„«Co piękne, nie jest to — mówił Maurycy —
Co się podoba dziś, lub podobało,
Lecz, co się winno podobać; jak, niemniej,
I to, co dobre, nie jest, z czym przyjemniej,
Lecz, co ulepsza»” – podaje Cyprian Kamil Norwid w „Promethidionie”¹.
Coraz zamożniejszy gatunek homo sapiens jest łasy na wszystko, co podwyższa mu komfort w każdej dziedzinie życia. A hasło na produktach: „przyjazne środowisku naturalnemu” działa cuda w naszej świadomości – usypia czujność. I paraliżuje zmysły innowacyjne – wizje spokrewnione z naturą. I tak oto wszechobecny już samochód – szybkobieżny stalowy rumak, udoskonalany na wiele sposobów, jest teraz nie tyle wyróżnikiem statusu ekonomicznego i społecznego, ile narzędziem modelowania aktywnego i zarazem swobodnego trybu życia.
A kto z pożądliwie przyglądających się dobrodziejstwom technicznym, uznający siebie za miłośnika i obrońcę natury, myśli o tym, że jest skazany na hipokryzję? Ekofiltry czy inne udoskonalenia, z założenia i głoszonych szczegółowych argumentów mające oszczędzać środowisko naturalne, jednoznacznie przemawiają do wyobraźni współczesnych jeźdźców anektujących co rusz jakąś nowość genetyki motoryzacyjnej, nadal najczęściej żywiącą się benzyną lub ropą. Dopiero alarmy o smogu – uprzytamniają skalę skutków. Czy łapczywości i uporczywego trwania w nawykach nieliczenia się ze środowiskiem przyrodniczym?
„(…)»Prawdy powietrze
Póki jest czyste, wszystko się rozwija,
Weselsze kwiaty, liście w sobie letsze
Jaśniejszy lilii dzban, smuklejsza szyja,
Wolniejszy człeka ruch i myśli człeka…«” – czytamy w wersach „Promethidiona” C.K. Norwida²
Śmiertelnika chyba nie uczy niczego doznawanie męki podczas ataku migreny albo innej dolegliwości wymagającej ciszy i snu, gdy zza szczelnego okna dobiega nieznośne dudnienie i ryk rozpędzonych aut. Nie irytuje nawet, że musi się obawiać otwierania okien? A może chociaż niepokoi widzialna rosnąca liczba stalowych rumaków? Ano, nie niepokoi. Przynajmniej niewiele wiadomo o tym. Narzekanie natomiast na ich wątpliwe uroki w pejzażach natury i cechy kwalifikujące je do roli toksycznych intruzów, najeźdźców planety, ma rangę wysublimowanej jakości myślenia – iście królewskiej maniery, nie znajdującej posłuchu pośród tłumu.
W mieście i na osiedlach przybywa więc parkingów – na niedawnych skrawkach zieleni… Samochody, czyli neorumaki, organizują i jeźdźcom, i nam wszystkim życie. Drogi osiedlowe dla pieszych, z ograniczonym dotąd do niezbędnego ruchem kołowym, awansują jedna po drugiej do roli przejezdnych ulic. Takie urządzenie przestrzeni zapewnia zmechanizowanym koniom dojazd do stajni-parkingów. I jedynie wymaga kompromisu ze społecznością, zarządcą terenu. Kompromisu, jak się okazuje niechcianego li tylko przez milczącą mniejszość. Bo większość zazielenianie i wprowadzane innowacje uznaje za antidotum jako tako lub nawet doskonale niwelujące skutki motoryzacji. I woli nie rozważać wobec mierzalnej faktografii smogowej – dobroczynnych właściwości natury, a zwłaszcza powietrza. Szuka więc, a bynajmniej nie pedes apostolorum, niekiedy tylko na rowerze – owych prawdziwych skarbów poza miastem. Daleko od swoich domostw.
Najwyraźniej nadszedł czas na zmianę myślenia, według którego naprawę środowiska mielibyśmy zawdzięczać filtrom, recyklingowi, segregacji śmieci, eliminacji jednorazowych plastikowych opakowań przez nakładanie za nie opłat, więc bezradnej, a też utylizacji sprzętów technicznych i ich części czy zużytych baterii i żarówek. A nadto – kolejnym technologiom wprawdzie produkującym urządzenia energooszczędne czy piece gazowe, które obniżają emisję dwutlenku węgla, lecz eksploatującym nadal naturę.
Mamy epokę wymagającą rewolucji. A taką może być w wielkiej skali wspierająca starania proekologiczne – naprawa natury naturą. W jaki sposób miałyby ją zapoczątkować na przykład choćby obmyślane przeze mnie samochody-łąki? Adaptacja na dachach stalowych mustangów hodowli roślin zielonych, kwiatów, iglaków jest nawet przy najlepszej woli prawie niemożliwa. Stare modele trafiają na złomowiska, a najnowsze mają nie bez licznych uzasadnień (w tym ekologicznych) coraz to smuklejsze, opływowe sylwetki. Jak zatem miałyby się rozgrzeszać powiększaniem zasobów natury i wytwarzaniem tlenu choćby na parkingach osiedlowych „pod chmurką”?
Stefania Pruszyńska
Postscriptum o idei samochodów-łąk
Zdajmy sobie sprawę z tego, że każdy samochód zajmuje mierzalną przestrzeń odebraną pierwotnej naturze. A ileż tej przestrzeni zajmują samochody na całym ziemskim globie?! Żaden samochód nie pełni roli, którą miała pierwotna natura, lecz wręcz ją deformuje, eksploatuje. Nasyca ją takimi składnikami, których ona nie jest w stanie przetworzyć tak, aby zachować równowagę wszystkich swoich elementów i cech.
Niejedną godzinę spędziłam na rozważaniach i analizach, jak wstępnie od strony organizacyjnej rozwiązać by można problemy związane ze stworzeniem samochodów-łąk. Najistotniejsza byłaby konstrukcja samochodów umożliwiająca zainstalowanie małej platformy z ziemią i roślinami na dachu. Także dobór roślin musiałby być dostosowany do pór roku w Polsce i gdzie indziej. A pory roku wskutek deformacji klimatycznej, wywołanej działalnością i nieracjonalną, wręcz barbarzyńską eksploatacją środowiska przez człowieka, coraz to bardziej odbiegają od dawnych norm temperaturowych i zjawiskowych. W Polsce wiosną, latem i po części jesienią sprawdziłaby się flora kwietna, a zimą – zimotrwała albo cały rok różne iglaki. A których z nich cykl asymilacji wykazuje najwyższy stopień, zależny przecież od fazy wzrostu? Czyż nie lepiej byłoby też hodować własne naturalne wieloletnie choinki na dachu samochodu (i kontynuować tę hodowlę w doniczkach pod dachami domostw czy na balkonach) i w ten sposób ograniczyć produkcję choinek z tworzyw, których wytworzenie chłonie energię i surowce i nie ma bynajmniej dobroczynnego wpływu na środowisko. Można by zabezpieczać te „łąki” w określonych okolicznościach kopułą (z nasadką zacieniającą lub ochronną) z tworzywa „odwracalnego” i zapewnić im dopływ powietrza na przykład bocznymi szczelinami… i wprowadzić inne dodatkowe elementy także przyjazne naturze, jak: zbiorniki na wodę deszczową, aby roślinom ją zapewnić, nie pobierając jej z systemów wodociągowych, tj. oszczędzać także to dobro natury. Ta idea byłaby pomysłem o wiele korzystniejszym dla środowiska niż np. gdyby wziąć pod uwagę hodowanie na balkonach większej liczby roślin, nawadnianych wodą z domowych kranów.
„Bo nie jest »światło«, by pod korcem stało,
Ani »sól ziemi« do przypraw kuchennych,
Bo piękno na to jest, by zachwycało
Do pracy, praca, by się zmartwychwstało” – C.K. Norwid, „Promethidion”³.
Móc kreować wspieranie natury naturą. Samochody-łąki w dużej skali byłyby sporym wyzwaniem dla wielu naukowców różnych dziedzin, również praktyków zawiadujących różnymi systemami, i wymagałyby współpracy z producentami samochodów. Do stworzenia podwalin skoordynowanego systemu trzeba by również symulacji rachunkowej – na ile opłacalne jest ekonomicznie takie rozwiązanie proekologiczne w porównaniu z kosztami alternatywnych metod, w tym np. masowej ekokomunikacji publicznej, niezdolnej jednak zastąpić indywidualnej, czy technologii wprowadzających samochody na wodór lub prąd elektryczny albo innych. Niezależnie od wszystkich modyfikacji napędu i zmniejszania zużycia paliw, wyciszania silników itp., w tym ergonomicznych, moim zdaniem, ta innowacja, a właściwie rewolucja, mogłaby znacząco wspomagać procesy i wprowadzane metody minimalizacji emisyjności, a nawet w dużym stopniu ograniczyć eksploatację innych dóbr natury.
Wobec faktografii, w której najliczniejsze samochody osobowe mają konstrukcję pomyślaną ergonomicznie, tę ideę i moje rozważania można przyjąć jedynie za obraz-szablon poszukiwań potencjalnego zastosowania. Norwidowe dobro i piękno ze słów Maurycego w „Promethidionie”, podanych już w odległej epoce, może jednak być przypieczętowane pełniejszym przymierzem człowieka z naturą!
„Co piękne, nie jest to — mówił Maurycy —
Co się podoba dziś, lub podobało,
Lecz, co się winno podobać; jak, niemniej,
I to, co dobre, nie jest, z czym przyjemniej,
Lecz, co ulepsza»”¹.
Zachęcam wszystkich do ochotniczych inicjatyw i prezentowania ich pod pełnymi dumy ze swojego myślącego i odpowiedzialnego człowieczeństwa hasłami: Pionier lub Inicjator naprawy natury naturą albo Rewolucjonista dla natury czy Myślę, więc jestem… Za lasy Amazonii… Za karczowane puszcze… Ratownik Matki Ziemi…
Zachęcam reprezentantów nauk wielu dziedzin i producentów samochodów i akcesoriów – do podjęcia badań i działań w przekazanej przeze mnie idei-wizji naprawy natury naturą. Niechby ta droga potencjalnie szeroka została otwarta w poczuciu współodpowiedzialności za życie na Ziemi.¹
Stefania Pruszyńska
_____________________________________________________________________________________________________________
¹ C.K. Norwid, Promethidion. Rzecz w dwóch dialogach z epilogiem, wersy 88-92 [w:] Wolne lektury https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/promethidion.html [dostęp: 25.09.2024].
² Ten, tamże, wersy 662-666.
³ Dz. cyt., wersy 230-234.
© Wszelkie prawa zastrzeżone