Archi, neo, continuo, Stefania Pruszyńska
Samotność to los, przeznaczenie? Wynika z postawy człowieka wobec innych ludzi? Jest rezultatem postawy ludzi? Kiedy i jak cierpią ludzie z powodu np. izolowania ich, pomijania, braku zainteresowania nimi, skazywania na niepamięć? A czym jest samotność dla kobiety, mężczyzny?
Dlaczego jedni czują się samotni, a inni nie? Czy i kiedy wierzący w Boga lub niewierzący czują się samotni? Takie poczucie zależy od wiary bądź niewiary? Czy bycie samej, samemu to samotność? A samotność wśród ludzi − w pracy, w skupiskach ludzi, małżeństwie, rodzinie, w miłości? Jak i kiedy cierpimy z powodu poczucia samotności?
Poczucie samotności generuje świadomość istnienia barier między ludźmi, barier − nie do pokonania? Dlaczego i kiedy poczucie samotności pcha ku niewierze w siebie samego, w swoje wartości? Jaki ma wpływ na ten stan niewiara w ludzi, w ich dobre uczucia, intencje, dobrą wolę? A rozpaczliwe poczucie samotności to stan, z którego nie ma wyjścia? Kiedy, kogo i czy taka samotność może oskarżać o egoizm i okrucieństwo?
Temat ten wywołuję nie bez kozery, zadając pytania i prowokując swoimi przemyśleniami wyróżnionymi w tekście. Proponuję na początek refleksję. Bo warto nad tym przystanąć i pomyśleć. I rozejrzeć się dokoła. Samotni żyją obok.
Wola dobroczynienia człowiekowi musi być wolą totalnego altruizmu?
Aby dobroczynienie było dobrem. Co można i trzeba uczynić, jeśli ma się możliwość uczynienia czegoś dobrego dla innych np. jako wolontariusz akcji społecznej pomocy bądź pracownik służb społecznych (w ramach struktur finansowanych ze środków publicznych), a także w obrębie rodziny, relacji przyjacielskich czy spontanicznie w reakcji na widzianą, znaną sytuację potrzeb − aby to czynienie było autentycznym dobrem?
By było dobrem również dla osoby czyniącej dobro, a nie skutkowało złem, stratą, niepowetowaną krzywdą dla niej.
Nieproste, prawda?
Samo dobro nie jest podstępne. Płynie z najpiękniejszej mocy człowieka. Zło zaś, niestety, potrafi udawać dobro. O tym też warto pomyśleć.
„My home is my castle”. Dlaczego niektórzy a liczni nie wychodzą do ludzi, nie zapraszają przyjaciół i bliskich do siebie, niechętnie przyjmują zaproszenia? Są rozczarowani, nie mają ochoty na goszczenie kogokolwiek, nie mają środków ani sił na goszczenie, wolą zachować swoje domostwo dla siebie? Są zajęci własnymi aktywnościami? Pragną ożywienia, impulsu, zachęty do wyjścia z domu, zainteresowania innych? Czekają na znak, gest, telefon od innych? Są chorzy, mają stany depresji? Popadają w melancholię, są załamani? A może chcą już tylko zasnąć?
Labirynt ludzkich doskonałości jest spleciony z labiryntem ludzkiej ułomności. Piękna z brzydotą
Nie ma schematów ani uniwersalnej diagnozy czy rady. Można przecież też myśleć: Ludzie sami decydują o tym, w jakim położeniu się znajdują. Także o takiej swojej samotności i osamotnianiu innych osób − swoją nieobecnością, brakiem inicjatywy. A może tylko − samowystarczalnością, potrzebą wyciszenia się, zajmowania się czymś, co wymaga bycia samemu?
Człowiek na pewno nie żyje na pustyni. Tylko wyjątkowo jako wędrowca przemierza pustynię dosłownie. A może tak jednak odczuwa swoje położenie? Można zadać sobie pytanie: Dlaczego w takim razie odczytuje się tak niekiedy lub często własną sytuację, jakby wokół była pustynia?
Starsi ludzie zwłaszcza bywają w potężnej opresji, gdy nie mogą się pogodzić ze stanem starzenia, swoją narastającą niedołężnością, której istnienie bywa niekiedy rezultatem małej pracy nad sobą z powodu choćby niewiary w jej sens, tej z kolei uwarunkowanej raz niezależnymi okolicznościami, raz zależnymi od postawy wobec siebie, swojego zdrowia.
Niedoświadczanie miłości, sympatii w takim położeniu ma wiele barw niechęci osób, które same nie pragną w jakikolwiek sposób podtrzymywać znajomości czy okazywać komukolwiek swojego zainteresowania. To trudne sytuacje.
Gorzki chleb dajesz, taki sam otrzymasz. Ile w tym autentycznego chleba powszedniego, niestety − tego niejadalnego, gorzkiego, który dzisiaj podawany nie tylko takim samotnym i np. starszym czy starym ludziom, jutro może być podawany tym, którzy go podawali wczoraj wielu innym.
Proste a dobre jest piękne i natychmiast działa
Nawet zrzędliwa, burkliwa, nieprzyjemna w zachowaniu osoba potrafi nagle się rozpromienić, gdy jej okazać miłym słowem, gestem dobrą wolę, serdeczność czy wspaniałomyślność, grzeczność i poświęcić trochę czasu na rozmowę, pomóc jej w czymś małym.
Nie trzeba się zrażać zbyt szybko. Odpowiedź na dobro przychodzi spontanicznie i może zmienić niejedną postawę negatywną na bardzo pozytywną, nawet na tyle ciepłą w wyrazie, że jest ona zdolna ponieść dalej ten ożywiający impuls w kontaktach.
I młodzi, i starsi bardzo silnie reagują na różne przejawy starzenia czy utratę walorów osobistych, zdrowia, pogorszenie sytuacji egzystencjalnej. Kiedy przeżywa się obniżenie nastroju (np. z powodów także organicznych, w tym zaburzeń hormonalnych w wieku starszym), spadek kondycji, utratę swojej urody czy sytuacje złe, obiektywnie, a nie tylko subiektywnie dramatyczne − trudno o dobre relacje z innymi. W każdym wieku jest możliwa taka odmiana losu czy pojawienia się zmian niekorzystnych w życiu, zdrowiu, wyglądzie, sprawnościach…
Tymczasem można wiele uczynić dla przywrócenia dobrej sytuacji czy jej polepszenia, utrzymania dobrej kondycji, pogody ducha, podtrzymania uroku osobistego.
Oczywiście, jeśli nie ma przeszkód − łatwiej o to, co sprzyja stałemu komfortowi psychicznemu i znakomitemu samopoczuciu.
A co nam mówi przykazanie: kochaj bliźniego swego jak siebie samego, jeśli je uznajemy za ważne? Jak samą, samego siebie kocham? Jak jestem kochana, kochany? Czy umiem kochać w cierpieniu? Jak jestem kochana, kochany w cierpieniu? I gdzie te ręce i to serce chowam, zamiast je wyciągnąć do czekających na ich i moje ciepło? Jak okazujemy ludziom nasze serca, naszą serdeczność? Czy jesteśmy zrozumiani, chciani, szanowani, doceniani, gdy je im okazujemy? Jak przyjmujemy okazywanie serca, serdeczności? Jak rozmawiamy ze sobą? Jak pojmujemy wartości innych, ich talenty, prawa? Ich dokonania, starania i dążenia, pracę, zdobycze intelektualne, artystyczne… Potencjał i przeszkody.
Pytamy tych, których spotykamy rzadziej, jak się mają, czym się zajmują, czym się interesują, czego pragną, o czym marzą, jakie mają plany?
A gdy traktujemy ludzi nazbyt służbowo, chłodno, nieprzyjaźnie, nie jesteśmy przypadkiem pancernikami – osobami uzbrojonymi w ochronne szaty? Taka może być mowa również kompleksów, przyszarzająca jakość życia i dialogu, której źródła tkwią w doświadczaniu wielu niewłaściwych reakcji na siebie, doznawaniu krzywd, wrogich postaw, niegodziwości – w odpowiedzi na to, co szlachetne, dobre.
W każdej relacji tryb komunikacji czy sposób okazywania grzeczności, uprzejmości jest przejawem kultury osobistej, lecz i rozumienia roli, jej ram. Także mówią wtedy silnie osobowość każdego, emocje, uczucia, nastawienia…
A do czego prowadzą np.: skrótowość drylu urzędowego, niedostatki empatii lub jej brak, znikomość też woli ludzi do pokonywania sztampy, sztuczności…
Na gruncie zaburzeń w kontaktach międzyludzkich i doświadczeń, w których doznaje się niezrozumienia, niechęci czy wręcz nieprzyjazności, jak przysłowiowe grzyby na deszczu wyrastają zahamowania, lęki i poczucie wyobcowania. Przekonania, że świat jest pełen złych ludzi i nie warto się zbliżać, dążyć do zawierania bliskich znajomości, niekonwencjonalnego dialogu. Zanika poczucie sensu okazywania własnej woli, poglądów, uczuć… To skrajne stany świadomości. Jednym słowem, w końcu reakcje przypominają schorzenie, chorobę, bo tyle z tym wiąże się urazów psychicznych, duchowych. Tyle traum nawet może wyzwalać znajomość z kimś, kto sprawia nie tylko wrażenie, że ma wolę np. niszczenia ludzi, ich upokarzania, wykorzystywania czy manipulowania nimi. W niszczycielskich postawach tli się wiele zła − taką ocenę podpowiada instynkt samozachowawczy, który chroni przed destrukcją i zgodą na taką relację.
Motywy, postawy bywają różne. Nie zawsze intencje są trafnie odczytywane. Zresztą też temu dobrze nie służy pseudodialog, skąpa wymiana zdań, opinii. To dialog pozorny, którego najtrudniejszą formą jest ten oparty li tylko na domysłach bądź jednostronnych komunikatach. Bo nie potrafimy czy nie chcemy rozmawiać, dyskutować, porozumiewać się i rozwijać się w dialogu?
Przekonanie: „Pochwal się” swoim dramatem albo sukcesem, a już jesteś skazany na ludzką niegodziwość − tylko dokłada kamieni
A trzeba wiedzieć wielu, że tylko nieliczni niegodziwi szafują złem w reakcji na czyjąś dramatyczną sytuację. Na to błaganie nieme i to wyrażone słowami złem odpowiadają ludzie okrutnicy, psychopaci, sadyści, skorzy do wykorzystywania nawet osób w opałach. Takich kwalifikuje się do uznania za niepożądanych w społecznościach. Zło zawsze prędzej czy później się odsłania i jest zwalczane. By jego miejsce zajęło dobro. Taki porządek ludzkich spraw zawsze podtrzymywał i podtrzymuje rozwój społeczeństw, cywilizacji.
Dystans jest zdrowszy. Sprzyja wzajemnemu szacunkowi i rozwojowi dialogu i cennych wartości. Umiar nikogo nie razi, nie rani, nie krzywdzi. Ma jednak w sobie coś z maski ochronnej.
Japończycy mają ciekawy zwyczaj − pytają: jak się ma pani, pana matka, ojciec, a jak mąż, żona, siostra, brat, szwagier, zięć, dzieci, kuzynka, kuzyn, wuj, ciotka itd. Zapytani przez grzeczność o to samo (bo tego uczą swoją metodą), mają na wszystko odpowiedź afirmującą stan optymizmu dotyczący rodziny: wspaniale, cudownie, znakomicie, bardzo dobrze, bez zmian − dobrze, zadowalająco… I podczas takiej rozmowy na ogół nie schodzi im z ust słoneczny uśmiech i nie znikają wesołe iskierki w oczach.
A kiedy płakaliśmy, rozpaczaliśmy z powodu poczucia osamotnienia, co stanowiło powód tej rozpaczy i tego stanu − rozłąka, rozczarowanie, nieodwzajemniona miłość niespełniona, doznane upokorzenia, tęsknota, nostalgia, poczucie odrzucenia, brak z kimkolwiek wspólnoty idei, bycie samej, samemu w swoim domu?
Dzieci w piaskownicy. Są na ogół pod opieką dorosłych. A widać już w gromadce bawiących się pociech, że jedne z nich uzgadniają ze sobą wspólną zabawę, wymianę łopatek, wiaderek, inne zaś pragną zastrzec tylko dla siebie jakąś część piaskownicy, jeszcze inne zabierają zabawki mniej zdolnym do samoobrony. Te dzieci niezdolne do samoobrony, które w reakcji na zabraną im zabawkę jedynie płaczą i szukają pomocy opiekuna, przypominają obraz bezradnego dorosłego człowieka. Takim bywa samotny, chory, dobroduszny, ufny, naiwny, dobrze wychowany, wrażliwy. Jemu trudniej przychodzi zdobywać w życiu cokolwiek. Jest narażony na tych, którzy mu zabiorą, oszukają go, omamią, obśmieją, wyszydzą, zdradzą, wykorzystają. Może wtedy post factum powoływać się na zasady, prawo itp.? Dlatego też nie można pozostawiać takich osób samym sobie, gdy potrzebują wsparcia choćby zrozumieniem, obecnością, demonstracją, że nie są sami. To mówi nam etyka i zdolność do miłości, ta głęboko w nas tkwiąca moc dobroczynienia i niedozwalania na krzywdy. To właśnie ta zdolność i moc wytworzyły prawo: humanitarne, pochylone nad człowiekiem i jego dobrami.
Karnawał na Pustynnej II, Stefania Pruszyńska
Samotność ma wiele imion i tyleż samo barw. Wiadomo, że doskwiera nie tylko brak obecności człowieka blisko, lecz również brak rozmów, brak kontaktu, brak możliwości dzielenia się myślami, brak jakiegokolwiek sygnału od osoby, osób. Okazjonalne okazywanie pamięci bywa także tak odbierane, choć często mylnie, gdy kiedyś te kontakty były ożywione. A okazywana niechęć do kontaktów − to doprawdy bardzo szczególny przejaw złych nastawień, relacji, wyobrażeń, nierzadko rezultat wyjątkowo niedobrych doświadczeń, zranień, krzywd, niesprawiedliwości. Owocuje tak też poczucie konieczności samoobrony.
Tęsknota za człowiekiem ujawnia moc pragnienia wyjścia z samotności
Bez przejawów miłości, jej okazywania i bez tej nam okazywanej, doznawanej od innych, a zwłaszcza od osoby, którą wyróżniamy swoją miłością, przeżywamy dramat. Nie zawsze to okazujemy.
Towarzysz na co dzień. Wielu ludzi otwiera telewizor − i tam znajduje czyjeś życie, wieści o świecie. To jednak tylko napełnianie świadomości różnymi treściami, nie zaś prawdziwe własne życie. Telemania bywa jedną z form niepokojących uzależnień w sytuacjach osób żyjących samotnie. Taka jedyna forma zainteresowania w ciągu dnia, polegająca na bierności…
Marzyć, kochać, być aktywnym, twórczym, kreatywnym, znaczy żyć pełniej. To jedna z podpowiedzi − antidotum na samotność. Pytania o samotność i jej uprzykrzenia gasną jak niepyszne w odpowiedzi już na sam uśmiech…
Kwiaty a kwiaty. Nieporównywalne jest podziwianie kwitnących bzów w reportażu telewizyjnym, na obrazie, fotografii − z dotykiem ich żywych, choćby w wazonie, a cóż dopiero w ogrodzie na bujnych krzewach, gdy rozsiewają ponętne aromaty i cieszą nie tylko oczy, oczarowując swoimi barwami…
Stefania Pruszyńska
Ilustracja 1: Archi, neo, continuo, Stefania Pruszyńska
Ilustracja 2: Karnawał na Pustynnej II, Stefania Pruszyńska
Wszelkie prawa zastrzeżone