Hymn śpiewany na demonstracji kobiet w Poznaniu 8 marca 2017, fot.: Stefania Pruszyńska
Hymn kobiet, nieznanego mi autorstwa, odsłania głębsze motywy protestu kobiet, niż te wyraziście wyrażone w oburzeniu na planowane zmiany regulacji ustawowych, dotyczących powoływania do życia człowieka i sfery intymnej. Te inne motywy, nie dość jeszcze artykułowane, dotąd niemal przemilczane w kobiecych protestach, stopniowo ujawniają się w wypowiedziach ich uczestniczek i można je również rozpoznać w różnych doniesieniach prasowych z innych regionów (choćby z protestu w Rzeszowie). Kobiety solidarnie i coraz wyraźniej protestują w obronie własnej – przeciwko przemocy. Protestują więc nie tylko przeciwko zamiarom traktowania ich jak biologicznych mumii.
Nabrały odwagi, poczuły, że mają prawo do protestu. Legalne demonstracje, cokolwiek by miały na celu, są wyrazem demokracji, „która jest także dla kobiet!” − zdają się tłumnie krzyczeć. Demonstrantki protestują, jak mi mówią, również w imieniu tych nieobecnych milczących. Cieszy je, że z nimi maszeruje wielu mężczyzn. To dobry znak.
Subtelność kobiecej natury nie może być na wieki całe skazywana na prymitywizm tych przedstawicieli płci męskiej, którzy nie wahają się okazywać kobietom swoich nie do przyjęcia w cywilizowanym świecie postaw. Kobiety nie chcą cierpieć od pięści, bo boli to nie tylko wprost, lecz również poniża. Nie chcą być gnębione, wykorzystywane, molestowane, traktowane jak przedmioty, własność mężczyzny, niższe istoty. Nie chcą się bać i być zastraszane, gdy szukają pomocy i zgłaszają swoją dramatyczną sytuację. I mówią już o tym na ulicach miast. Donośnie!
Nie godzą się, by stanowione prawo stawało się źródłem przemocy wobec nich, a tak na przykład oceniają pozbawianie ich prawa do decydowania o życiu poczętego dziecka. Ten zaś postulat manifestujące akurat wyrażają prymitywnie, byle głośno i z zadęciem. Ostro! Jak wojna, to wojna! − według reguł stworzonych przez barbarzyńców − zdają się dowieść nie tak rzadkimi wulgaryzmami czy uproszczonymi hasłami. Ta prymitywna stylistyka haseł protestów − odcinająca się od wszystkich subtelności, które wpisują się w niezwykłość macierzyństwa i naturalną miłość do dziecka − dotąd zagłuszała prawdę o wielu krzywdach doznawanych przez kobiety.
− A jest jakaś szansa, by któraś z nas, zwłaszcza delikatna, pełna dobroci, a zmuszana do znoszenia krzywd i cierpień w milczeniu, mogła się czuć w pełni podmiotem prawa? Nie ma takiej opcji! − wykrzykuje z oburzeniem rozedrgana emocjami dziewczyna, zapytana przeze mnie, czy ten protest musi wybuchać takimi wulgarnymi słowami. Czyżby więc według niej i innych podobnie myślących demonstrowanie w zgiełku i tłumie wymaga od kobiet wyrzeczenia się tego, co jest barwą ich odmienności od mężczyzn, zwłaszcza od tych, od których doznają agresji i innych form przemocy?
Inna napotkana, już leciwa, a zażywna wykrzykuje: − Pani! Gdzie pani się urodziła, że pyta! Nie wie pani, że prawo to istny strach na wróble! A wróble to ci wyjedzą pole pszenicy, a tamtym adwokatom trzeba płacić, by zrobili dla pani jakąś sprawiedliwość. Ma pani pieniądze, to może pani coś wygra!
− Świnto racja! − wykrzykuje z poparciem dla niej kolejna starsza demonstrantka.
A co myślą o protestach te kobiety, które nie wzięły udziału w żadnym? Okazuje się, że większość moich przygodnych rozmówczyń woli zasygnalizować swoje problemy, poglądy czy potrzeby inaczej, „na pewno nie w takich wojennych barwach prostactwa z wulgarnymi hasłami” – przyczynie ich nieobecności na demonstracjach. Nieobecne na manifestacjach wprawdzie nie identyfikują się z tym, co waleczne i krewkie demonstrantki „wywrzaskiwały”, lecz chciałyby mieć „bardziej znaczący wpływ na stanowione prawo” i „tych o prawie decydujących”, w tym „na stworzenie systemu właściwego reagowania na przemoc czy rozwiązywania sytuacji kryzysowych powstających w związku z naruszaniem prawa”. Nie ma w nich jednak woli stawania się wojowniczkami na ulicach czy placach miasta o te pożądane nie tylko przez nie zmiany i dobra. Przede wszystkim one nie wierzą w skuteczność publicznych protestów ani w to, że takie akcje mogą wpłynąć na oczekiwane i konieczne zmiany obyczajowe czy mentalne, aby dokonał się prawdziwy postęp.
Hymn, który publikuję na fotografii, śpiewały demonstrantki w Poznaniu 8 marca br. Zbliża się on formą i treścią do racji i emocji z wyższej półki kultury myślenia kobiet krzyczących: Nie! do świata dominującego czy brutalnego, uświęconego tradycją patriarchatu.
− To, co tutaj się działo, jest ważne! − podsumowują to wydarzenie po jego zakończeniu bierne uczestniczki poznańskiej manifestacji, panie ze starszych pokoleń, które przystają na chwilę na chodniku, rozglądając się za znajomą, która gdzieś się zagubiła w tłumie.
− Przemoc jednak ma różne oblicza, nie tylko to przypisywane mężczyznom. Bywa wyrafinowana, podstępna. Dotyka nas wszystkich − w różnym stopniu i w różnych sferach − dopowiada jedna z pań z tej grupki.
− Nie chcemy krzyczeć, wolimy godnie i w milczeniu swoją obecnością dać znać, że potrzeba wielu zmian, a przede wszystkim tych, które „mają pierwszorzędne znaczenie dla polepszenia stosunków międzyludzkich, poszanowania człowieka przez człowieka w ogóle. Tego nie da się wygrać demonstracją”. „Trzeba głębokich przemian, od edukacji i wychowania dzieci począwszy. Byle w tym nikt nie mieszał” − mówią jedna przez drugą.
− Oby tylko takie protesty nie były wykorzystywane politycznie czy przez jakieś grupy interesów. To nie faire i nie rokuje dobrze, bo nas to podzieli − dopowiada jedna z tych kobiet, dotąd próbująca przebić się ze swoją opinią przez wypowiedzi swoich towarzyszek.
− Pani wie aż nadto dobrze, że my, kobiety, zawsze, wręcz instynktownie, pragniemy harmonii, rozwoju i lepszego świata nie tylko dla siebie, lecz dla wszystkich. Te najgłośniejsze i bezpardonowe wystąpienia kobiet w Polsce wcale nie świadczą o tym, że one przestały tak myśleć − mówi najstarsza z tej grupy komentatorek, dotąd wsłuchująca się w tę ad hoc podjętą przeze mnie rozmowę. I patrząc mi prosto w oczy, i uśmiechając się, dodaje:
− Tak trzeba także! Mimo że to nie w naszym stylu.
Stefania Pruszyńska