Życie codzienne w Indiach. Zdjęcia zrobione w Delhi, Mandawie, Jaipurze, Agrze oraz małych wioskach. Zapraszam do galerii.
Indie – Dominiki w podróży (3/4). Jaipur (Dżaipur).
Odstawiamy bagaże w hotelu i ruszamy do centrum. Najlepszym środkiem transportu na większe odległości jest zielono-żółta motoriksza. Są wszędzie. Wystarczy na chwilę przystanąć przy ulicy i od razu jakaś podjeżdża.
Przed skorzystaniem z motorikszy konieczne jest wynegocjowanie ceny przejazdu. Kwota wyjściowa to z reguły 300-400 rupii. Reakcja na to powinna być tylko jedna. Grymas na twarzy i zwrot na pięcie w przeciwną stronę. Cena natychmiast spada do 200 rupii. „It`s to much – we can give you 60”. Po usłyszeniu kwoty rikszarz odwdzięcza się pięknym, wyuczonym grymasem. Tłumaczy, że tam gdzie chcemy jechać jest daleko, przekonuje, że zgodzi się tylko na 200… Wtedy kończymy rozmowę i idziemy do przodu „rozglądając się” za kolejną rikszą. Cena natychmiast spada do 80 rupii (ok. 4 zł). Wsiadamy.
Dowiedzieliśmy się, że za przejazd na odległość do 10 km hindusi płacą 50 rupii. Ale ta cena jest nieosiągalna dla turystów. Dla nas to bez znaczenia – targujemy się za każdym razem tylko dla przyjemności. 🙂
W mieście należy koniecznie zejść z głównych traktów do bocznych uliczek. Ma to kilka zalet. Po pierwsze uwalniamy się od naganiaczy. Po drugie tylko w ten sposób można poznać w pełni autentyczne życie w Indiach. Po trzecie ludzie nie widują tam prawie nigdy turystów. Są bardziej zainteresowani i otwarci. Łatwiej ich zagadać, porozmawiać, liczyć na zaproszenie.
Zainteresowani przystajemy obok sprzedawcy miejscowego przysmaku – liści bananowca, które wypełnia się różnymi dziwnymi składnikami. Sprzedawca częstuje nas srebrnymi kuleczkami. Dominika nie jest do nich przekonana. Ja próbuję widząc, że inni ludzie też je spożywają. W ustach pojawia się smak cukierków miętowych spryskanych tanim damskim perfumem. Po kilku minutach świat trochę wiruje w głowie. Myślę, że to od upału. Wieczorem dowiadujemy się, że poczęstowano nas lokalnym halucogennym narkotykiem.
Kolejnego dnia wjeżdżamy na słoniu do fortu Agra. Piękne miejsce, pocztówkowe widoki. Na ścianach pałacu małe lusterka. Mieszkańcy pałacu wierzyli, że chronią przed złymi duchami. Po prostu jak taki duch zobaczy swoje odbicie w lusterku, to się wystraszy i ucieknie.
Pałac Wiatrów najlepiej obejrzeć o dwóch różnych porach dnia. Zmienia wtedy kolor fasady – inaczej padają promienie słońca. Pałac znajduje się w samym centrum.
Po powrocie do Polski dociera do nas informacja o zamachach bombowych w Jaipurze. Zginęło 80 osób (sami hindusi). Bomby wybuchły w centrum na kilku ulicach, także pod Pałacem Wiatrów. Tam gdzie chodziliśmy kilka dni temu… Mamy nadzieję, że nic się nie stało ludziom, których poznaliśmy… Zdjęcia w galerii nr 3.