Dla interesujących się środowiskiem przyrodniczym w Poznaniu i jego historią nie jest tajemnicą istnienie w samym mieście i na jego obrzeżach wielu enklaw zieleni: parków, lasów, lecz też jezior, stawów, rzeczek, rzek, strumieni, cieków i innych obiektów przyrodniczych: pomników przyrody, głazów narzutowych. Wszystkie one stanowią elementy systemu zieleni miejskiej opartego o przedwojenną koncepcję z lat 30. XX w. pierścieniowo-klinową. Ten projekt przyniósł Poznaniowi sławę w Europie. Autor projektu inż. arch Władysław Czarnecki opracował założenie urbanistyczne, według którego wydzielono 4 główne kliny zieleni: północny − naramowicki, południowy − dębiński, wschodni − maltański (cybiński) i zachodni − golęcińsko-sołacki. Aby przyjrzeć się z bliska jednemu z zakątków zieleni ujętych w ten system, nie czekałam na porę zazieleniania się natury, wybrałam się tam na zwiad zimowy.
W leśnej gościnie. Kompleks leśno-parkowy, a właściwie jego część znajdującą się w pobliżu Nowego ZOO i Jeziora Maltańskiego, nawiedziłam 28 stycznia br. To ledwie fragment rozległego obszaru wschodniego klinu zieleni: maltańskiego, zwanego też cybińskim.
Mimo końca stycznia ani śladu śniegu sprzed tygodnia. Trochę zimno, nieznacznie i tylko na chwilę lekki podmuch wiatru dotyka ostrzejszym ziąbem. W szarości ze zrudziałą i zbrunatniałą pojesienną rdzą kilka pokoleń drzew, sporo olch i grabów, zadziwia. Gdzieniegdzie płaty mchu na pniach starszyzny wyłamują się zielenią z dookolnej monotonii. Lasek w znieruchomieniu i obnażeniu niczym bezbronna, cierpliwa i dostojna w trwaniu świątynia stroi swym milczeniem nieodgadnione instrumentarium natury. Panująca tutaj cisza niepokoi. Bo gdzież ptaki? Czyżby jedyne w okolicy to tylko te, których wizerunki z wiosny czy lata pomieszczono na tablicy informacyjnej Zakładu Lasów Poznańskich? Dokąd odleciały tutejsze sezonowe śpiewaczki z tutejszymi śpiewakami? Zimorodki, wilgi, kosy, rudziki, wrony siwe, sójki, mysikróliki… Darmo by je tropić w mieście − w centrum tu i ówdzie gołębie, a na poznańskich osiedlach stołują się całe gromady krzykliwych i piskliwych mew rzecznych znad Warty. Nieraz widać i słychać gawrony, wrony. Mijane po drodze i rzadziej spotykane w przestrzeniach parkowych kawki i pary gołębi grzywaczy okazują się w swojej krzątaninie za pożywieniem najmniej skore do mowy. „Wszystkie skrzydlate jestestwa zimujące w Poznaniu i okolicy nauczyły się pilnować wypatrzonych i w miarę pewnych jadłodajni w pobliżu domostw” − tą myślą, której nijak pokonać przekomarzaniami z marzycielskiej planety, kapituluję wobec ptasich instynktów egzystencjalnych i w końcu aż zżymam się na swoje płonne nadzieje na posłyszenie choćby któregoś z nich w przymaltańskim lasku.
Przez myśl przemyka mi także i niemal od razu refleksja nad dawną publikacją, bowiem z roku 1980 r. W niej zajmujący się obserwacją ptaków spędzających zimę w Poznaniu Ewa Górska i Wojciech Górski na wstępie podają, że „krajowe badania poświęcone awifaunie pomijają okres zimowy”¹. Tyle tylko zdołałam od nowa doczytać przed wyprawą nad Maltę. „Ciekawe, czy to podejście ornitologów w tamtych latach było jakąś niepisaną zasadą i obowiązuje do dzisiaj? Z przejrzanego opracowania, wydanego w Warszawie pod szyldem Instytutu Zoologii Polskiej Akademii Nauk, zawierającego wiele tabel, wykresów, konkluzji, wynikałoby niezbicie, że jego autorzy postanowili 40 lat temu przełamać tę nienaukową tradycję − obserwacjami ptaków zimujących w Poznaniu. A czy ta informacja zaakcentowana przez nich w pierwszym zdaniu nie miała jeszcze jakiegoś drugiego dna? Wybrzmiała wyzywająco…” − nie mogę się uwolnić od pytań, które nasunęła, inspirując do poszukiwania odpowiedzi. Urywam zaraz ten tok dociekań, by w skupieniu i jeszcze intensywniej wypatrywać w prześwitach między gałęziami jakiegoś uskrzydleńca. „To tylko rojenie sobie… Tylko rojenie. Jednak żeby nie przefrunęło choćby kilka zbłąkanych gawronów…” − jestem niepocieszona. Jak las bez ptaków…
Na drewnianym wiadukcie raz po raz pojawiają się złaknieni przestrzeni, powietrza i wrażeń nieliczni niedzielni spacerowicze. A to piesek podrepcze ze swoim opiekunem czy opiekunką, a to romantycznie usposobiona para przysiada na ławce pod dachem na wiadukcie, znajdując tu przyjazny kącik na rozmowę. Zerknąwszy jeszcze dookoła i w dół z wiaduktu, zniechęcona ponurą kolorystyką i snującym się w powietrzu smętkiem, niemal zawsze nierozłącznym z klimatem przenikliwej nostalgii, postanawiam wreszcie wraz z towarzyszem tej małej eskapady oddalić się od tego miejsca w pobliże Malty. − Ziąb przestanie być tak dokuczliwy po żwawej przechadzce… − zgodnie uzasadniamy decyzję odmarszu.
Nad Jeziorem Maltańskim, niestety, także zastajemy prawie pustki. Wszystko zdaje się tak zastygłe w oczekiwaniu, że nagłe śmielsze i dłuższe pobłyski słońca zza stopniowo wiotczejących chmur − słońca z ostatniej dekady stycznia, jeszcze pospiesznie chylącego się na widnokręgu − uznajemy za wydarzenie łamiące przygnębiającą stagnację.
Poznań już przed wojną zasłynął w Europie systemem zieleni miejskiej pierścieniowo-klinowym. Podają o tym różne źródła pisane, lecz też potrafi zaskoczyć ten temat podczas swobodnej rozmowy ze wspominającymi okres przedwojnia czy znającymi opowieści osób z tamtych pokoleń. W ustnych przekazach nie ma wprawdzie precyzyjnych informacji czy nierzadko nawet przywołania nazwiska twórcy tego systemu, lecz pojawiające się wątki często nawiązują do wprowadzającego go w życie prezydenta Poznania w latach 1922 −1934 Cyryla Ratajskiego, chwalonego, lubianego i szanowanego za dobre zarządzanie miastem. Drugi dominujący we wspomnieniach nurt sięga do lat brunatnej nocy okupacji. Niemcy wyszukiwali co cenniejsze polskie opracowania różnych udoskonaleń ważnych dla miasta. Przejęli po polskim zarządzie miasta zielony projekt, i co szczególne − interesowali się również m.in. zaprojektowanym nowatorskim systemem ogrzewania Zamku Cesarskiego.
System zieleni miejskiej pierścieniowo-klinowy był oryginalnym rozwiązaniem, jedynym takim, nieistniejącym dotąd ani w Polsce, ani poza nią. Przyjęte w nim rozwiązania harmonizowały bowiem koegzystencję człowieka i jego cywilizacyjny materialny dorobek z istniejącymi naturalnymi zasobami przyrodniczymi oraz stworzonymi przez ludzi i perspektywiczną wizją planowego, celowego ich utrzymania i rozszerzania.
Poznań zawdzięcza ten projekt inż. arch. Władysławowi Czarneckiemu, który go przygotowywał w latach 30. XX w. i stworzył w 1934 r., posiłkując swoje koncepcje ideami i naukowymi opiniami prof. Adama Wodziczki z Uniwersytetu Poznańskiego, znanego z wielu inicjatyw na rzecz środowiska przyrodniczego i Poznania: powołania do życia Ligi Ochrony Przyrody, stworzenia trzech parków narodowych i orędowania za przemyślanym wkomponowywaniem przyrody w strukturę miasta, aby poprawić warunki życia mieszkańców aglomeracji poznańskiej, której mankamentem były przez całe lata otaczające ją pierścienie umocnień. Miasto, zwłaszcza centrum, potrzebowało zarówno rozwiązania najistotniejszego problemu − napowietrzania, jak i wielu innowacji.
Projekt W. Czarneckiego godzący wszystkie idee i koncepcje z wizją rozwoju Poznania znalazł uznanie Cyryla Ratajskiego, ówczesnego prezydenta Poznania, żywo zainteresowanego rozwojem zielonych terenów miasta.
Opracowany w 1934 r. przez inż. arch. Władysława Czarneckiego, wybiegający w przyszłość, plan zieleni Poznania był żywym przykładem wykorzystania tych idei (idei prof. Adama Wodziczki: wkomponowywania przyrody w strukturę miasta − przyp. red. mój: S.P.). Przewidywał on zachowanie w strukturze miasta czterech głównych obszarów zieleni, układających się w kształt krzyża i łączących się z pierścieniami zieleni pofortecznej. Obszary te, w kształcie klinów, bazowały na naturalnych zespołach roślinnych, istniejących wzdłuż cieków i zbiorników wodnych. Oddzielały tereny zwartej zabudowy, stanowiły filtry i kanały doprowadzające czyste powietrze do centrum miasta² − objaśniają M. Chojnacka i A. Wilkaniec w publikacji „Walory krajobrazowe i rekreacyjne Jeziora Maltańskiego w Poznaniu”.
Unikatowe rozwiązanie przyciągnęło do Poznania wielu ówczesnych europejskich ekspertów z gremiów naukowych i przedstawicieli miast z kontynentu. Władysław Czarnecki zdobywał prestiżowe nagrody za swoje dokonanie, w tym został doceniony laurem w Paryżu na Międzynarodowej Wystawie Ogrodniczej.
Podczas okupacji idee i koncepcje Czarneckiego przykuły uwagę Niemców. Zastosowali je, administrując Poznaniem, będącym głównym miastem ustanowionego przez nich Warthegau. Podlegająca administracji okupanta zieleń rozszerzała się o nowy drzewostan, lecz niewolniczą pracą Polaków i Żydów przy zalesianiu parków. Także w klinie maltańskim nasadzono wówczas wiele drzew. Przymusową pracą Polaków i Żydów, wykonywaną w dramatycznych warunkach, zostało również zbudowane sztuczne jezioro Rusałka. Niemiecka administracja koncentrowała się wyłącznie na partykularnych celach zazieleniania, a nie tych, które stanowiły podstawę projektu Czarneckiego: dobro wszystkich mieszkańców. O tych faktach często słyszy się też nad Rusałką z ust potomków osób, które przeżyły wojnę. Młodzi słuchacze opowieści, zażywający rekreacji nad tym akwenem, w ten sposób dowiadują się, jaką dramaturgię niosła jego budowa.
Po wojnie, system Czarneckiego był kontynuowany, został jednak w latach 70. zaniedbany i zignorowany chaotyczną, żywiołową rozbudową miasta i ulic. Dopiero po 1989 r. pojawiły się szanse powrotu do jego właściwej wersji i umocowania jej w nowych planach miasta.
Obserwując dzisiejsze miasto, widać wyraźnie, że potrzeba odnowy zarówno samej idei klinów, jak i ich przyrodniczego oblicza. Potrzebna jest też akcja edukacyjna o przyrodniczej, społecznej, ale też historycznej i kulturowej wartości poznańskiego systemu zieleni. Sam zaś projekt Czarneckiego jest dobrem kultury i również zasługuje na ochronę. Przyroda, nie będąc zabytkiem jako takim, ma też więc − jak widać − wielką wartość kulturową. A poza tym bez niej nie ma nas, choć ona bez nas sobie poradzi − zauważa Adam Suwart w jednej ze swoich cyklicznych publikacji „Okiem Społecznego Opiekuna Zabytków”³.
Historycznie maltański klin obejmował za czasów W. Czarneckiego kompleks zieleni: wokół Ostrowa Tumskiego, a od strony południowej − otaczający Śródkę oraz położony na wschód wzdłuż doliny Cybiny i prowadzący przez lasy Białej Góry, Olszaka, Antoninka aż do lasów Swarzędza.
Tekst i fot.: Stefania Pruszyńska
________________________________________________________________________________________
¹ E. Górska, W. Górski, Zimowanie ptaków w Poznaniu, „Acta Ornithologica”, t. 17, nr 19, Warszawa 1980, s.1.
² M. Chojnacka, A. Wilkaniec, Walory krajobrazowe i rekreacyjne Jeziora Maltańskiego w Poznaniu, „Nauka Przyroda Technologie”, t. 4, z. 2, Poznań 2008, s. 6.
³ A. Suwart, Kliny i pierścienie, z cyklu: Okiem Społecznego Opiekuna Zabytków, „Biuletyn Miejski”, 24.02.2019, https://www.poznan.pl/mim/bm/news/kliny-i-pierscienie,129381.html [dostęp: 29.01.2024].
(Tekst aktualizowany, najnowsza aktualizacja: 30 stycznia 2024, godz. 9.23).
Tutaj dla Państwa, Szanowni P.T. Czytelnicy, w nawiązaniu do mojego artykułu o klinach zieleni w Poznaniu i zacytowanego w nim fragmentu wypowiedzi Adama Suwarta ze wzmianką o społecznym opiekunie zabytków (nazwą cyklu publikacji w poznańskim „Biuletynie Miejskim”), udostępniam w celu popularyzacji wiedzy o tej uregulowanej ustawowo roli − nagranie Instytutu Narodowego Dziedzictwa pt. „Co to znaczy być społecznym opiekunem zabytków”. Istnienie takiej roli i zakres działalności z nią związanej zasługują na uwagę, jednak jeszcze pozostają mało znane. Osoby podejmujące się tych zadań chronią dobra kultury i dziedzictwa narodowego to ideowcy, pasjonaci i miłośnicy kultury, pracujący z oddaniem, społecznie, bez gratyfikacji. Sygnalizuję, że zainteresowani uzyskaniem formalnoprawnego statusu społecznego opiekuna zabytków mogą wystąpić o to z wnioskiem do stosownego według miejsca zamieszkania Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, a po uzyskaniu akceptacji oczekiwać wiążącej decyzji Starosty Powiatu.
Więcej informacji w nagraniu, w którym Łukasz Nowicki, aktor teatralny i filmowy rozmawia z Agnieszką Wargowską-Dudek, animatorką, menedżerką, choreografką, autorką książek.
Agnieszka Wargowska-Dudek – animatorka, menedżerka, choreografka, autorka książek. Absolwentka Uniwersytetu Śląskiego i Uniwersytetu Warszawskiego. Prezeska i założycielka Fundacji ARTS. W latach 2014-2019 dyrektorka Ośrodka Kultury w Wiśniowej. Współzałożycielka Komitetu na rzecz ratowania jedynej w Polsce drewnianej bożnicy w Wiśniowej. W latach 2015-2017 roku członkini Rady przy Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Łukasz Nowicki – aktor filmowy i teatralny, lektor, prezenter oraz jeden z najbardziej rozpoznawalnych głosów polskiego dubbingu. Absolwent krakowskiej PWST. Prowadzi programy telewizyjne w TVP. Podróżnik pasjonat. S.P.