Rozmawiam z Romualdem Juliuszem Wydrzyckim, bratem stryjecznym Czesława Niemena, czyli Czesława Juliusza Wydrzyckiego (czerwiec 2005 r.). Pan Romuald odebrał w ubiegły piątek, 29 września 2006 r., statuetkę „Wodnika” przyznaną pośmiertnie Czesławowi Niemenowi przez Krzysztofa Wodniczaka.
Jest Pan przejazdem w Poznaniu. Dokąd się Pan teraz wybiera?
− Jadę do Łagowa na trzydniowe spotkanie ludzi zajmujących się niemenologią, czyli znawców muzyki Niemena. To spotkanie sympatyków jego twórczości kompozytorskiej, wiernych Jego miłośników i zbieraczy pamiątek po Nim. Mieliśmy już takie. Było to pierwsze nasze spotkanie, odbyło się w 2004 r. w Mierzwicach…
Czy pamięta Pan swojego stryjecznego brata Czesława z czasów dzieciństwa?
− Cześka znałem od samego początku… Znałem i dobrze Go rozumiałem. Byliśmy bardzo zaprzyjaźnieni. Gromadziłem wszystko, co od niego otrzymałem – nagrania, zdjęcia, także nieoficjalne nagrania live, okazjonalne kartki. Mam bardzo duże zbiory. O, tu mogę pokazać pani kartkę, którą sam narysował i przysłał na Boże Narodzenie.
Przyznaję, że jest niezwykła, ze wspaniałym rysunkiem….
− Podoba się pani… Ma coś wspólnego z Gwiazdką…
Bajkowość i symbole… Elementy wspomnień z dzieciństwa… A co dalej ze zbiorami pamiątek po Niemenie?
− Kilkadziesiąt zdjęć przekazałem na wystawę w Szczecinie, ale umieszczono tylko jedno z nich.
O jakiej wystawie Pan mówi?
− O dwuczęściowym minifestiwaliku w Szczecinie w styczniu 2005 r., konkursie ogólnopolskim, który nawiązywał do szczecińskiego Festiwalu Młodych Talentów z 62. roku, w tym także do jego laureata – Czesława. Tu zaczęła się jego kariera. Byłem wtedy na tym koncercie Druga część styczniowej imprezy była połączona z wystawą zdjęć plakatów i odsłonięciem kamienia poświęconego Czesławowi. Kamień ten znajduje się niemalże w ogródku piwnym – w alei na kortach tenisowych. Jest to aleja Pod Papugami – pamięci Czesława Niemena.
Niemalże w ogródku piwnym… Czy to coś ma znaczyć?
− Jest teoria, że nie pił, nie palił… Ale bez przesady… Pił i wino, i piwo – ze mną.
Dlaczego z tego ciekawego zbioru zdecydowano o zamieszczeniu na wystawie tylko jednego zdjęcia?
− To chore. Mam własny pogląd, teorię na ten temat. Przypuszczam, że tak się mogło stać na interwencję Małgorzaty, wdowy po Czesławie Niemenie. Sam Czesław w różnych rozmowach używał terminu: sekta. To według mnie miało znaczyć pomieszanie różnych opcji, wyznań, charakterów, a także poziomu myślenia, czyli to, czego w miarę rozsądny człowiek nie jest w stanie pojąć.
To spiskowa teoria dziejów?
− Jest to związane z postawą Małgorzaty, która wszystko komplikuje. Podobno sama o sobie kiedyś powiedziała, że jest poganką.
Skąd pochodzi Małgorzata Niemen?
− Jej rodzice pochodzą z Olsztyna.
A Pana związki z życiem artysty?
− Miałem swoje życie. Skończyłem politechnikę − budownictwo okrętów w Szczecinie. Z Cześkiem miałem różne kontakty. Wspólne wyjazdy, koncerty. Także telefonował do mnie i przysyłał kartki z wyjazdów. Kiedyś prosił o pomoc przy remoncie domu w Warszawie, na Żoliborzu − budował tam studio. „Znowu ta twoja rodzina” – powiedziała na powitanie żona Czesława…
Obaj – Pan i Czesław Wydrzycki urodziliście się na Kresach (obecna Białoruś). Kiedy stamtąd przyjechaliście do Polski?
− Byliśmy rówieśnikami. Czesław urodził się w Starych Wasiliszkach 16.02.1939 r., a ja w nieodległych Szczytnikach – 27.03. 1939 r. Po skończonej wojnie, w 1945/46 roku moja rodzina trafiła na Ziemie Odzyskane – zgodnie z zaleceniem ówczesnych władz. Osiedliliśmy się w Pałcku koło Świebodzina. To wieś. Mój ojciec skończył przedwojenne Seminarium Nauczycielskie. W Polsce cały czas prowadził szkoły – na początku był kierownikiem, później dyrektorem. W zawodzie pedagoga – całe życie. Czesław, mając 19 lat ( w 1958 r.), z rodziną trafił do Białogardu. Uczył się w szkole muzycznej w Gdańsku… A ja wybrałem Szczecin i tam studiowałem.
Dlaczego wybrał Pan studia w Szczecinie?
− Kocham wodę. Może wpływ na to miała mała rzeczka, nad którą w dzieciństwie spędzałem czas…Potem pływałem już na jachtach we Włoszech. Jachtach żaglowych. Czesław we Włoszech był 3 lata. Bardzo kochał ten kraj. Mówił po włosku chyba całkiem nieźle. Tam też poznał swoją wielką miłość – Faridę. O wątku tym było głośno. To była piękna kobieta, przepięknie śpiewała. Jeździła z nim po Polsce. Wystąpiła na festiwalu w Sopocie. Nagrała w Polsce płytę. Musieli przerwać romans. Ona była mężatką. Dostali sycylijskie ostrzeżenie. Czesiek mówił, że do kobiet nie ma szczęścia…
Mieszka Pan nadal w tym mieście. Ma Pan tam jeszcze rodzinę?
− Żyję samotnie. Mam przyjaciółkę. Jedna z moich sióstr mieszka na Kostaryce, gdzie się mówi: odejść (umrzeć), to się nie męczyć. A najbardziej mnie dręczy ta obstrukcja Małgorzaty. To niewyobrażalna obstrukcja. Nazywam jej postawę wymuszonym spadkobierstwem. I co się dzieje… Mam wrażenie, że specjalnie nas izoluje, żeby nie było ewentualnego spadkobiercostwa. Na przykład mamy koncerty i… od razu riposta. A co było z wydaniem Piotra Kuźniaka… Sugestia: zmienić okładkę… A przecież nikt nie ma pretensji o tantiemy z tytułu praw autorskich. Bo to oczywiste. A co było z Łagowem… Po co pamiątki, wystawy etc… Ciągle litania:„Czesław by sobie tego nie życzył”. Mamy płyty, które mogłyby być wydane. I nic nie możemy. Zawsze ta sama „etykietka”. Nie wyraża zgody na umieszczanie wizerunku Niemena na płytach. Odmawia zgody na wiele inicjatyw. Stąd spiskowa teoria dziejów. A myślę, że jeśli ludzie chcą, niech robią, co chcą robić. Dopóki chcą, niech robią. Jeśli zrobią coś źle, to im przyniesie tylko wstyd przecież. Nie zabraniamy niczego, bo szkoda naszych obolałych głów. I nie jesteśmy wieczni i nieśmiertelni…
…czyli nie można drgnąć?
− …„Tańczące Eurydyki” – festiwal w Zielonej Górze. Pani Małgorzata od razu z uwagami. Kiedy Piotr Kuźniak ma wydać płytę, już reakcja: „Nie ma pan ze mną tego uzgodnionego”. Kto namalował okładkę? – pyta, gdy jest tam podobizna Niemena. Żyje przecież rodzina Czesława. Lecz tylko mówi:” Nic, spokojnie, zostawcie”. Obchodzimy się z nią delikatnie.
Czy spisując Pana żale, także i ja mam się bać pani Małgorzaty?
− (Krótkie spojrzenie mojego rozmówcy i niepewny uśmiech…). Niewykluczone.
Co Pana teraz szczególnie trapi, intryguje?
Smutek, żal, że odszedł w wieku swojego ojca. To chyba fatum. A smucić się można − ile? Rok… dwa, trzy, a może dłużej? − Myślę też o „rozsypywaniu” Czesława… Zmarł 17 stycznia 2004 r. Chciał skromnego pogrzebu, a jego prochy miały być, zgodnie z jego wolą, rozsypane. Wraz z jego siostrą oprotestowałem to. Uroczystość kremacji odbyła się w Poznaniu, a urnę z prochami pochowano na Powązkach w Warszawie.