– Od zarania miał handicap. Był inteligentnym człowiekiem, odebrał staranne wychowanie, kindersztubę… Pełne jego nazwisko to Otto Eduard Leopold von Bismarck-Schönhausen. Urodził się 1 kwietnia 1815 roku w Schönhausen. Jego ojciec Ferdynand był z pochodzenia junkrem, wywodzącym się ze starej pruskiej szlachty, zaś matka Wilhelmina z domu Mencken – była córką urzędnika królewskiego, miała pochodzenie mieszczańskie – prof. Lech Trzeciakowski
Z prof. Lechem Trzeciakowskim, autorem nowo wydanej książki „Otto von Bismarck”, rozmawia Stefania Golenia Pruszyńska
Stefania Golenia Pruszyńska: Panie Profesorze, gdy dowiedziałam się, że Pan napisał książkę o Otto von Bismarcku, byłam zarówno zaskoczona, jak i ogromnie zaciekawiona. Zastanawiałam się nad Pana inspiracją do tego zapewne niemałego zadania od strony dokumentalnej i naukowej. Rozważałam także – z uwagi na kontrowersyjny odbiór Żelaznego Kanclerza i jego roli – jakie motywacje skłoniły Pana do skupienia się nad jego biografią. A zważywszy na Pana interesujące rozpoznania historyczne związane z Poznańskiem, Wielkopolską, które przedstawił Pan w swoich wcześniejszych książkach, pomyślałam, że prezentacja Bismarcka przez Pana jako choćby realizacja zamiaru naukowego, czysto historycznego, musiała mieć jednak coś ponadto w uzasadnieniu, że Pan się jej podjął. Nie wydaje mi się bowiem prostą kwestią Pana wola szczegółowego poznania czy też zbliżenia się do faktów z życia Bismarcka i zamiar odsłonięcia ich w opracowaniu jego biografii, dodajmy: faktów z życia człowieka bezsprzecznie zasługującego na miano indywidualisty, wpisanego w historię Prus i Polski różnymi dokonaniami, lecz i wielkiego oponenta w sprawie polskiej, wręcz jawnie wrogiego…
Prof. Lech Trzeciakowski: Bismarck to postać wyjątkowa. I wielkiego formatu, i niebanalna, o ogromnym znaczeniu historycznym. Znana zresztą powszechnie pod przydomkiem Żelazny Kanclerz. Sięgnąłem zaś do tej postaci nie bez wieloletnich przygotowań, zainteresowany jej prezentacją jako historyk. Najpierw zajmowałem się dziejami Wielkopolski i Niemiec XIX wieku i pod kierunkiem prof. Witolda Jakóbczyka napisałem pracę doktorską poświęconą w dużym stopniu kanclerzowi Leo von Capriviemu. I to wówczas zetknąłem się bliżej z Otto von Bismarckiem, który był poprzednikiem Capriviego. Następnie napisałem książkę „Kulturkampf w zaborze pruskim” (Poznań 1970 r.), która także, lecz później, ukazała się w wersji angielskiej pt. „The Kulturkampf in Prussian Poland” (Columbia University, Press New York, 1990 r.). Wiadomo mi, że cieszy się ona w Stanach zainteresowaniem…
To nieco nas oddala od tematu głównego, jednakże jest ciekawe, że oto dzisiaj ta książka w USA znajduje czytelników, budzi zainteresowanie. Co według Pana skłania do tego Amerykanów, żeby poznawać ten temat? Fascynacja Polską?
– Tak właśnie można by to ocenić, lecz to w końcu też temat europejski. I oczywiście Amerykanom się spodobał. Na pewno jednak nie jest to przypadek. Zainteresowanie to może mieć również związek z rekomendacjami, w tym zwłaszcza prof. S. Fischera-Galatiego, redaktora z East Eurepean Monographs. Cieszy zaś, że książka ta służy popularyzacji wiedzy historycznej i poznawaniu dramaturgii historycznej, związanej z zaborem pruskim, panowaniem Bismarcka i ostrą walką z polskością i Kościołem.
Powróćmy jednak do biografii Bismarcka i jego postawy wobec Polski. Jest on przecież autorem przerażającego „przepisu”: „Bijcie Polaków tak długo, dopóki nie utracą wiary w sens życia. Współczuję sytuacji, w jakiej się znajdują. Jeżeli wszakże chcemy przetrwać, mamy tylko jedno wyjście – wytępić ich”.
– To powiedzenie, rzeczywiście dla nas Polaków jest bardzo wrogie, pochodzi z jego listu do siostry Malwiny z okresu, gdy był posłem w Petersburgu… Ma ono ścisły związek z sytuacją przed powstaniem styczniowym i wojną krymską. Wówczas tło historyczne utkane było w sposób wielce skomplikowany kwestią polską. Warto przypomnieć i takie związane ze sprawą polską postawy: margrabia Aleksander Wielopolski był orędownikiem koegzystencji z Rosją w zamian za ustępstwa na rzecz społeczeństwa polskiego, tymczasem Bismarck był temu przeciwny. Wszelkie ustępstwa caratu na rzecz Polaków uważał za podważanie dobrych stosunków z Rosją, które były fundamentem jego polityki zagranicznej. Dlatego pewnie tak ostro się wyraził w swoim liście i był tak niezwykle w tym brutalny. Z niepokojem jednak spoglądał na następstwa polityczne swoich działań w Polsce.
Jeden z podrozdziałów mojej książki o Bismarcku, zatytułowany „Uśmiech fortuny”, dotyczy sytuacji, gdy wybucha powstanie styczniowe. Bismarck doskonale sobie poradził z tą sytuacją i ostatecznie ją zdecydowanie wygrał… Powstanie było skazane na klęskę. Kosztowało Polaków wiele ofiar, bowiem słabością polskich powstań było nierespektowanie takich zasad, które głosił np. jako premier rządu polskiego w dobie powstania listopadowego książę Adam Czartoryski: „powstanie musi być powszechne, silne i w porę zrobione”. Bismarckowi powstanie styczniowe było na rękę – udzielił poparcia Rosji, do czego przecież zmierzał, dążąc do zacieśnienia stosunków ze wschodnim sąsiadem, co będzie profitowało w czasie wojen o zjednoczenie Niemiec. Wtedy Rosja przyjęła postawę życzliwie mentalną.
A gdyby się przyjrzeć bliżej Bismarckowi, a to uczynił Pan, Panie Profesorze na pewno z wyjątkową dokładnością, co można zaakcentować z jego biografii?
– Od zarania miał handicap. Był inteligentnym człowiekiem, odebrał staranne wychowanie, kindersztubę… Pełne jego nazwisko to Otto Eduard Leopold von Bismarck-Schönhausen. Urodził się 1 kwietnia 1815 roku w Schönhausen. Jego ojciec Ferdynand był z pochodzenia junkrem, wywodzącym się ze starej pruskiej szlachty, zaś matka Wilhelmina z domu Mencken – była córką urzędnika królewskiego, miała pochodzenie mieszczańskie. Otto miał młodszą siostrę Malwinę i starszego brata Bernarda, dwóch jego braci zmarło w dzieciństwie. Był bardzo utalentowany, zdolny, dobrze wykształcony – studiował nauki prawnicze w Getyndze, które zakończył w Berlinie. Dał się poznać jako człowiek o różnych obliczach, po studiach wiele podróżował. Był jednak przede wszystkim silny. Miał wszelkie zadatki, by zrobić karierę. Gdy ożenił się z Johanną von Puttkamer, pochodzącą z Kaszub, z rodziny szlachty pruskiej, junkierskiej, jego życie potoczyło się właśnie w kierunku kariery politycznej i to właśnie kariera ta jest tak istotna w jego biografii.
Jak Pan postrzega drogę kariery Bismarcka na szczyt władzy?
– Początki drogi politycznej Bismarcka wiążą się z faktem, że w Sejmie Pruskim w 1847 r. zajął miejsce – za chorego kolegę – konserwatystę, rojalistę. Bismarck był zagorzałym zwolennikiem monarchii stanowej. Niejako można było już wówczas przewidzieć, że twardo stanie przy boku panującego, tam było jego miejsce. Miał cechy człowieka skłonnego do dominacji… O tym napisałem w rozdziale „Vivat rewolucja!”. W 1851 r. objął godność posła we Frankfurcie nad Menem, następnie – kanclerza Związku Północno-Niemieckiego w 1867 r. i Kanclerza Rzeszy w 1871 r. W tym momencie osiąga miejsce dające mu możliwości wypłynięcia na szerokie wody polityczne. Bismarck piął się szybko po szczeblach polityki – od posła, którym był osiem lat, w tym posłem w Petersburgu, a później w Paryżu (tam miał okazję przyjrzeć się Napoleonowi III)… do premiera Prus (jesień 1862 r.) za panowania Wilhelma I… Nieśmiertelność zawdzięcza doprowadzeniu do zjednoczenia Niemiec „krwią i żelazem” w rezultacie wojen z Danią w 1864 r., Austrią − w 1867 r. i Francją (1870 – 1871).
Bismarck w salonach polityki… i na niwie prywatnej. Czym zasłynął, jakie postawy przyjmował w obu tych sferach?
– Bismarck miał różne pomysły, idee, poglądy ewolucyjnego konserwatysty, zmagał się z wieloma politycznymi wrogami, w swoisty sposób zresztą, walczył z liberałami, wysuwał swoje postulaty, spośród których warto zaakcentować rewolucyjne wówczas zasady dotyczące wprowadzenia demokratycznej ordynacji wyborczej do parlamentu Rzeszy − wyborów powszechnych, równych, tajnych i bezpośrednich. A wybory do sejmu pruskiego opierały się wówczas na cenzusie majątkowym i były jawne. Zasady Bismarcka dotyczące wyborów sprawdzają się po dziś dzień, a to właśnie on był ich twórcą.
Charakteryzowały Bismarcka dwie cechy: brutalność i finezja, nowatorstwo, niekonwencjonalność, a także dynamika działań. Był bardzo bezwzględny, czasami skrajnie mściwy… Gdy chciał uderzyć w socjaldemokrację, zastosował represje, deportacje. Jednak przeforsował też prawa socjalne. Stał się twórcą państwa socjalnego. Okazało się też, że można wiele osiągać bez ewolucyjnych sloganów tych, którzy szafowali socjaldemokracją. Błędem było rozpętanie walki z Kościołem jako siłą wspierającą partię opozycyjnego katolickiego centrum, określanej za Rudolfem Virchowem – Kulturkampfem, o czym prof. Virchow mówił: „mamy do czynienia z walką z kulturą”. Zmagania te zakończyły się porażką.
Miał jednak za sobą też młodość… i liczne wady. Które z cech Bismarcka Pan zaakcentowałby jako szczególne?
– Jak już wspomniałem, charakter Bismarcka nie był łatwy, był twardy. Zaś jego mściwość nie przysparzała mu chwały, okazywał ją nawet wtedy, kiedy absolutnie nie wypadało. W swych działaniach politycznych nie przewidywał konsekwencji dalekosiężnych – umiał przewidywać tylko na krótki dystans, w długiej perspektywie zawodziły go i intuicja, i nos polityczny… Był straszliwym żarłokiem. Powodowało to dolegliwości gastryczne. Pewnego dnia zaniemógł. Wezwano młodego lekarza Ernsta Schweningera, który starał się wydobyć od kanclerza informacje na temat historii choroby. Bismarck, jak wiadomo, będąc człowiekiem pobudliwym, krzyczał na lekarza, nie udzielając potrzebnych informacji. Wtedy Schweninger odpowiedział: „Staję do dyspozycji Jego Książęcej Mości, jeżeli jednak życzy sobie pan być leczonym bez zadawania pytań, uważam, że będzie lepiej się zwrócić do weterynarza, który jest przyzwyczajony do takiej metody odpowiedzi”. Odpowiedź ta zaimponowała Bismarckowi, Schweninger stał się jego „nadwornym lekarzem”.
A idąc po romantycznych tropach, co wiadomo bliżej o kobietach w życiu Bismarcka, miłości, tajemnicach alkowy… i jego zainteresowaniach, pasjach pozapolitycznych?
– W młodości w sprawach miłosnych nie zawsze mu się powodziło… Gdy zajechał z Paryża do Biarritz 4 sierpnia 1862 r., a miał wtedy 47 lat, poznał księżną Katarzynę Orłow, która tam przybyła 7 sierpnia wraz mężem księciem Nikołajem Orłowem. Zauroczył się nią, jak kiedyś w Isabelli Loraine-Schmith czy Marii von Thadden. Był zakochany jak sztubak. Uczył ją sztuki pływania, bywali razem na koncertach przy świetle księżyca, podczas których księżna Katarzyna grała na fortepianie utwory Beethovena, Mendelssohna i Chopina i pieśni niemieckie czy francuskie chansons. To była romantyczna miłość, a Bismarck był jak nowo narodzony… Przerwała ją konieczność wyjazdu do Berlina. Był już wówczas żonaty z Johanną von Puttkamer. Jego małżeństwo było bardzo udane, przetrwało 47 lat, mieli troje dzieci: Herberta, Wilhelma i Marię. Bardzo dbał o swoją rodzinę, poświęcał jej wiele czasu. Prowadził z żoną dom otwarty, dzięki czemu poszerzał swoje znajomości i zdobywał sympatię wielu kręgów towarzyskich. Dawał się poznać wraz z żoną jako czarujący gospodarze, on sam celował w dowcipach i miał spory urok osobisty, czym zresztą zasłynął już w Petersburgu, w salonach politycznych – zdobył już tam np. sympatię cara Aleksandra II… Johanna von Puttkamer nie angażowała się w jego sprawy zawodowe, polityczne. Bismarck był koneserem twórczości Ludwiga van Beethovena i Fryderyka Chopina. Był poliglotą – znał dobrze francuski, angielski, rosyjski, także grekę i łacinę. Jest autorem „Gedanken und Erinnerungen” („Rozmyślania i wspomnienia”), pisał piękne listy do swojej żony, zaliczane jako wzory sztuki epistolarnej tamtych czasów. Dla niego i z myślą o nim wznoszono wieże widokowe w bardzo ciekawych przyrodniczo miejscach, np. na górze Galgarben niedaleko Królewca. Bismarck lubował się w naturze, fascynowały go drzewa. Kupił majątek w Warcinie, dotąd bardzo zachowany i traktowany z pieczołowitością przez polskie władze.
Czy Bismarck był kiedykolwiek w Poznaniu?
– Nie, nigdy tu nie dojechał, za to był w Warszawie, mieszkał w Łazienkach podczas konferencji rosyjsko-pruskiej jako delegat w latach 50. Z tego pobytu również zachowały się jego listy do żony.
Widziałam w Hamburgu w latach 90., nieopodal Hauptbanhoff, dworca centralnego Deutsche Bahn, w parku olbrzymi pomnik Bismarcka. Wyrastał ponad drzewa i przyciągał oczy bryłą głowy księcia… Miałam mieszane wrażenia, dominowało zaś w nich zdziwienie i moja potężna refleksja: ten naród nadal ma swojego wielkiego strażnika! W Niemczech pomników jest bardzo wiele. Ile Bismarcka? Czy w Polsce są także?
– Trafiają się, jeszcze budząc kontrowersje.
A kontakty z Polakami – miał ich wiele?
– Miał bardzo wiele kontaktów z polskimi posłami. Poznał również arcybiskupa poznańsko-gnieźnieńskiego Mieczysława Ledóchowskiego, którego zresztą później za jego opozycyjną postawę podczas Kulturkampf wtrącił do więzienia.
Pana książka nosi tytuł „Otto von Bismarck”…
– Wydało ją w serii: Biografie – Ossolineum, z czego bardzo się cieszę, gdyż to wydawnictwo wysoko cenię. Książka ma 360 stron, a na jej obwolucie widnieje portret Bismarcka autorstwa Serapha von Lenbach. Jestem ogromnie wdzięczny pracownikom tego wydawnictwa za zaangażowanie w wydanie tej książki, w tym szczególnie pani Jolancie Kawalec i Grzegorzowi Korczyńskiemu.
A jaką drogą dotarł Pan do źródeł historycznych i w jakich miejscach je Pan znalazł?
– Przyjaźniłem się z Jürgenem von Bismarck, którego Żelazny Kanclerz był prastryjem. Poznałem księcia Ferdynanda von Bismarck, kuzyna Jürgena. Otrzymałem zgodę na korzystanie z prywatnego archiwum rodziny Bismarcków we Friedrichsruh.
– Dziękuję Panu za rozmowę.
© Wszelkie prawa zastrzeżone
Informacja o autorze książki „Otto von Bismarck”, prof. Lechu Trzeciakowskim
Prof. Lech Trzeciakowski. Fot.: Stefania Pruszyńska
Prof. Lech Trzeciakowski jest autorem ogromnej liczby artykułów i szeregu książek, m.in. takich, jak: „Walka o polskość miast Poznańskiego na przełomie XIX i XX wieku”, „Kulturkampf w zaborze pruskim” (tę książkę wznowiono w języku angielskim w USA), „Pod pruskim zaborem 1850-1914”,„W dziewiętnastowiecznym Poznaniu”, „Posłowie polscy w Berlinie 1848 − 1928”. Jest także laureatem Nagrody Johanna Gottfrieda Herdera.
Publikacja wznowiona. Pierwsza publikacja rozmowy z prof. Lechem Trzeciakowskim ukazała się 25.07.2009 r. w Gazecie Autorskiej „IMPRESJee” pod adresem: www.impresjeee.blox.pl (w pierwszym miejscu wydawania gazety, a jest tutaj przeniesiona pod nowy adres jej wydawania www.impresjee). Rozmowa z prof. Lechem Trzeciakowskim była też później przedrukowana w ogólnopolskim miesięczniku „Merkuriusz” oraz portalu epoznan.pl.