze albo permanentnie się pogarszała, potrzebna była przede wszystkim terapia pomocna w odbudowaniu w pacjencie jego wiary w siebie, poprawie samooceny etc. Współpracowałem m.in. z wybitnym psychologiem i psychiatrą. I do nich trafiali i tam rozpoczynali swoją nową szkołę życia moi pacjenci. Ci lekarze, moi przyjaciele, nie szczędzili sił i sposobów, by pozyskać dla tych ludzi wszechstronną pomoc – w różnych instytucjach, miejscach. Oni się nie wypinają po medale – to prawdziwie chrześcijańscy lekarze, bardzo wielkiego ducha ludzie.
Każdy z nas to kosmos i nie wiadomo niekiedy, dlaczego w nim nam tak nagle źle, że odrzucamy tyle, a nawet – życie. Ci samobójcy nie byli chorzy psychicznie, bardzo cierpieli. To cierpienie miało w niektórych przypadkach objawy depresji, lecz było skutkiem postępowania ich krzywdzicieli. Oni nie radzili sobie w końcu z uczuciami, pragnieniami, upadali egzystencjalnie, popadali w alkoholizm, narkomanię. Nie potrafili wyplątać się z kąta, do którego wpędził ich nieudany związek, błędy życiowe, finansowe. Bywało, że prozaiczne obciążenia sytuacyjne powodowały u tych osób ogromny kryzys. Tak reagowali ci bardzo wrażliwi, subtelni, z artystycznymi talentami… Nie byli zauważeni, nie byli rozumiani, niektórzy twierdzili, że mieli swoich zaciekłych wrogów w ideach, czuli się postrzegani jako niegodni. Inni doznali wielu upokorzeń od osób prymitywnych. Jeszcze inni nie byli zaradni, brakowało im środków do życia, zdobywali tylko dorywczą pracę.
A jaką ma wymowę dla Pana wizerunek kobiety w ogóle? Nie tylko związany z Pana dziedziną zawodową, szerszy, prezentowany w mediach, nie zaś w seksreklamach.
– O, tam się niedobrze dzieje. Porady i plotkarstwo − to ta przysłowiowa łyżka dziegciu. Seksreklamy są prymitywną sztuką wpływu na najniższe instynkty, degradują kobietę, mężczyznę, miłość. Akt więzi, erotykę sprowadzają do zera, a to właśnie erotyka wyraża najgłębiej ukryte tęsknoty ludzkie za bliskością, ciepłem, zaufaniem bezgranicznym i doznaniami wyższymi. Jest szczerym obustronnym aktem oddania, ukojenia. Niby proste, banalne i prostymi słowami powiedziane, lecz to właśnie najsilniejsze określenia znamionujące skomplikowane stany relacji.
A patrząc szerzej – wizerunek kobiety w mediach ma mało wspólnego z tym jej pięknem, które dostrzegam w kobiecie w innych sytuacjach. A to nie tylko wygląd, zwłaszcza ten uzyskany u stylistów, kosmetyczki, choć jest bardzo ważny (na to reagują silnie wrażliwcy obu płci, w przewadze natomiast mężczyźni jako intensywnie odbierający bodźce wzrokowe, analizujący postać kobiety jako obiektu pragnień, zaciekawienia itp.).
Bo dla mnie kobiecy wizerunek to autentyczna niezwykłość, wrażliwość, delikatność, wyjątkowo skomplikowana uczuciowość, wyobraźnia, inteligencja i finezyjna natura. To także niejako autoportret kobiet odsłaniających swoją wyjątkowość w aktach wyrażania siebie samych niekoniecznie wprost – np. w realizacjach artystycznych, twórczych i intelektualnych.
Warto to też zauważyć, że już nic prawie nie ma w naszym życiu, a więc także w mediach, z tego, co kobiecie się należy – hołdu. Hołdu składanego przez nas, mężczyzn, istocie pobudzającej nas do marzeń, inspirującej do zachwytu, zaciekawiającej jako źródło subtelności, tajemnicy, zagadki, inności. To moja opinia, która rzeźbiła się w mojej świadomości przez całe lata.
Zasadne w tym momencie jest zapytać: matriarchat czy patriarchat? Równouprawnienie? Który z tych modeli może najlepiej sprzyjać kobiecie, a może i kobiecie, i mężczyźnie?
– Niestety, patriarchat szkodzi kobiecie, nadal (mimo zrównania w prawach obu płci w demokracjach) używanej do różnych zadań, wielu obciążeń, nadmiernej pracy, a nie prawdziwie kochanej, uwielbianej, pięknie strojonej, wypoczętej, zadbanej, zadowolonej i szczęśliwej, bezpiecznej… której całuje się dłoń, której się nie trudzi tymi ciężkimi dla niej z wielu domowych obowiązków, otacza czułą opieką i okazuje zawsze wielkie zainteresowanie. Takie zaś postawy kochania kobiety, jej szanowania, podziwiania czynią cuda w życiu mężczyzny i w ogóle – w życiu. To mogłoby przeobrazić chropowatą rzeczywistość w bajkę. Rozkwitałyby też związki, które bez takich postaw mężczyzny tak często gasną, stając się tylko formalnym przymusem trwania razem pod wspólnym dachem.
Moją receptę: Mężczyzno, pozwól kobiecie być kobietą. Tą istotą nieziemską. Rozpieszczaj ją w swoim życiu, waszym życiu wspólnym, troszcz się o nią, o jej wszystkie potrzeby, pragnienia. Otrzymasz za to od niej cuda w swoim męskim żywocie – uznali nie tylko wrogowie emancypacji, lecz i ci, którzy zawsze nieszczęśliwie się kochali w kobietach władczych, wyemancypowanych, silnych. Nie takie kobiety stały się ich wielkimi spełnionymi miłościami, lecz te subtelne, które pragnęły takich właśnie mężczyzn – odurzających je swoją ogromną empatią, czułością… To oczywiście dotyczy relacji osobistych, intymnych.
Wynikałoby z tych doświadczeń jeszcze dużo więcej pytań…
– Tak, sam je sobie stawiam. Bo na przykład przekonałem się, że moje pacjentki biznesmenki i kobiety otoczone sławą często wybierały mężczyzn – zdobywców fortun, mających wysokie stanowiska w urzędach, posiadłości… i silne charaktery, ogromne strefy wpływów i zapewniających im życie w luksusie. Ile jednak jest dramatów w takich związkach… A miłość to nie tylko relacja kobieta – mężczyzna. Ma tyle przecież barw między ludźmi. Także w naturze obserwujemy jej różne formy.
Myślę zaś, że tyle jest milionów relacji między kobietami a mężczyznami… A na które z nich mamy wpływ? Tylko na własne bądź jako walczący o ich przeobrażenia w świadomości, prawie stosowanym, w tym na co dzień. W systemach ustrojowych politycznych, zwyczajowych tkwi to, co umożliwia, lecz i to, co ogranicza.
Co jest Pana zdaniem najbardziej szkodliwe, a co najbardziej pomocne w ratowaniu czy budowaniu dobrego, chcianego wizerunku kobiety i mężczyzny?
– Kilku panów w mojej poradni ujawniało, że cierpią także z tego powodu, iż ich kobiety chcą na siłę dorównać sile męskiej i w postawach czy zachowaniach, które mądra tradycja, hołubiąca kobietę jako delikatnego anioła, nie jej przeznaczyła. A to odbierało poczucie bycia mężczyzną moim pacjentom, także w sferze intymnej. Jeden z nich cierpiał z powodu pozornie błahego dla wielu: jego ukochana kobieta nosiła spodnie i na jego delikatne uwagi, by założyła sukienkę, nie reagowała. Nawet na bankiet chodziła w spodniach, tyle że z jakichś lepszych tkanin, ze zdobieniami.
A że każdy mężczyzna i każda kobieta, niezależnie od pewnych cech wspólnych dla płci, a więc i także dominujących reakcji charakterystycznych dla płci, to jednak ogromny kosmos z wieloma rebusami, labiryntami… – nie ma możliwości stworzenia uniwersalnego wizerunku kobiety czy mężczyzny, jednak od mężczyzny zależy, kim jest dzięki temu, jak traktuje kobietę.
A gdyby podejść do wizerunku kobiety jako towaru (reklamy agencji towarzyskich, obskurne, nieestetyczne, burzące wartość kobiety jako istoty będącej całością, a nie fragmentem), można by znaleźć taki odpowiednik kulinarny w zapytaniu: jak smakowałaby nam potrawa z kury, gdybyśmy najpierw oglądali film o niej żywej, biegającej po podwórku, potem o jej nagłym, technologicznie precyzyjnym końcu żywota i całej tej praktyki czynienia z niej obiektu handlu, którym się staje jako powszechnie dostępna, czekająca na półce w chłodziarce, a kupiona − wkrótce skwierczy na patelni lub dochodzi do miękkości – w szybkowarze?
Nic tak nie kaleczy kobiety i jej wizerunku, jak prostactwo czy prymitywizm, które uprawia się wobec kobiety w kontaktach towarzyskich, służbowych, w życiu codziennym czy w ogóle. Całym sekretem tego, co ma nawet swój wyraz w skali narodu − ludzi szczęśliwych bądź nieszczęśliwych – jest traktowanie kobiety. To właśnie traktowanie kobiety jest kluczem do ziemskiego edenu.
Proszę pomyśleć, kto nad tym, co głoszę, przystanie, pochyli się z uwagą i dostrzeże także siebie? Wie to pani? A jest pani kobietą doskonale wyczuwającą swoją odrębność nie tylko w tej rozmowie, mającą w sobie to coś, co jest wyjątkowe, i wiedzącą tak wiele o sobie, nieustająco ciekawą, zaciekawioną, gotową do zachwytu, do wielkich emocji i kreującą swoje myśli, poglądy, umiejętności! I w emocjach i myślach tkwiącą, by je umiejscowić w swoich realizacjach czy w życiu, w działaniach. Ujawniłem tu niektóre silne tęsknoty niektórych kobiet – moich pacjentek. One zapominały o sobie, zamykały się w sobie. To właśnie mam na myśli, gdy mowa o wizerunku kobiety w potrzasku.
Zewnętrzność tego wizerunku kobiety, piękno, jest często wierzchołkiem wielkiego potencjału, ważnego dla każdej dziedziny życia i dla wielu. Potencjału istotnego dla postępu w społeczeństwach. A najpierw ważącego o wizerunku mężczyzny, jak z tym potencjałem się obchodzi. I z tym pięknem.
Rozmawiała: Stefania Pruszyńska