Rok 2012 jako Rok Mężczyzn w operze – ma być pokusą zarówno dla gustujących w klasyce, jak i ciekawych eksperymentu. Michał Znaniecki, dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu, wieloaspektowo zobrazował sytuację w tej placówce u progu sezonu 2011-2012.
Remont i letnie wyjazdy zagraniczne. Jesteśmy w środku remontu, w związku z tym nasze wakacje były przysypane pyłem i nadal jesteśmy przysypani pyłem, ale już się wyłania nowa sala, nowa widownia, mam nadzieję, że akustycznie nic nie zepsujemy, a tylko ulepszymy, zdzierając troszeczkę materiałów i zostawiając jak najwięcej drzewa, więc nad tym pracujemy. Remont spowodował zablokowanie dużej sceny, staramy się jednak urozmaicić zarówno zespołom, jak i publiczności tę przerwę. To oznacza, że np. podjęliśmy wyjazdy letnie na festiwal w Santander, gdzie mieliśmy całą serię spektakli, koncertów − nie tylko na samym festiwalu, lecz także w miejscowościach nieopodal. W nich nasz chór zaprezentował swój własny wieczór, nie tylko Verdiowski, który pokazywaliśmy właśnie w Santander. Następnie były to też: Madryt, Berlin – z „Mandragorą” i wyjazd do Palermo (1 października spektakl „Candide” – przyp. mój SP), z wersją koncertową „Candide” – z naszym chórem, naszymi dziećmi Opery Studio, czyli z Wojtkiem Sokolnickim, Agnieszką Sokolnicką i innymi młodymi, a także zaproszonym naszym solistą panem Trafankowskim. Mamy więc naszego „Candide” w wersji koncertowej z chórem, z kierownictwem muzycznym Elio Boncompagni, jak w ubiegłorocznej premierze w Poznaniu.
To są momenty, na które możemy sobie pozwolić, jako że nie chcielibyśmy opuszczać teatru, kiedy ten teatr jest do dyspozycji i możemy wejść na salę. A na nią wejdziemy już 3 listopada, a 6 listopada – odbędzie się tam jubileuszowy koncert maestro Dondajewskiego, wersja koncertowa „Cyganerii”. Następnie − wielka premiera „Lady Makbet Mceńskiego Powiatu” w wersji, która miała lata temu swoją polską prapremierę, a po niej polska prapremiera ”Śpiącej królewny” Ottorino Respighi – opera, a nie balet…
Rok 2012 – Rok Mężczyzn w Teatrze Wielkim. W zasadzie pracujemy latami, a nie sezonami. W styczniu 2012 rozpocznie się Rok Mężczyzn, który inauguruje „Dzień świra”. Kolejne spektakle to m.in.: „Jezioro łabędzie” – nowa produkcja, „Demetrio, król Syrii”, który się pojawi po prapremierze współczesnej światowej w Szwajcarii, z naszą współpracą − naszym chórem i solistami, „Eugeniusz Oniegin” w koprodukcji z 6 teatrami, który kończy swoje tournee w Poznaniu, „Hamlet”, „Slowman” we współpracy z Festiwalem Malta. A rok potem, na koniec tego roku męskiego – „Król Roger”, nowa produkcja z Mariuszem Kwietniem, po realizacjach w Hiszpanii, z którą ten projekt wspólnie prowadzimy.
Mały Sezon to oczywiście spektakle w sali kameralnej Drabowicza. Chcielibyśmy, aby nasz zespół był cały czas aktywny i żeby publiczność mogła wrócić do tej sali, która ma swoją historię od momentu mojego przyjścia do Teatru Wielkiego (2010 r.). Całą działalnością Opery Kieszonkowej nie tylko na tej scenie i w tej sali zajmowała się Zuzanna Mikołajczak. Opera Kieszonkowa jest tak pomyślana, żeby w dobie kryzysu, mogła dotrzeć do wielu, np. z „Halką”, w wersji kieszonkowej, możemy dojechać wszędzie. Mamy za sobą takie wydarzenia w dworkach w Wielkopolsce, lecz pojawialiśmy się także w Poznaniu w różnych miejscach, a z „Mandragorą” − także w Berlinie.
− Tegoroczny Mały Sezon jest nietypowy. Poprosiłem zespoły, by same zaproponowały, co by chciały zaprezentować publiczności, nie narzuciliśmy tego jako dyrekcja. Zespoły odpowiedziały w sposób interesujący – pokazały też, co robią w świecie muzycznym poza naszym teatrem w Poznaniu i okolicy, jaki repertuar preferują. Stąd powstały różne propozycje, które ułożyliśmy dla publiczności w pewne cykle. Myślę, że publiczność będzie miała powody, by wracać do naszych artystów…
O sali Drabowicza
− O dziwo! Ta sala stała się miejscem przyjaznym. To wynika z opinii wielu naszych widzów, którzy przyjeżdżają tutaj spoza Poznania. Bowiem te nasze akcje wyjazdowe przyciągnęły tę publiczność, która z reguły rozpoczyna od Opery Kieszonkowej, a potem jest skłonna pójść na dużą scenę, duże tytuły. Oczywiście, będziemy wyjeżdżać ze spektaklami poza siedzibę. Mały Sezon – mam nadzieję – będzie kontynuowany co rok. Nasze spektakle w sali Drabowicza polegają na dużym kontakcie widzów i zespołu. Sala żyje codziennie – nie tylko małymi formami, ale również kameralistyką jako taką, recitalami naszych solistów czy gości naszego teatru. To wszystko jest złożone w pewną całość, ma pewną logikę. Miesiąc podzieliliśmy na różne tematy, kojarzone bardziej z Mozartem i muzyką eklektyczną, nie tylko klasyczną. A skąd ten eklektyzm? To zasługa naszych zespołów istniejących przy teatrze. One też przedstawiają nas na zewnątrz, co cieszy, bo to jest promocja, a ich powodzenie także temu służy. W tej sali nasi soliści mieli i mają szansę pokazania się w grupach kameralnych i jako soliści. Nagle byliśmy i jesteśmy na wyciągnięcie ręki, a publiczność nie od razu się przyzwyczaja do tak małego dystansu…
Tekst i fot.: Stefania Pruszyńska