Strajk szkolny we Wrześni zapoczątkował falę podobnych protestów, które zaangażowały uczniów i rodziców. Można powiedzieć, że był to „strajk rodzinny”. Wydarzenie to wzbudziło wielkie zainteresowanie i oburzenie Polaków we wszystkich zaborach – mówi PAP prof. Grzegorz Kucharczyk, historyk z PAN i Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. 120 lat temu, 20 maja 1901 r., rozpoczął się strajk przeciw germanizacji.
Polska Agencja Prasowa: W jaki sposób władze niemieckie prowadziły na początku XX w. politykę intensywnej germanizacji Wielkopolski? Jaki był ostateczny cel tych działań, Wielkopolska miała się stać regionem na wskroś niemieckim?
Prof. Grzegorz Kucharczyk: Proces germanizacji miał ten sam cel przez cały okres zaborów. Po drugim rozbiorze, a więc tuż po włączeniu Wielkopolski do Prus, przysłani tam urzędnicy pruscy pisali, że ich celem jest „stopienie” i scalenie tych ziem z resztą kraju. Język niemiecki i kultura niemiecka miały zdominować polskość. Oczywiście z czasem zmieniały się metody. W epoce rządów Ottona von Bismarcka, jako premiera Prus i kanclerza Rzeszy, zwiększył się nacisk germanizacyjny. Przejawem tych działań było rugowanie języka polskiego z urzędów i szkół oraz walka o ziemię. W 1886 r. z inicjatywy Bismarcka powołano Komisję Kolonizacyjną (Königlich Preußische Ansiedlungskommission für Westpreußen und Posen), której celem był wykup polskich majątków ziemskich w zaborze pruskim. Uderzano więc w podstawy tożsamościowe, ale również majątkowe.
Należy też przypomnieć o polityce Kulturkampfu, która zmierzała do zwalczania wpływów Kościoła, który był ostoją polskiej tożsamości. Działania Prusaków przybrały więc wymiar ostrej walki narodowościowej. Dla władz pruskich nie było tajemnicą, że stopienie polskości i katolicyzmu na tych terenach jest faktem. Uznali więc za konieczne osłabienie struktury, która nie była przez nich bezpośrednio kontrolowana. Z tych działań i tego konfliktu wyrastają wydarzenia z początku XX w. Ważnym kontekstem tych działań jest również rozwój niemieckiego nacjonalizmu i zaangażowanie w ten nurt coraz szerszych kręgów społeczeństwa Niemiec.
PAP: Kościół był jedną z ostoi tożsamości narodowej, ale Wielkopolska szczególnie kojarzy się także z nurtem pracy organicznej, wielkiego, tworzonego oddolnie niezależnego ruchu społecznego. W jaki sposób polskie organizacje tego zaboru sprzeciwiały się polityce germanizacyjnej?
Prof. Grzegorz Kucharczyk: Mówi się, że ruch pracy organicznikowskiej był swoistą polską „samomodernizacją”. Trzeba zdawać sobie sprawę, że wiek XIX to okres modernizacji dokonywanej przez wszystkie państwa Europy, we wszystkich wymiarach życia. Polacy zostali pozbawieni możliwości samodzielnego dokonania modernizacji, bo nie posiadali własnego państwa. Warto o tym przypomnieć, ponieważ coraz częściej w przestrzeni publicznej pojawiają się stwierdzenia, że „zabory były szansą modernizacyjną”. Było dokładnie odwrotnie. W wyniku utraty własnego państwa zostaliśmy pozbawieni podstawowego narzędzia procesu modernizacji. Zostaliśmy zmuszeni do tworzenia instytucji obok państwa pruskiego. Ich celem była nie tylko modernizacja, ale, jak mówił ojciec pracy organicznej w Wielkopolsce Karol Marcinkowski, także pobudzenie „towarzyskości społecznej” i „kredytu społecznego”, czyli zaufania pomiędzy różnymi warstwami polskiego społeczeństwa. Temu celowi miały służyć polskie spółdzielnie, instytucje bankowe, czytelnie, koła śpiewacze. Taka działalność miała podnosić poziom egzystencji Polaków, ale i budować tkankę społeczną.
W tym procesie rola Kościoła także była kluczowa. Wsparcie dla takich inicjatyw jak Towarzystwo Naukowej Pomocy dla Młodzieży Wielkiego Księstwa Poznańskiego autorstwa Marcinkowskiego ze strony polskich duchownych, takich jak abp Marcin Dunin, i jego następców – było zasadnicze. Fenomenem Wielkopolski było też ogromne grono księży społeczników, którzy angażowali się jako tzw. patroni, czyli de facto prezesi różnego rodzaju organizacji społecznych i gospodarczych. Można wymienić m.in. najbardziej znanego w tym gronie ks. Piotra Wawrzyniaka, który pełnił funkcję patrona Związku Spółek Zarobkowych i Gospodarczych. Ważną rolę odegrali również księża Augustyn Szamarzewski i Antoni Stychel, który założył Katolickie Towarzystwo Robotników Polskich. Byli nie tylko kapłanami, ale mówiąc dzisiejszym językiem, także doskonałymi menedżerami. Swoją pozycję zawdzięczali nie tyle swojej woli, ile wsparciu miejscowej ludności polskiej ze wszystkich warstw społecznych. Byli proszeni o obejmowanie ważnych funkcji, ponieważ duchowni byli postrzegani jako osoby zaufania publicznego.
Modernizacja w łączności z tradycją to jeden z wymiarów procesów, o których rozmawiamy w kontekście historii Wielkopolski. Polacy wiele zawdzięczali także umiejętności wykorzystywania możliwości, które dawały Prusy jako państwo prawa. Potrzebny był jednak również kapitał finansowy. Dostarczali go polscy ziemianie, tacy jak gen. Dezydery Chłapowski, Seweryn Mielżyński, August Cieszkowski. Zadaniem duchownych było dostarczanie kapitału moralnego. Synergia tych kapitałów dawała sukces, którym okazała się oddolna „samomodernizacja”.
PAP: Siłą, która najintensywniej zwracała uwagę na zagrożenie, którym była germanizacja, była narodowa demokracja pod przywództwem Romana Dmowskiego. W jaki sposób wydarzenia roku 1901 zostały wykorzystane przez polityków tego nurtu w zaborze pruskim i pozostałych dwóch zaborach?
Prof. Grzegorz Kucharczyk: Strajk szkolny we Wrześni zapoczątkował falę podobnych protestów, które zaangażowały uczniów i rodziców. Można powiedzieć, że był to „strajk rodzinny”. Wydarzenie to wzbudziło wielkie zainteresowanie i oburzenie Polaków we wszystkich zaborach. Głos w obronie dzieci zabrali przedstawiciele polskiego życia kulturalnego, tacy jak Henryk Sienkiewicz czy Maria Konopnicka. Za ich sprawą o strajku dowiedziała się zachodnia opinia publiczna w Europie. O zajściach tych pisały dzienniki w zaborze austriackim i rosyjskim. Była to więc kwestia przekraczająca granice nie tylko zaborów, lecz i odbijająca się szerokim echem w całej Europie.
Narodowa demokracja zwracała uwagę na zagrożenie niemieckie. W opinii jej działaczy największym wrogiem polskiej sprawy narodowej były Niemcy, ponieważ były prężne cywilizacyjnie. Przodowali w wielu przejawach życia kulturalnego, naukowego i cywilizacyjnego. Wystarczy spojrzeć na listę laureatów Nagrody Nobla przyznawanych na początku XX w. W zestawieniu z nimi Rosja była znacznie słabsza. W 1908 r. Dmowski w książce „Niemcy, Rosja i kwestia polska” stwierdził, że Rosję czeka kolejna rewolucja, znacznie straszniejsza niż ta z roku 1905 i jej skutkiem może być długoletnie wyłączenie tego kraju z polityki europejskiej. Można powiedzieć, że Dmowski i pozostali politycy endecji nie pomylili się w swoich prognozach.
PAP: Czy propaganda rosyjska próbowała wykorzystać wydarzenia z Wrześni do przedstawienia Imperium Rosyjskiego w roli obrońcy słowiańszczyzny w obliczu zagrożenia niemieckiego?
Prof. Grzegorz Kucharczyk: W prasie odwołującej się do wielkoruskiego nacjonalizmu pojawiały się takie akcenty, ale nie były dominujące. Nawet w kręgach odwołujących się do idei „Wielkiej Rusi” i panslawizmu wątek wspólnej walki Słowian nie był jeszcze eksploatowany zbyt intensywnie. Był to już okres dojrzewania dwóch przeciwstawnych bloków polityczno-militarnych, ale dopiero w okresie bezpośrednio poprzedzającym I wojnę światową te wątki będą pojawiały się znacznie częściej. W kontekście ataków Prus na Kościół i katolików w zaborze pruskim pisano nawet, że są to działania słuszne, bo również dla Rosji pozycja Kościoła jest zagrożeniem. Nastawienie propagandy rosyjskiej zmieniło się dopiero w ostatnich latach przed wybuchem wojny światowej.
PAP: Jaką rolę odegrała walka z germanizacją w kształtowaniu się nowoczesnej tożsamości Wielkopolan w kolejnych latach?
Prof. Grzegorz Kucharczyk: Września była kolejnym ważnym dowodem na zagrożenie niemieckie i brak jakiejkolwiek tolerancji Berlina dla polskich dążeń narodowych. Wiedziano o tym wcześniej, bo Polacy w Wielkopolsce doświadczyli już Kulturkampfu, ale to wydarzenie było szczególnie spektakularne ze względu na brutalność wobec dzieci. W naturalny sposób pobudzało to emocje. Kilka lat po strajku wrześnieńskim kolejnym dowodem intencji Berlina była tzw. ustawa kagańcowa. W 1908 r. uchwalono prawo zmierzające do wyrugowania języka polskiego z przestrzeni publicznej. W ślad za nią poszła kolejna ustawa o przymusowym wykupie ziemi. W ten sposób Prusy weszły na ścieżkę „ustawodawstwa wyjątkowego”. Oba te akty prawne dotyczyły bowiem tylko wschodnich prowincji Prus, a więc tylko Polaków. Kruszyła się pruska zasada państwa prawa. Do tej pory Niemcy chlubili się tworzeniem państwa opartego na prawie, odrzucającego zasady typowe dla rosyjskiej autokracji. Złamanie prawa własności było dowodem odrzucenia tych zasad. Przypomnijmy, że wcześniej Komisja Kolonizacyjna działała wyłącznie w oparciu o czynniki ekonomiczne oraz prawo pierwokupu i nie miała prawa przymusowego wywłaszczania Polaków. Strajk we Wrześni był zatem ważnym i symbolicznym wydarzeniem, ale kolejne lata utwierdzały Wielkopolan i wszystkich Polaków w przekonaniu o narastaniu nacisku germanizacyjnego.
Po 1989 r. można dostrzec tendencję do rzadszego mówienia o tej sprawie, być może ze względu na jej częstą obecność w propagandzie komunistycznej. Wydaje się, że jednak na poziomie lokalnym, wśród małych ojczyzn Wielkopolski pamięć o tamtych wydarzeniach jest dość powszechna i żywa. Sprawy zaboru pruskiego zbyt rzadko pojawiają się również w edukacji szkolnej. Jeśli spojrzymy na podręczniki szkolne, to okres zaborów jest ujmowany przez pryzmat zaboru rosyjskiego. Walka o polskość w zaborze pruskim jest na dalszym planie, a przecież właśnie w Wielkopolsce, jak pisał na kartach „Myśli nowoczesnego Polaka” Dmowski, wykuwał się „nowy, czynny typ Polaka”, który jest otwarty na modernizację, ale korzeniami trwa w tradycji.
https://dzieje.pl/
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /
Źródło: Serwis Nauka w Polsce – www.naukawpolsce.pap.pl